3

114 11 0
                                        

Cały wieczór wmawiam mamie, że mam gorączkę, gdy ta wchodzi do mnie do pokoju i widzi, że leżę twarzą do poduszki
Prawda jest taka, że nie mogę opanować łez, które ciągle lecą mi z oczu jak woda z zepsutego kranu. Aczkolwiek myślę, że przy takiej awarii wody i tak leci mniej.

Udaje mi się zasnąć dopiero po dwudziestej trzeciej, a jestem tak zmęczony, że nawet nie biorę prysznica.

***

Budzę się sam z siebie. Leżę na brzuchu.
Oblizuję wargi i z westchnieniem stwierdzam, że są słone od ciągłego deszczu łez i popękane przez zimno i ich bezustanne oblizywanie.
Cóż.

Niechętnie wstaję z łóżka i nie mam ochoty nawet się uśmiechać. Idę do łazienki na dole, by nie budzić mamy, a gdy tam jestem, biorę prysznic.
Po dokładnym umyciu całego ciała, wyszorowania niektórych miejsc do czerwoności i wyjścia z kabiny, myję zęby.
Po dłuższym czasie z obrzydzeniem stwierdzam, że mimo tej czystości nadal czuję albo pamiętam smak spermy Odella.

Prawie rzygam nad umywalką, niemal nie zdążywszy wyjąć szczoteczki z ust.
Ostatecznie, wypluwam pastę do zębów i patrzę otępiały, jak ta spada do odpływu.

Chciałbym w tak łatwy sposób pozbyć się wszystkich myśli...

Podnoszę wzrok i widzę swoje odbicie w łazienkowym lusterku nad umywalką; moje włosy nie są ułożone, brwi wyglądają jakby były zapuszczonym buszem, na policzkach oraz czole mam kilka wyprysków, a na ustach i brodzie resztki pasty do zębów.

Za bardzo przypomina mi to wczorajszy koszmar z szatni. Może inni, nazwaliby to inaczej.
Gwałt.
Cokolwiek.

Dla mnie, to koszmar.

Opłukuję usta i myję twarz, by się wytrzeć. Zakładam dżinsy i niebieski, ciepły sweter, a zanim wychodzę z łazienki, patrzę jeszcze raz w lustro.
Mam okropne wory pod oczami.

Nie zastanawiam się długo - otwieram szufladę pod umywalką i wyciągam na nią kilka przedmiotów. Dosłownie kilka- pędzel do pudru, pędzelek do podkładu, puder, fluid i korektor pod oczy.
Patrzę w stronę drzwi i przygryzam wargi.

W końcu, podchodzę do nich. Przekręcam klucz i gdy slyszę chrzęst zamka, dopiero wtedy idę do umywalki i zaczynam się malować, by jakkolwiek dziś wyglądać i ukryć przed mamą to jak zmęczony, niewyspany i... zapłakany jestem.
Odrobinę męczę się z zakryciem wszystkiego, co musi być zakryte, ale ostatecznie podoba mi się moja praca.

Chowam wszystko do szuflady i wychodzę z łazienki, kierując się do kuchni i patrząc na zegarek. Szósta dwie.
Wzdycham cicho i wstawiam wodę w czajniku, a do kubka wsypuję szuszoną miętę.
Na lodówkę nawet nie patrzę. Prędzej puściłbym pawia niż coś zjadł.

Przeczesuję włosy palcami, a na schodach słyszę kroki. Nawet z zawiązanymi oczami wiedziałbym, że to moja mama. Zawsze chodzi... Delikatnie. Powoli. A schody i tak skrzypią przy każdym jej kolejnym ruchu.

- Cześć, kochanie - mówi kobieta. Podchodzi do mnie i całuje w policzek, a ja spinam się lekko. Brunetka chyba nic nie czuje, ponieważ uśmiecha się do mnie i w drugim kubku przygotowuje sobie kawę. - Wyspałeś się? - pyta, a ja dla niepoznaki delikatnie, słabo się uśmiecham.

- Cześć, mamo - odpowiadam. - Nawet - przyznaję, przygryzając dolną wargę. - Nie rób mi śniadania... Jadłem już - kłamię gładko, po chwili zalewając zawartość obydwu kubków wrzątkiem. - Wrócę dziś później - dodaję. Biorę kubek za ucho w dłoń i idę do salonu połączonego z pomieszczeniem, które opuściłem przed chwilą.

- Dlaczego? Umówiłeś się z kimś? - pyta kobieta, a ja parskam cichym śmiechem. Siadam na kanapie i odkładam naczynie na stolik obok i przeciągam się lekko.

- Nie, mamo - mówię z cichym westchnieniem, a po chwili oblizuję wargi. - Zostaję na dodatkowych zajęciach.

Kolejne kłamstwo. Ale co jej powiem?
"Mamo, najprawdopodobniej idę po lekcjach na spotkanie z jednym gościem, który za każdym razem wyzywał mnie i powstrzymywał się cudem nad daniem mi w pysk"?

Już wolę wersję z zajęciami ponadprogramowymi.

***

O piętnastej idę na murek za szkołą, gdzie mam spotkać się z Henrym. Boję się, ale skoro się zgodzilem, nie ma już odwrotu.

Po kilkunastu minutach czekania czuję jak ktoś dłońmi zasłania mi oczy od tyłu. Wzdrygam się lekko, czując zapach perfum nastolatka.

- Cześć - mówię, odsuwając jego dłonie od swojej twarzy, po chwili spojrzawszy na chłopaka.

Nie mogę powiedzieć, że nie jest przystojny, bo skłamałbym. Jest po prostu zwykłym chujem, dla którego pieniądze rodziców są głównym tematem jego przechwałek. Gdyby nie jego zawyżone ego i to, jak zaczął mnie traktować po tym nieszczęsnym wpisie na Facebooku... Kto wie, może byłbym w stanie się zakochać.

- Cześć - mówi, siadając obok mnie. Uśmiecha się lekko i patrzy na mnie, siadając przodem do mojego boku, po turecku. - Cieszę się, że przyszedłeś - dodaje, a ja jedynie kiwam głową i oblizuję dolną wargę.

- Czego chciałeś? - pytam, spojrzawszy na niego niezbyt przychylnym wzrokiem. Nie wiem, co mam myśleć o całej tej historii, ale samo to, że Henry powiedział mi, że mu się podobam wydaje mi się mało prawdopodobne.

Chyba, że jest kryptogejem udającym homofoba. Albo, jest gejem-homofobem.

Przejebane.

- Spotkać się z tobą - odpowiada. - To chyba nie jest karalne jeszcze, no nie? - pyta, a ja mrużę lekko oczy. Nie wygląda, jakby miał złe zamiary; lekki, przyjazny uśmiech wciąż jest na jego ustach, a oczy mu się błyszczą. Ugh.

- No nie - mruczę, spuszczając wzrok na swoje ręce i bawiąc się palcami. - Dlaczego wczoraj do mnie pisałeś? - pytam, a po chwili słyszę jego śmiech.

Nie ironiczny, drwiący, bolesny. Po prostu... Rozbawiony. Ale nie "na niby".

- Mówiłem ci - zaczyna, delikatnie chwytając moją dłoń; chcę się cofnąć, ale chłopak stanowczo trzyma ją w swojej dłoni (stanowczo, a jednak ostrożnie, jakby bał się, że mocniejszy uścisk może połamać mi kości). - Podobasz mi się. Okropnie mi się podobasz, Claude - przyznaje, a ja wzdycham cicho.

- Nie wierzę ci - wzdycham. Przełykam cicho ślinę i wstaję z murku, wyrywając dłoń z uścisku chłopaka. Po chwili sprawdzam w telefonie, o której mam autobus.

Trzy minuty.

Biegiem kieruję się w stronę przystanku autobusowego, a nie słysząc kroków za sobą, oblizuję dolną wargę z ulgą i zwalniam tempa.

Gdy wchodzę do pojazdu, wsuwam słuchawki w uszy i podłączam je do telefonu, wybierając piosenkę Abby, "Dancing Queen".
Stare, ale nadal świetne i wpadające w ucho.
Według mnie, uspokajające.

soft boy 📌Where stories live. Discover now