5.

110 19 0
                                    

Leżąc na łóżku przeglądam zdjęcia zrobione przez Shannon. Już mam je usnąć jednak nagle otwierają się drzwi od mojego pokoju.
- Wychodzimy na zakupy, to... Rhydian przyjdzie do nas na kolacje jutro?- zapytała moja rodzicielka.
- Kto go wie?- wzruszyłam ramionami.
- Co się stało?- pyta, siadając na łóżku.- Od powrotu do domu masz zwieszony ogon. Co się dzieje?
- Nic. Tylko.. mam dość tych ciągłych kłamstw.- mówię cicho.- Nie chce tego. Nawet przyjaciołom nie mogę powiedzieć jaka jestem.
- Wiesz, jednego kolegi nie musisz oszukiwać.- odpowiedziała, a ja przewróciłam oczami.- Wysil się trochę Maddy. On się może od ciebie wiele nauczyć.
- On nawet nas nie chce słuchać.- przerywam jej.
- Okaż mu cierpliwość. Chłopak nie miał nigdy rodziny, a co dopiero watahy. Musimy się o siebie troszczyć.- powiedziała i wyszła z pokoju. Po chwili znów otworzyłam laptopa i usunęłam wszystkie zdjęcia na których było widać zwierzę.

Następnego dnia idąc po korytarzu, zauważyłam Shan i szybko do niej podeszłam.
- Cześć Shannon. Wszystko gra?
- Tak, a co?- zapytała uśmiechnięta.
- Chodzi o to, że wczoraj byłaś dość wkurzona i nie wiem czy już ci przeszło.- patrzyłam na nią, a ona wyciągała książki z szafki.
- Sobota. I też weź aparat.- powiedziała tylko i odeszła.
- Yyy dobra.- odpowiedziałam tylko i ruszyłam w swoją stronę, ponieważ dzisiaj większość lekcji mamy osobno.

Podczas lunchu zobaczyłam stojącego w kolejce Rhydian'a. Przypomniałam sobie o słowach mamy i powoli do niego podeszłam.
- Cześć.- powiedziałam stojąc za nim, a on lekko obrócił głowę w moją stronę.
- Co jest?- zapytał tylko i dalej patrzył w stronę szkolnych kucharek.
- Przepraszam cię za te historie z kartą.. Dobrze, że ją wziąłeś.- westchnęłam.
- Tak i to bardzo.- powiedział spokojnie dalej na mnie nie patrząc. Rozejrzałam się na wszystkie strony, ale skoro już tu jestem to muszę o to zapytać.
- Nie zajrzał byś do nas na kolacje?- mówię cicho.- Rodzice powiedzą nam jak bezpiecznie.. No wiesz.. Wilczyć. Wiem, że to krępujące sprawy, ale kiedyś trzeba to załatwić.- kończę już trochę pewniej.
- Załatwić? Tak.- odpowiada tak jakby w ogóle mnie nie słuchał.
- No, a na koniec wpleciony ci coś we włosy. Wstążeczki. I zrobię ci zdjęcia.
- Fajnie.- uśmiechnął się do mnie, po czym dalej patrzył na jedzenie nakładane przez kucharki. Ewidentnie mnie nie słuchał.
- W ogóle nie słuchałeś prawda?- zapytałam pretensjonalnie stając na przeciwko niego.
- Nie wiesz co dzisiaj dają?- tak po prostu zignorował moje pytanie.
- Środy są tu wegetariańskie.- powiedziałam zbita z tropu.
- Arghh.- westchnął zły.
- Mięso.- powiedziałam, a on w końcu zwrócił na mnie uwagę.- Głodny co?
- Bo moja rodzina zastępcza to wegetarianie.- odpowiedział załamany.
- Wiesz.. u mnie dzisiaj jest świniak. No wiesz taki w całości. Upieczony. Różne dodatki.- wymieniałam uśmiechając się.
- W całości?- zapytał, ale tym razem to ja go zignorowałam.
- Piszesz się?- zapytałam tylko.
- Tak.- powiedział, szczerze się do mnie uśmiechając. Podchodziliśmy już do kucharek, ale w ostatniej chwili  zawrócił.- Na warzywa już nie mogę patrzeć.- Wyszłam za nim, bo w sumie nie byłam taka głodna. Jednak po chwili gdy myślałam, że mam chociaż jedną przerwę spokoju, usłyszałam krzyki Shannon. Podbiegłam tam dopiero gdy dyrektor zarządził Shannon i Jimmy'emu na dzisiaj zostanie po lekcjach. Gdy spojrzałam na ścianę zdałam sobie sprawę o co poszło. Wszędzie porozwieszane były zdjęcia potwora z lasu tylko z głową Shan. Biedna Shannon. Dzwonek po paru sekundach zadzwonił więc skierował się na lekcje do sali, gdzie razem z Shan miałyśmy mieć teraz historie.
- Maddy idziemy dzisiaj do tego lasu.- powiedziała zanim zdążyłam usiąść.
- Proszę cię, nie dzisiaj. Myślałam, że idziemy w weekend.- wyszeptała gdy nauczyciel wszedł do klasy.
- W weekend może już nie być potwora. Teraz tam jest.- powiedziała.
- Ale dziś nie dam rady. Dzisiaj rodzice robią kolacje.
- Wykręć się z niej.
- Nie dam rady. Rodzice mówią o niej już od paru dni.- tłumaczyłam.
- Jasne.- odpowiedziała zła.- Ale Tom idzie, prawda Tom?
- Manchester dzisiaj gra.- powiedział chłopak, ale przez spojrzenie przyjaciółki szybko zmienił zdanie.- Nastawie nagrywanie.
- Świetnie, no to o piątej w kawiarni.- powiedziała dziewczyna.

Wieczorem po całym domu roznosił się zapach świeżo upieczonej świni. Podeszłam do stołu i wzięłam kawałek mięsa.
- Madlen, zostaw dla Rhydian'a.- upomniała mnie matka.
- Z głodu u nas nie umrze.- wskazałam na wszystkie przyszykowana przez nią potrawy.
- Twoja mama bardzo się starała.- powiedział tata.- Teraz powiedz gdzie to umięsowić?- zapytał podnosząc surowe mięso i zaczął się śmiać razem z mamą. Błagam niech przestaną, zanim przyjdzie blond włosy.
- Przestań, bardzo cię prosie.- śmiali się dalej, a ja zastanawiałam się czy to napewno moi biologiczni rodzice.
- Lepiej zaraz przestańcie.- powiedziałam, a po tym rozległo się pukanie do drzwi.
- To pewnie on.- powiedział tata i wyrwał się do drzwi zanim zdążyłam się ruszyć.
- Rhydian, mam na imię Daniel.- powiedział wyciągać dłoń w stronę chłopaka i zapraszając go do środka.- Bardzo mi mięcho.- powiedział a ja przybijam sobie face palm'a. Rhydian spojrzał na mnie niezrozumiale, ale chyba zauważył moją zażenowaną minę i wolał się nie odzywać.

The Call of the WildWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu