Rozdział 17

3.3K 128 9
                                    

Z domu rodziców odjechałem zaraz po telefonie. Skąd oni w ogóle mieli mój numer? Dobrze wiedzieli, że już z tym skończyłem, że chciałem się odciąć. Nie wiedziałem co myśleć, a poza tym nie chciałemby moja rodzina się, o czym kol wiek dowiedziała. Mieszać ich w to nie chciałem. Tę sprawę załatwić musiałem sam. Myślałem, że zamknąłem ten rozdział raz na zawsze. Jednak się myliłem. W domu cały czas siedziałem na kanapie, myśląc co dalej. Sam do końca nie wiedziałem, czy się w to mieszać, a z drugiej strony wiedziałem, do czego byli zdolni. Zdałem sobie sprawę, że już nikt z mojej rodziny nie był bezpieczny.

***

Następnego dnia jak zawsze udałem się do budynku pracy. Mimo że pracowałem w tej firmie kilka lat, to swoich pracowników nie rozróżniałem. Przez tamte drzwi przeszło już tyle ludzi, że nie wiedziałem już, kogo zatrudniłem, a kogo nie. Firma się rozrosła, a mnie przyznawała coraz większe zyski.

- Dzień dobry - powiedziała jedna z sekretarek.

- Dzień dobry - odpowiedziałem i odebrałem od niej dokumenty.

- Dzwonili kolejni ludzie, umówiłam ich z panem na spotkania - mówiła, co jakiś czas jąkając się.

- Czy ja wyglądam na groźnego? - spytałem, z serdecznym uśmiechem.

- Tak... Em... To znaczy nie - zaczęła się gubić w tym, co mówi, a ja wybuchnąłem gromkim śmiechem - no dobrze możesz iść - westchnąłem, a dziewczyna w mgnieniu oka opuściła gabinet.

***

Wychodząc z pracy było dość późno. Niosłem w prawej ręce czarną teczkę z delikatnym uśmiechem. Gdy spojrzałem na zegarek, mój wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
No tak musiałem jechać na to spotkanie. Nie wiedziałem, co tam zastanę. Co oni tam ode mnie chcą? Wahałem się... Myślałem o tym, czy postąpiłem właściwie. Wsiadłem do auta i odjechałem spod firmy. Jadąc, mijałem stacje paliwowe, galerie, szpital. Z każdym przemierzonym kilometrem czułem większy niepokój. Dojeżdżając na miejsce, wziąłem głęboki oddech i wysiadłem z samochodu. Wchodząc pod podany adres czekałem, na jaki kol wiek znak.

- Wreszcie się widzimy - usłyszałem w oddali.

- John? - spytałem ze zdziwieniem.

- Dawno się nie widzieliśmy - usłyszałem kolejny głos.

- Paul? - zacząłem się rozglądać.

- Myśleliśmy, że nie przyjdziesz - powiedział jeden z mężczyzn. Stali już przede mną.

Dwaj mężczyźni dobrze zbudowani jeden szatyn, a drugi brunet.
Co oni tutaj robili? Czego ode mnie chcieli?

- Czego ode mnie chcecie? - spojrzałem na nich pewnym wzrokiem.

- Chyba zapomniałeś, że jesteś nam coś dłużny - odezwał się Paul.

- No dobrze. Co mam dla was zrobić? - westchnąłem wiedząc, że teraz już nie ma odwrotu.

- Przewieziesz coś dla nas. No, chyba że chcesz mieć kłopoty - mówił jeden z nich.

- Co mam dla was przewieźć? - kolejne pytanie wyszło z moich ust.

- Tajemnica - zaśmiali się jednocześnie.

- Panowie, przewiozę to, ale jest umowa. Dacie mi spokój raz na zawsze. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego - powiedziałem upewniając się.

- Umowa stoi - odpowiedzi i podali mi kartkę z adresem.

***

Siedziałem w aucie, biorąc od nich dużą skrzynię. Jechałem pod umówiony adres. Miałem tam odłożyć skrzynie i po prostu odjechać. Wierzyłem im? Sam nie wiedziałem. Robiłem, co każą? Nie miałem wyjścia.

Lily

Moje ciało przeszedł promieniujący ból. W tle słyszałam jakieś głosy, a zapach wydawał mi się znajomy. Byłam w szpitalu. Niepewnie otworzyłam powieki, by znów je zamknąć.

- Hm... - mruknęłam. Nie wiedząc, co się dzieje.

- Wróciłaś do nas - lekarz odetchnął patrząc dalej na pikający co jakiś czas monitor - podajcie jej świeżą kroplówkę - powiedział do jednej z pielęgniarek, a ja uważnie przyglądałam się ich rozmowie - Miałaś dużo szczęścia - westchnął staruszek w kitlu, a ja spojrzałam na wazon z różami na stoliku.

- Przyniósł je tutaj pewien mężczyzna - odezwała się jedna z pielęgniarek.

Czułam się okropnie. Wszystko mnie bolało, a z każdą chwilą czułam, jak wszystko do mnie wracało. Arthur tu był. Byłam, idiotką wierząc, że wszystko mogło się zmienić. Kochałam go. Oddałam mu całą siebie, zaufałam. Po raz kolejny zranił mnie.

- Lily - Charlotte wbiegła na salę, od razu przytulając mnie. Na jej gest od razu syknęłam z bólu. Widocznie do zauważyła, bo szybko się ode mnie oderwała - sorki - dodała.

- Nic się nie stało - powiedziałam, unikając jej wzroku.

- Lily czemu to zrobiłaś? Czemu przez tego idiotę? Widocznie nie był ciebie wart - szeptała, gładząc moją rękę. Na jej twarzy malował się ból o żal.

- Przepraszam - tylko tyle zdołało mi się wyszeptać, nie wytrzymałam. Wtuliłam się w jej szyję, a po moich polikach spłynęły pojedyncze krople łez.

- Hej nie płacz - mówiła cicho, do mojego ucha głaszcząc moje plecy.

Arthur

Zawiozłem całą skrzynię. W głębi duszy modliłem się, aby nikt mnie nie zauważył, a tym bardziej, żeby moja rodzina się o tym nie dowiedziała. Zostawiłem skrzynie pod umówionym adresem, po czym szybko odjechałem. Chciałem mieć to już za sobą. Nie chciałem mieć z tym wszystkim już nic wspólnego. Przez całą drogę marzyłem tylko o tym, aby dojechać jak najszybciej do domu i położyć się na kanapę. W przeszłości popełniłem wiele głupstw. Jedną z tych rzeczy było zaprzyjaźnienie się z Paulem i Johnem. Przez nich wyrządziłem dużą krzywdę mojej rodzinie, jak i mojej dziewczynie.

***

6 lat temu

- Kocham cię - powiedziałem z uśmiechem i dałem jej buziaka.

- Ja ciebie też - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.

Spacerowaliśmy małym chodnikiem. Obok była ulica, przez którą przejeżdżały samochody. W pewnym momencie zatrzymało się jedno z aut.

- Hej stary. Siemka śliczna - powiedzieli Paul z Johnem jednocześnie.

- Siema - powiedziałem z uśmiechem.

- Trochę tu nudno może tak trochę pokolorujemy sobie ten szary, nudny świat? - spytali, pokazując mi małą foliową torebkę z amfetaminą.

W tamtej chwili nie myślałem. Po prostu wsiadłem z dziewczyną do auta i zaczęliśmy wszyscy wdychać to świństwo. Potem, potem już nic nie pamiętałem. Wiedziałem tylko tyle, że spowodowaliśmy wypadek. Trzech z nas przeżyło. Moja dziewczyna zmarła. Zmarła przez moją głupotę. Nie wybaczyłem sobie tego. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Pewnie zapytacie, czemu nikt z nas nie spędził życia w więzieniu? Z miejsca wypadku uciekliśmy, a ona została. Została tam i walczyła o życie, a my uciekliśmy, jak banda tchórzy.

***
Nigdy sobie tego nie wybaczyłem. Zraniłem moją rodzinę, a najbardziej skrzywdziłem bliskich mojej dziewczyny. Cholera przecież ja zabiłem ich córkę, to ja byłem głupi. Ona mogłaby żyć, ale przez nasze tchórzostwo nie dostała tej szansy. Dojeżdżając pod dom, wyłożyłem kluczyki ze stacyjki i czym prędzej ruszyłem w kierunku mieszkania. Długo biłem się z myślami, nie bardzo wiedząc co miałem zrobić. Ściągnąłem płaszcz i wszedłem w głąb domu. Położyłem się na kanapie i przymknąłem oczy, chcąc zapomnieć o dzisiejszej sytuacji. Chciałem zapomnieć i być tu i teraz. Nie wracać do przeszłości i katować się za błędy, które popełniłem...

--------------------------------------------
O to i kolejny rozdział. Dzisiaj trochę o przeszłości Arthura. Miłego czytania. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał 😘❤️

Nie zostawiaj mnie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz