71. Bal Zjednoczenia Watah

2K 139 16
                                    

  Wymknęłam się z domu i ruszyłam do lasu. Mama z ciocią wpadły szał sprawdzania, czy wszystko na bal jest gotowe, a ja nie chcę stać im teraz na drodze.
Byłam już prawie przy molu, gdy do moich wrażliwych uszu dobiegł szmer. Przymknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze. Od razu rozpoznałam ten charakterystyczny zapach.
Minęłam miejsce, gdzie początkowo się kierowałam i skierowałam się w stronę urwiska.
— Czemu siedzisz tu sam? — zapytałam, podchodząc do przyjaciela.
— Chciałem trochę odpocząć.
— Wiesz... jednak nie zmieniłeś się tak bardzo, jak myślałam.
Max uśmiechnął się w moją stronę i znów spojrzał w stronę jeziora.
— Gdzie Eric? — zapytałam.
— Jeśli nie śpi albo nie wyjada z lodówki całego jedzenia, to pewnie gdzieś ćwiczy.
— Naprawdę się poprawił. Nigdy nie udało mu się ze mną wygrać... aż do teraz.
— Tak... Większość swojego czasu poświęca na doskonalenie swoich umiejętności. Marzy, aby założyć watahę i być jej alfą — wyjaśnił Max.
— Ma na to duże szanse — rzekłam.
— Też tak myślę. Szczególnie teraz jak z tobą wygrał, to jego samoocena wyskoczyła poza skalę. Nie wiem, czy są dla niego jakieś rzeczy niemożliwe — stwierdził z rozbawieniem Max. — Ja też pracowałem nad sobą, ale jak widać, nadal sporo mi brakuje do ciebie.
— Bez przesady — odrzekłam.
— Wiesz... może to nie moja sprawa, ale dlaczego ty nie próbujesz udoskonalać swoich umiejętności? Przecież gdybyś przez ten czas, gdy się nie widzieliśmy, ćwiczyła, to teraz Eric mógłby jedynie powąchać twoje ślady na ziemi. Sądzę, że Eric jest już prawie w apogeum swoich możliwości, a tobie DUŻO do tego brakuje. Masz w sobie umiejętności alfy, przecież gdybyś je uruchomiła to... — westchnął. — Dlaczego tego nie robisz?
— Max... Prawie cały rok spędzam w świecie czarodziejów, tam nie jest tak jak tu... Zresztą znasz zasady. Muszę trzymać to, kim jestem w tajemnicy. Nie mogę sobie tak po prostu biegać, kiedy chcę i gdzie chcę. W wilka zamieniam się raz na tydzień, to wystarczy, bym utrzymała kondycję, ale na pewno jej nie poprawię.
— A Harry, twoi przyjaciele i twój chłopak wiedzą kim jesteś?
— Tak, wiedzą — przytaknęłam.
— Chociaż tyle dobrego... A nie ma tam kogoś takiego jak ty? Nawet jednej osoby? — zapytał.
— Nie... Znaczy, są wilkołaki, ale nie takie jak my. Inna odmiana. Wyglądają jak człowiek połączony z wilkiem. Zmieniają się tylko podczas pełni, a po zmianie tracą świadomość. Zachowują się jak zwierzęta.
— Jezu — wzdrygnął się Max. — Cieszę się, że ja do nich nie należę.
— Tak... Oni raczej cierpią z powodu tego, kim są — mruknęłam.


  Wyszłam spod prysznica i założyłam na siebie mój ukochany szlafrok.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i natychmiast zatrzymałam się w progu.
— Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.
— Drzwi balkonowe były otwarte. Uznałem to za zaproszenie — odrzekł i uśmiechnął się do mnie szatańsko.
Westchnęłam i ruszyłam w stronę swojej szafy.
— Twój chłopak chyba przysłał do ciebie list. Jak romantycznie — zakpił.
— Tak się składa, że w świecie czarodziejów istnieje tylko komunikacja listowna, nie ma tam telefonów — warknęłam, podchodząc do biurka, przy którym siedział Eric.
Wyciągnęłam rękę, by złapać kopertę w jego dłoni, ale on odskoczył szybko. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem i znów spróbowałam odzyskać swoją własność.
— Uważaj, bo ci się szlafroczek odwiąże.
Zacisnęłam zęby, a w mojej głowie już pojawił się obraz Erica siedzącego za kratami w piwnicy.
— Wiesz co, skoro ci tak zależy na przeczytaniu listu od mojego chłopaka, to proszę bardzo — warknęłam.
Zabrałam z szafy swoją sukienkę i bieliznę, po czym znów wróciłam do łazienki.
Przejrzałam się w lustrze i uznałam, że wyglądam naprawdę dobrze. Może George miał rację i powinnam częściej chodzić w sukienkach?
Wysuszyłam swoje włosy i uznałam, że je zostawię tak, jak są. Są kręcone i to samo daje im fajny wygląd.
Po zrobieniu lekkiego makijażu wyszłam z łazienki. Ku mojemu niezadowoleniu Eric nadal tam był. Jednak na sobie miał już smoking.
— Nie rozumiem, jak wy kobiety możecie tak długo siedzieć w łazience.
Przekręciłam oczami i włożyłam swoje szpilki.
— Podobał ci się list? — zapytałam.
— Nie przeczytałem — oznajmił. — Mam do ciebie prośbę...
— Myślisz, że pomogę ci w czymkolwiek? — zapytałam. — To od razu ci mogę powiedzieć, że źle myślisz.
Eric podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach
— Siostrzyczko ty moja, nie zechcesz pomóc swojemu przyszywanemu braciszkowi? — zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
— Nie jesteśmy nawet rodziną — zauważyłam.
— Wataha jest jak rodzina — widząc moje milczenie, westchnął. — Alex no weź!
— Najpierw powiedz mi, o co chodzi, a potem się zastanowię.
— Muszę przekonać rodziców, że jestem odpowiedzialny. Potrzebuje, tylko żebyś szepnęła im dobre słówko o mnie — wyjaśnił.
Prychnęłam.
— Ty? Odpowiedzialny? Proszę cię... Wiesz, że ja nie kłamię.
— Ty? Ha! Umiesz kłamać najlepiej z naszej trójki.
— To, że umiem, nie oznacza, że lubię — odpowiedziałam.
— No proszę cię... Jutro wyjeżdżamy, zrób to dla mnie.
— Jestem strasznie głupia, że to robię, ale niech ci będzie — westchnęłam.
— Dziękuje! — podskoczył i pocałował mnie w policzek. — Do zobaczenia na balu!
Gdy tylko drzwi za Eric'iem się zamknęły, złapałam list ze swojego biurka i otworzyłam.
George w sumie nie napisał niczego nowego. Napisał, że tęskni i na pewno nie długo się zobaczymy.  

Czarownica z Wilczym SercemWhere stories live. Discover now