Wypadek

645 32 0
                                    

Wszyscy natychmiast zwrócili na niego uwagę. Wampir zobaczył mnie, ewidentnie stałam się jego celem, zaczął biec w moją stronę, poradziłambym sobie. Konetm oka ujrzałam Jacoba. Wściekł się, taki miał odruch przy bronieniu mnie, pokazał wszystkie kły, spłaszczył uszy, a z jego gardła wydobył się potężne wrknięcie. Rzucił się do biegu i w połowie drogi do mnie skoczył na wampira, z ogromną łatwością odgryzł mu głowę.

Wtedy zza pobliskiej skały wyskoczył drugi wampir. Który skoczył na wilka. 

- Jacob! - Z mojego gardła wydobył się wrzask. 

Nim wilk zdążył się odwócić. Wampir otoczył go ramionami, basior próbował się szamotać, rzucać, ten jednak mocno go złapał, wilki rzuciły się do biegu, mimo iż stałam o połowe dalej, zanim one wystartowały do biegu, ja już byłam przy walczących. Dzielił mnie metr od nich kiedy z przerażeniem w oczach usłyszałam głośny gruchot kości. Do moich oczu odruchowo napłynęły łzy. Poczułam jak bycha we mnie ogień wściekłości. Wyskoczyłam w powietrze odrywająć wampira od wilka, nim wylądowałam na ziemię urwałam mu głowę, a kiedy moje stopy dotknęły ziemi skoczyłam do Jacoba. Wilk upadł na ziemię, piszczał nie mogąc wstać, natychmiast przemienił się zwijając z bólu. Pierwsza klęczałam przy nim, krzyczałam, płakałam. Zrobiło się zamieszanie. Wataha się przemieniła, obok mnie uklęknął Carlisle i szybko zdiagnozował chłopaka, ma zgruchotany lewy bok i musi nastawić kości.

 Wataha się przemieniła, obok mnie uklęknął Carlisle i szybko zdiagnozował chłopaka, ma zgruchotany lewy bok i musi nastawić kości

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chłopak krzyczał z bólu. Miałam wrażenie, że wręcz odczuwam to co on czuje. Płakałam panikując, głaskałam go po policzku szlochając nad nim. Chłopaki go podnieśli, mieli udać się do domu chłopaka. Chciałam biec za nimi, ale zatrzymał mnie Edwrad.

- Idą tu. - Zawołała Alice. Kto do cholery!? Jacob mnie potrzebował! Musiałam być z nim! 

Ale musiałam zostać, a oni jak najszybciej musili zanieśc Jacoba do domu.

- Niesamowite, że taka mała garsta poradziła sobie z tak potężną armią. - Głos małej blondynki o imieniu Jane strasznie mnie zirytował... O mało nie wybuchnęłam, musiałam też udawać, że nie płakałam i, że nigdzie się nie spieszę. Tym czasem miałam ochotę turalć się po ziemi z płaczu i bólu, tak cholernie martwiłam się o chłopaka.

Dziwnie czułam się z tym, że każdy z mojej rodziny zna przybyszów z Voltery oprócz mnie. Nagle uwaga Jane padła na mnie.

- Witaj Liio, cieszę się, że wreszcie mogę cię zobaczyć. - Jej chamskość przerodziła się w uznanie.

- Nie sądzę abyśmy się znały. - Mruknęłam udając spokojną i opanowaną.

- Racja, jeszcze się nie znamy, ale spokojnie mamy na to całą wieczność, Aro się ucieszy kiedy opowiemy mu jak wyglądasz i jaka jesteś. Nie może się doczekać waszego spotkania. To zaszyt, że właśnie my pierwsi cię ujrzeliśmy. Twoi rodzice tak długo trzymali cię dla siebie.

Spojrzałam dziewnie na rodziców, następnie na blondynkę.

- Oj, nie powiedzieli ci? - Udała, że jest przejęta. Miałam ochotę złamać jej kark. - Masz jeszcze czas, jednak Carlisle, zastanów się, Aro zaczyna się niecierpliwić, a my z chęcią poznamy wszystkie jej moce.

Następnie odeszli, spojrzałam na rodzinę wzrokiem pełnym wyrzutu i furii.

- Liia, wszystko ci wytłumaczymy. - Zaczął Carlisle.

- Mam gdzieś wasze tłumaczenie - wrzasnęłam ponownie zaczynając płakać i łapiąc tatę za rękę - masz natychmiast pomóc Jacobowi!

- Mam gdzieś wasze tłumaczenie - wrzasnęłam ponownie zaczynając płakać i łapiąc tatę za rękę - masz natychmiast pomóc Jacobowi!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po chwili byliśmy wszyscy pod domem chłopaka, do Jacoba wszedł tylko tata i Sam. Musiałam zostać. Moja rodzina i wszyscy z watahy, czekaliśmy z niecierpliwością. Nagle z domku wydał się okropny krzyk, kolejny i kolejny. Na zewnątrz trwała martwa cisza, słychać było tylko wrzaski chłopaka. Już nie miałam siły płakać, teraz czułam jak coś rozrywa mnie od środka. Niektórzy przyglądali mi się dziwnie zaniepokojeni moim stanem. Krązyłam w kółko. Strasznie to przeżywałam i każdy to widział. Po jakimś czasie podeszła do mnie Leah i Seth. Kuzyni chłopaka przytulili mnie mocno.

- Będzie dobrze - szepnęła mi dziewczyna do ucha, sama była bardzo wstrząśnięta. W końcu z domku wyszedł Sam. Byłam przy nim pierwsza.

- Co z Jaocbem? - Zapytałam..

- Niestety kości zaszybko się zrosły, doktor musi mu je odnowa połamać, następnie nastawić.

Na jego słowa napłynęła mnie nowa fala dreszczy, tym razem wpadłam w ramiona brata. Minęła godzina, nikt nie był w stanie ruszyć się z miejca. Wreszacie drzwi sie otworzyły, wszyscy zebrali się wokół mojego taty.

- Podałem mu dawkę morfiny, szybko ją zużyje więc wrócę z kroplówką.

- Dziękuję - Billy, ojeciec Jaoba uścinął dłoń Carlislowi.

- To my dziękujemy za pomoc w bitwie. - Powiedział, wszyscy spojrzeli wtedy na mnie. - Liia. czeka na cie... - Nim zdążył dokończyć wypowiedź po mnie został tylko podmuch wiatru. Stanęłam dopiero w drzwiach, byłam roztrzęsiona. Na widok chłopaka ponownie wybuchnęłam głośnym płaczem, rzuciłam się do jego łóżka, uklęknęłam przy nim i schowałam zapłakaną twarz w jego rękę.

- Już wszystko dobrze. - Usłyszałam jego cichy i słaby głos. Głaskał mnie teraz po głowie, podniosłam twarzy i spojrzałam na niego.

- Tak bardzo sie bałam, martwiłam - zachlipałam.

- Wiem... Ale już dobrze.

- Cierpisz, cały czas.

- Odkąd zobaczyłem cię w drzwiach mojego pokoju, już mi lepiej. Naprawdę. - Uśmiechnął się zmęczony.

- Mogłeś zginąć! 

Liia Cullen - Moja historia z JacobemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz