Rozdział II

305 19 0
                                    

  Od przybycia do Smoczego Sanktuarium minęło już około sześciu tygodni. Ja i Ax doskonale się przystosowaliśmy, można by nawet rzec, że czuliśmy się tu jak w domu...
  Ech... Dom... Za każdym razem jak myślę o tym słowie... Czuję ból na sercu... Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, zrozumieć tego, że mojego rodzinnego domu już nie ma... Że mojej wyspy, rodziny już nie ma...
  Często śnią mi się koszmary związane z tym co wydarzyło się stosunkowo niedawno, ale na szczęście za każdym razem moja mordka stara się mnie uspokoić.
  Tak samo było i tym razem. Kiedy obudziłam się zalana potem, nocna furia od razu przy mnie była. Położyła łeb na moich kolanach i spojrzała swoimi fioletowymi ślepiami w moje zielone oczy.
-Dziękuje mordko... - szepnęłam cicho głaszcząc lekko swojego smoka po pysku.
  Zamknęłam swoje oczy z powrotem i po prostu przytuliłam się do boku czarnego gada, na co ten zamruczał zadowolony. Cieszył się z tego, że znowu mnie uspokoił i z tego, że się do niego przytuliłam.
  Powoli znowu zaczęłam zasypiać, a po kilku minutach zasnęłam.
  Nad ranem Valka poprosiła mnie o to, abym sprawdziła czy w pobliżu nie ma łowców smoków. Oczywiście zgodziłam się i już po około piętnastu minutach szybowałam wysoko nad oceanem.
  Rozglądałam się czujnie, tak samo jak i nocna furia, która była lekko nie spokojna. Ax bał się łowców tak bardzo, że jedyna rzecz która przerażała go bardziej niż spotkanie z łowcą była rozłąka ze mną. Smok tak bardzo się do mnie przywiązał, że nie oddalał się odemnie na więcej niż kilometr i chciał mi wszędzie towarzyszyć. To nie dla tego że gad nie posiadał jednej lotki, nie dla tego że nie dałby rady sam latać, lecz dlatego że czuł do mnie szacunek, ponieważ to ja uwolniłam go kilka lat temu z łapsk. Pamiętam to jakby stało się to wczoraj...
  Miałam może z jedenaście lat. Niedawno na naszej wyspie rozbili obóz łowcy smoków. Mieli pełno klatek, w których było mnóstwo smoków i dwie furie, jedna stara, najpewniej kilkudziesięcio letnia, schorowana, a druga młoda. Młoda furia na oko miała tyle samo lat co ja.
  Młodsza furia jak i ta starsza na ciele miała kilka ran, z tą różnicą że ta druga furia miała ich znacznie, znacznie więcej.
  Co wyróżniało młodszą furię od starszej były ciemniejsze łuski i jaśniejszy spód skrzydeł i prawej lotki. Wyróżniały ją też lotki... A raczej brak tej lewej. Jeszcze jedną wyraźną różnicą było to, że na łapach zamaist wypustek, smok ten miał czarne futro sięgające do ziemi. Był też trochę mniejszy od niego.
  Starszy smok miał złote oczy, pełne nienawiści, agresji i co dziwne, nie było w nich ani krzty przerażenia czy też strachu... Łowcy wyniszczyli tego biednego smoka... Wpoili mu nienawiść do wikingów i najpewniej innych gatunków...
  Za to drugi czarny gad miał piękne, fioletowe oczy, które wyrażały jedynie strach... Nie, wręcz przerażenie... Wyrażały także ból i błaganie o pomoc. Nie mogłam zostawić tak tych smoków... Po prostu nie mogłam...
  Szybko pobiegłam w kierunku wioski, a kiedy powiedziałam wodzowi o łowach, powiedział że nie mamy się mieszać. Nie mogą dotrzeć do naszej wioski, ponieważ wszystkie smoki były by w niebezpieczeństwie. Słysząc te słowa zaczęłam krzyczeć że on nie ma serca, że te smoki cierpią, że potrzebują pomocy, ale on niewzruszenie tego wysłuchiwał.
  Kiedy moje słowa nie przyniosły żadnego efektu wybiegłam z domu wodza. Chciałam na następny dzień uwolnić furie i inne smoki.
  Rano zabrałam torbę, wypełniłam ją potrzebnymi rzeczami i zakradłam się na plaż. Z przerażeniem stwierdziłam, że złotookiej furii nigdzie nie było, ale za to smok o fioletowych oczach leżał ledwo żywy w klatce. Na jego pysku znajdowała się podłużna blizna, która krwawiła.
  Szybko i cicho podbiegłam do klatek. Chciałam najpierw uwolnić bardziej żwawe smoki, aby odwróciły uwagę od tych słabych i starszych gadów. Kiedy już to zrobiłam otworzyłam klatkę nocnej furii. Nie miała siły wstać...
  Za mną wylądował warcząc gardłowo koszmar ponocnik. Ryknął na mnie.
  Odwróciłam się szybko gotowa zrobić unik, ale ten patrzył na mnie z wdzięcznością i po prostu... Wyciągnął nocną furię z klatki i pozwoli mi się dosiąść.
  Kiedy siwy koszmar ponocnik wylądował delikatnie kładąc furie na ziemi zeskoczyłam z jego grzbietu. Pogładziłam pysk większego gada na co ten zamruczał, wzbił się w powietrze i odleciał.
  Kucnęłam przy rannym smoku i zabandażowałam jego rany. W wiosce uczyłam się jak pomagać smokom. Tak jak moja matka i ja chciałam pomagać rannym gadom.
  Po zabandażowaniu smoczych ran, położyłam przed gadem ryby i widząc znajomego śmietnika zębacza, poprosiła, aby popilnował furii, po czym wróciłam spokojnie do wioski.
  Przychodziłam do furii codziennie, ale kiedy ta tylko poczuła się lepiej, zaczęła na mnie warczeć. Próbowałam zdobyć jej zaufanie, co szło bardzo mozolnie. Dopiero po pół roku udało mi się do niej na tyle zbliżyć, żeby smok pozwalał mi przy sobie siadać.
  Pewnego słonecznego dnia szłam spokojnie w kierunku polanki, na której znajdowała się furia, którą już jakiś czas temu zaczęłam nazywać Ax, bo mówienie ciągle nocna furia było dość męczące, kiedy usłyszałam jakiś szelest, łamanie gałęzi i warczenie. Rozejrzałam się, co było dobrym pomysłem, bo udało mi się uniknąć ładunku plazmy. Przeraziłam się i pomyślałam co odwaliło Axowi, że do mnie strzela... Ale kiedy smok wyszedł z między drzew okazało się, że to ta druga, stara nocna furia.
  Złotooki gad z głuchym warczeniem zaczął na mnie iść, a ja nie mogłam się ruszyć. Nagle skoczył na mnie i przycinął mnie do ziemi. Krzyknęłam ze strachu.
  Smok zaczął lądować ładunek i w momencie kiedy miał strzelić sam dostał w bok z plazmy. Ryknął wściekły i skoczył do tyłu odsłaniając zęby, a przedemną stanął znany mi już smok. Ax słysząc mój krzyk, z pewnością przyszedł mi na pomoc... Czyli jednak jestem dla niego ważną osobą...
  Smoki warczały na siebie groźnie i zaczęły chodzić w kółko. Za każdym razem kiedy starszy gad zbliżał się w moim kierunku, Ax robił dużego susa i zasłaniał mnie, na co starszy smok odskakiwał. W końcu, wiekszy samiec dał za wygraną i odleciał, ale zanim to zrobił, strzelił w Axa plazmą, na co ten odsłonił się skrzydłem.
  Młodszy osobnik ryknął zwycięsko i spojrzał na mnie. Przyglądał mi się dłuższy czas. Zrozumiałam... On próbował przekazać mi to, że mi zaufał... Że jest gotów mnie bronić... Tak jak ja jego...
  Odwróciłam głowę, zamknęłam oczy i wystawiłam rękę w stronę nocnej furi. Po kilku sekundach poczułam powiew ciepłego powietrza z nozdrzy gada, a chwilę później smok dotknął nosem mojej dłoni. Oswoiłam go. Oswoiłam nocną furię... Nie! Zaprzyjaźniłam się z nocną furią, z Axem. Z moim Axem.
  Wracając do teraźniejszości... Valka co jakiś czas prosi mnie o jakieś małe przysługi, a ja z okazji tego, że czuję do niej ogromny dług wdzięczności, starałam się je wszystkie wykonywać z ogromną dokładnością.
  W pewnym momencie Ax warknął gardłowo i spiął się bardziej. Jego wzrok utkwił w jednym punkcie. Ruszał uszami
-Hm? - pogładziłam spokojnie gada - Co jest mordo? Co się dzieje? - mówiłam uspokajająco - Łowcy? - gad cicho sapnął i zatrzymał się w powietrzu, zaryczał gardłowo - Rozumiem... Wiem że nie lubisz... Że się boisz... Ale musimy... - próbowałam uspokoić mojego smoka - Spokojnie... Nie pozwole im cię tknąć, przecież wiesz mały...
  Ax trochę się uspokoił i niechętnie wznowił lot. Poprawiłam lekko ułożenie lotki i przyległam do czarnego siodła i smoczego grzbietu zakładając czarny kask. Wtopiłam się w łuski nocnej furi. Mój strój doskonale mnie maskował dzięki czarnej barwie i fakturze podobnej w dotyku do łusek Axa. Miał też skrzydła (dop. aut. ogólnie strój podobny do tego Czkawki z dwójki, ale bez tych skrytek i cały czarny), dzięki czemu mogłam szybować. Niedawno też zmieniłam działanie lotki furii, która mogła teraz szybować sama, bezemnie, co w wielu przypadkach było bardzo pomocne.
  -Woach! - krzyknęłam nagle, kiedy Ax zapikował w dół unikając strzały - Ostrzegaj mordko zanim coś takiego zrobisz! - zmieniłam ułożenie lotki smoka.
  Ten tylko cicho sapnął i prychnął jednocześnie, po czym wystrzelił plazmę w jeden ze statków na którym nie było żadnych klatek. Smok wylądował na drugim statku i ryknął głośno. Rozkojarzeni łowcy nie rozumieli co się dzieje, więc wykorzystałam okazje i uwolniłam smoki.
  Szybko wskoczyłam na grzbiet furii i wzbiliśmy się w górę, szybko udaliśmy się w kierunku chmur, gdzie Ax zaczął szybować.
-Brawo Ax! - zawołałam radośnie - Idzie nam coraz lepiej i szybciej uwalnianie innych smoków! - pogładziłam nocną furię w nagrodzie, na co ta radośnie zamruczała - Valka będzie zadowolona. Lecimy dalej sprawdzać okolice, co mordko? - w odpowiedzi dostałam twierdzący mruk.

____________________________________

Heh... No cóż, wybaczcie że dawno nie było rozdziału z tej książki... Tak z prawie trzech miesięcy musieliście czekać... Nie miałam niestety weny na tą książkę, ale magicznie wróciła  ^^
Ktoś się cieszy?

Ten rozdział jest przedstawieniem tego, jak nasza dwójka się poznała
Rozdział jest też dość długi 1375 słów bez słów ode mnie

Gdyby nie pewna osóbka (z pewnością osoba o której pisze, wie że to ona) nie pomogła mi, bym się załamała i nie było by tego rozdziału, albo nie byłby taki, bo wattpada mi ścięło i do około 250 słów wcześniej zapisanych ;_;

Nieznane - JWSOù les histoires vivent. Découvrez maintenant