▪️Rozdział 3▪️

118 13 24
                                    

Marco

Nie sądziłem że Jean będąc chorym może być tak strasznie upierdliwy! Wiecznie tylko jęczy że walczy o życie, że zaraz umrze, że to nie jest zwykła choroba itd...kurwicy można dostać.

Leży w łóżku już od tygodnia! Mam już dość...normalni 15-latkowie powinni już dawno wyzdrowieć! Mniejsza z tym dziś jak się okaże że ma 38° gorączki to nazwę go Bogiem.

Wziąłem termometr i poszłem do umierającego. Poczułem się jak lekarz.

Jean leżał na łóżku wpatrzony w okno pustym wzrokiem.

- Miałem dobre życie... - chyba sobie żartuje. Jean dostał depresji ponieważ jest chory...trzymajcie mnie bo go wypierdole przez to okno.

Przewróciłem tylko oczami, podszedłem do niego i wyciągnąłem w jego stronę termometr. Ten nadal wpatrzony w okno chwilowy depresant wziął termometr i włożył go sobie pod pache.

Usiadłem na skraju łóżka na którym siedział koniomordy. Nadal wpatrywał się w przestrzeń za oknem, a dokładniej na kadetów bawiących się w śniegu niczym 5-latki. Spróbowałem wybudzić go z tego "transu". Machałem mu rękoma centralnie przed twarzą - nic. Pukałem go w ramię - nic. Machałem jego rękoma jakby był kukiełką - nic.

Na końcu wkurwiłen się i pierdalnołem mu z plaskacza w ten jego koński ryj. Opadł na poduszkę. Powoli odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Jego martwy wzrok wyglądał odrobinę przerażająco.

W pewnym momencie bezsensownego gapienia się na siebie przypomniałem sobie o termometrze. Ocknąłem się i ruchem ręki pokazałem mu żeby oddał termometr. Na szczęście zrozumiał przekaz. Wyjął go spod pachy a ja sprawdziłem temperaturę.

Spojrzałem na termometr błagając aby okazało się że nie ma gorączki, gdy w końcu odważyłem się spojrzeć na urządzenie na moją twarz wpadł wielki banan. 36°, jest zdrowy! W końcu!

- No, no Jean wygląda na to że wygrałeś walkę z chorobą - zażartowałem cały czas patrząc na termometr.

Spojrzałem na Jean'a, w jego oczach było widać iskierki radości. Jego martwy wzrok zniknął. Wstał, przeciągnął się i spojrzał na mnie zwycięskim wzrokiem.

- W takim razie zbieramy ekipę i idziemy na miasto najebać się! - zbliżył swoją twarz do mojej.

Nasze nosy się stykały a ja dostawałem papilacji serca. Czułem że jest mi gorąco, twarz mnie strasznie piekła. Jean patrzył na mnie uwocicielskim wzrokiem - przynajmniej zawsze tak paczy gdy podrywa Mikasę. Nie rozumiałem czemu się tak rumienię...ja...wcale nie lubię chłopaków! Chyba...sam już nie wiem, ale wiem że zaraz coś się stanie.

Jean nadal się na mnie patrzył. Przybliżył swoją twarz jeszcze bliżej mojej. O bosze co tu się dzieje?! Zaraz mi serce wyskoczy!

W ostatniej chwili do pokoju wparował Connie wraz z Eren'em, Armin'em, Berthold'em i Reiner'erem. Jean przewrócił oczami i odwrócił się w ich stronę przy tym oddalając swoją twarz od mojej. Mam u nich wielki dług, chociaż poczułem się trochę nieswojo...tak jakbym chciał tego co Jean zamierzał zrobić...o ile to jest to o czym ja myślę...

- Oi Marco! - z zamyśleń wyrwał mnie głos Eren'a.

- Wy-wybaczcie zamyśliłem się. - zająkałem I podrapałem się po karku.

Jean miał twarz w stylu "serio?", wiedziałem że jest zirytowany. Nienawidzi gdy coś do ciebie mówi a ty nie słuchasz.

Westchnął głośno.

- Nie ważne, po prostu idź się przebrać idziemy na miasto. - powiedział po czym sam poszedł się przebrać.

Słowa "...idziemy na miasto" od razu mi podpowiedziały że idziemy chlać. Przynajmniej tak myślałem.

Time Skip

Bingo! Moje przypuszczenia okazały się trafem. Byliśmy w barze z całą naszą paczką (czyli koniomordy, 1/2, Erę, Szalikówka, męska odmiana Historii, Kolosalny T, opancerzony T, żeński T, nasza lezbijska para, Ziemniaczara i łysol). Jean i Eren założyli się który wypije więcej, Sasha i Connie robili zakłady, ogólnie wszyscy się dobrze bawili. Ja byłem pomocnikiem Jean'a a Armin był pomocnikiem Eren'a. Nie mam pojęcia po co ustawili nas jako "pomocników" ale nie narzekam. Stałem z Armin'em pod ścianą niedaleko barku gdzie Jean i Eren "walczyli".

Pili, pili, pili, pili, pili, pili i jeszcze raz pili...ahhh. Postanowiłem że zamówię sobie i Armin'owi piwo. Armin odziwo się zgodził, chyba mu się też nieźle nudziło. Podszedłem do barku gdzie po drugiej stronie lady stało troje barmanów. Dwoje z nich podawało kolejne kufle piwa Eren'owi i Jean'owi, trzeci stał i się przyglądał. Gdy podszedłem do lady trzeci barnam obsłużył mnie. Wziąłem dwa kufle piwa - jedno dla siebie drugie dla Armin'a.

Poszedłem na miejsce gdzie znajdowałem się przed chwilą. Podałem blondynowi kufel i upił łyka. Byłem w szoku Armin pije piwo! I mu smakuje! Wypiliśmy z Arminem jeszcze jedno piwo...no dobra może dwa...trzy...całą kolejkę...okey wypiliśmy w chuj dużo! Ledwo trzymałem się na nogach, Armin już odleciał. Chwiejąc się spojrzałem na naszych "wojowników" (nie, nie chodzi o Reinka i Bertka ;_____;). Widok był tak powalający że dusiłem się ze śmiechu. Jean twarzą do blatu, klęczał przed blatem i majaczył. Eren leżał na podłodze wraz z krzesłem i próbował wstać, ale coś mu nie wychodziło.

Podszedłem chwiejnym krokiem do mojego "podopiecznego". Przerzuciłem sobie jego rękę na moje ramię tak aby mógł się o mnie podepszeć - przy okazji ja o niego też.

- Ekjipa...zbirymy s...sję - wybełkotałem na cały bar tak aby wszyscy mogli usłyszeć.

Oczywiście wszyscy byli - wraz ze mną - schlani w trupa więc wyczołganie się z baru trochę im zajęło. Nie chciało mi się czekać po prostu ruszyłem przed siebie wraz z pół przytomnym Jean'em.

- O bosze Marcooo...mowij cji kłoś kiedy...ś zrze jysteś śliczny??? - wybełkotał Jean.

Nic nie odpowiedziałem. Mimo że byłem zchlany i nic po części do mnie nie docierało te słowa dotarły do mnie aż za mocno. Tłumaczyłem sobie że Jean tylko majaczy od zbyt dużego poziomu alkoholu, ale pijani ludzie często też mówią rzeczy takie które chcą zachować w tajemnicy.

Spaliłem ogromnego buraka. Mimo że było ciemno i się nie widziałem po prostu czułem jak mi gorąco. A może to po prostu od zimna.

Po późniejszym czołganiu się do siedziby Korpusu Treningowego reszta ekipy dołączyła do nas bez problemu, no może były małe problemy z niektórymi ale udało nam się dojść.

Nie zwracając uwagi na to że jebie od nas na kilometr alkoholem czy też że wszyscy po wejściu do naszego pokoju padliśmy na podłogę, poszliśmy spać.

Jean

Najgorszy poranek ever!
Obudziłem się z niewyobrażalnym bólem głowy, pleców, kacem i jakby tego było mało jebałem gorzej niż gówno Yeager'a! Ale coś mi nie pasowało...czemu leżałem twarzą do podłogi i nie mogę się ruszyć?!

Próbowałem się jakoś obrucić ale przeszkodził mi w tym ból głowy i jakiś opór. Chwila...ktoś mnie przygniata?!

Zaraz się udusze! Muszę się jakoś wydostać z sideł tego...czegoś. Pierdolić ból głowy, zacząłem się czołgać niczym dżdżownica aby chociaż odrobinę zmienić niewygodną pozycje.

Udało mi się! Nie leżałem już twarzą do podłogi i mogę oddychać! Spojrzałem kto mnie przygniata i okazało się że to...Reiner. Nic dziwnego że nie mogłem oddychać, gościu się na dodatek nieźle schlał. Tak w ogóle co się wczoraj stało??? Czemu nasza ekipa tworzy bunkier na wpół żywych ciał?!

Spróbowałem się jakoś wydostać z bunkru ale...coś albo ktoś mnie trzymał za rękę uniemożliwiając mi przy tym wyczołganie się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Idk czemu ale pisząc to myślałam o filmie Kac Vegas XDDD
Nie mam nic więcej do powiedzenia :")
Do nexta!

~Bridgy~

| Always by your side | Jearco ❤️ [ZAWIESZONE] Where stories live. Discover now