Wizyta u Wylęgałów

Start from the beginning
                                    

 - Skoro nie chcesz robić ze mnie kapusia to sam powiesz panu Markowi o papierosach. -   Stanąłem jak wryty. Spojrzałem na Olka. Gapił się na mnie okrągłymi oczami. Chyba czuł, że jestem w czarnej dupie. - No na co czekasz? Zbieraj się - dopowiedział tata a mi znowu łzy stanęły w oczach. Miałem już wszystkiego dość... 

 - Nie idę nigdzie. Nie będę kablować na kumpla - szepnąłem pod nosem. Kolana miałem już miękkie. Czułem, że ten mój sprzeciw nic nie da, że tata i tak postawi na swoim. 

 - W tym momencie nie masz nic do powiedzenia i radzę nie dyskutować, bo masz zapowiedzianą poprawkę za zbędne dyskutowanie! - Zamknąłem się. Spojrzałem na tatę z żalem i wyszedłem z pokoju Olka. Bez słowa ubrałem na korytarzu kurtkę i buty. Przeszło mi przez myśl, żeby schować ojcu kluczyki od auta, ale było już na to za późno, bo pomyślałem o tym dopiero, kiedy kluczyki znalazły się w jego ręce. 

    Wyszedłem na taras. Tata polazł wyprowadzić auto z garażu. Tyle myśli chodziło mi w tym momencie po głowie... Mógłbym zwyczajnie zwiać, ale dokąd? Mógłbym zacząć kaszleć i udawać chorego, ale tata się na to nie nabierze... Stałem jak ten kołek i patrzyłem jak mój stary wyjeżdża autem z garażu. No, zatrzymał się, wysiadł z samochodu. Chyba się domyślił, że straciłem chęć na tę przejażdżkę. Gdy tylko do mnie podszedł postanowiłem jeszcze raz poprosić go o zmianę decyzji. 

 - Tata, jedź sam. Ja jednak zostanę w domu i popilnuję Olka - odezwałem się. 

 - Fabian, jeszcze jedno zbędne słowo i wejdziemy do domu, zdejmę pasek i ukrócę te twoje dyskusje! - Spuściłem łeb, a tata położył mi rękę na ramieniu i zaprowadził mnie do auta. Już się nic nie odzywałem.

      Stałem obok taty jak zbity pies. Łep miałem spuszczony na dół a ręce trzymałem w kieszeniach kurtki. Postanowiłem sobie, że nie będę kablem, będę milczał jak grób choćby nie wiem co. Nie wydam kumpla. Tata zapukał do drzwi. 

 - Nic się nie odezwę - szepnąłem pod nosem, a chwilę później drzwi od domu Wylęgałów się otworzyły. Zamarłem na widok pana Marka. Miał na sobie spodnie moro i czarną podkoszulkę na ramkach. Jest to dobrze zbudowany mężczyzna. Słowo daję, wygląda jak jakiś gangster. Brakuje mu tylko broni i pałki... Strach się bać. Mój stary przywitał się z nim. Ja kiwnąłem tylko głową, dopiero po szturchańcu od taty powiedziałem "dobry wieczór". Weszliśmy do jego domu - wprowadził nas do salonu. Tata usiadł w fotelu, ja stałem obok ze zwieszoną głową. Miałem chęć zapaść się pod ziemię. A gdy zobaczyłem Tomka, który podszedł by się ze mną przywitać, chyba zrobiłem się czerwony jak burak. 

 - Zrobię kawę - odezwał się pan Marek. 

 - Nie, dziękuję za kawę. My tylko na chwilę, Fabian ma ci coś do powiedzenia. - Pan Marek spojrzał na mnie.

 - Słucham cię, Fabian. Co chciałeś mi powiedzieć? - odezwał się do mnie. 

 - Nic - szepnąłem spuszczając głowę na dół. Tym swoim "nic" wkurzyłem tatę. 

- Fabian! Albo w tym momencie przestaniesz się wydurniać, albo narobię ci wstydu przy koledze! - wydarł się na mnie. Łzy stanęły mi w oczach. Po ostatnich wydarzeniach wiedziałem, że mój ojciec jest zdolny do wszystkiego. Co jeśli za moment karze mi spuścić spodnie i wleje mi paskiem jak ostatnio? Wziąłem głęboki oddech. Pan Marek patrzył na mnie. Ani na chwilę nie odrywał ode mnie wzroku. Jeszcze nie wiedział, o co chodzi a już był porządnie wpieniony. 

 - No, spróbowaliśmy z Tomkiem po papierosie... -  Powiedziałem to. Tata zdębiał. Nie takiego wyznania się chyba spodziewał. Tomek w mgnieniu oka pobiegł wgłąb domu a pan Marek zacisnął pięść aż mu żyła wyskoczyła na czole. Zrobiłem krok do tyłu. - Ale to było dawno... Parę dni temu... Ani ja ani Tomek nie jesteśmy nałogowcami. Chcieliśmy tylko spróbować i bardzo tego żałujemy... - ciągnąłem dalej. Tata się wkurzył.

GRUSZKI NA WIERZBIEWhere stories live. Discover now