-Właściwie, to gdzie chcesz iść na tego drina? - zagadnęłam, podążając za chłopakiem.
-Na drina pójdziemy do Usher'a, ale tam, gdzie naprawdę chcę cię zabrać jest znacznie ciekawiej. - oznajmił, i nawet nie przenosząc na mnie wzroku, uśmiechnął się.
Nie ukrywam, że byłam trochę zaskoczona i ciekawa, co takiego fascynującego może dziać się w Wallcoast o północy, ale najbardziej nie mogłam doczekać się mojej chłodnej, musującej cieczy... W końcu, wino musujące to nie tylko mój ulubiony alkohol, ale i specjał właściciela baru. To wręcz cud, że jest otwarty w niedzielę do tak późnej godziny...

Powoli brzoskwiniowa poświata zanikała, a jej miejsce na niebie zastępował burgund. Przed kompletnym zmrokiem zdążyliśmy dotrzeć do Ushera, ale, wbrew pozorom było tak mnóstwo ludzi, że nim dostaliśmy swoje zamówienie, niebo rozświetlały już setki gwiazd.
Sącząc trunka, skinęliśmy głową do właściciela na pożegnanie i opuściliśmy lokal. Hooper złapał mnie za rękę, i prowadził tak przez parę minut w stronę centrum miasta. Zupełnie nie miałam jeszcze pojęcia, gdzie chce mnie zabrać...

Zatrzymaliśmy się wokół mnóstwa zamożnych posesji, parkingów i wysokich budynków. Wydawałoby się, że każda posiadłość konkurowała ze sobą, urozmaicając swoje ogrody o przepiękne kwiaty, krzewiki i ogrodowe krasnale.
-Nigdy wcześniej nie byłam w tej okolicy... - oznajmiłam z lekką fascynacją. Chłopak tylko podrapał się po karku, po czym zeskanował wzrokiem jakiś obiekt naprzeciwko niego. Dalej wpatrywałam się w posesję, kiedy szturchnął moje ramię, gestykulując ręką, abym zwróciła uwagę na jakiś budynek.
-Ten budynek, to firma Dannego. Dał mi kod dostępu, bo musimy załatwić coś na piętrze. - zwrócił się w moją stronę, po czym ruszył przed siebie. Przestałam skanować wzrokiem posiadłość i ruszyłam za chłopakiem.
Dobra.
Kim jest Danny, i... Czy oby na pewno możemy tam wejść?
-Em, Hooper... Jesteś pewien? Wiesz, jest już chyba zamknięta... - zaznaczyłam z przękasem, na co ten się tylko zaśmiał. Wystukał jakiś kod, po czym szklane, obrotowe drzwi lekko drgnęły. Ruszył przed siebie, natomiast ja nadal stojąc w bezruchu, próbowałam ogarnąć ten przeklęty mechanizm. Nie chcąc jednak zostać w tyle, albo błąkać się po zupełnie ciemnym i pustym, kilkupiętrowym budynku, wystawiłam przed siebie ręce i wparowałam do środka. Nieco mnie wypchnęły, powodując, że upadłam, więc poprawiłam okulary i wstałam, rozglądając się za chłopakiem. Na marne, bo i tak zupełnie nic nie było widać.

Hooper, gdzie ty?! - krzyknęłam przed siebie. -Hooper!
Nagle pomieszczenie zaczęło się rozświetlać. Zobaczyłam przed sobą parę stanowisk z komputerami, oraz najprawdopodobniej recepcję, po lewej stronie. Coś szczególnego jednak przykuło moją uwagę...
Było to logo firmy Fenix. Największej agencji szlifującej młodych wokalistów w Kanadzie...
-Zaraz... Hoop! Co my tu właściwie robimy? - spytałam, posyłając chłopakowi zmieszane spojrzenie. Ten jedynie szeroko się uśmiechnął i skinął głową na znak, abym za nim podążyła. Wzięłam głęboki oddech i udałam się z nim w stronę windy.
Kiedy weszliśmy do środka, nie mogłam uwierzyć na własne oczy. Winda była wielkości mojej toalety, cała pokryta czerwonym dywanem ze złotym motywem logo Feniksa. Na bocznych ściankach były wysokie lustra, zaś na wprost drzwi szyba, z której był niewiarygodnie piękny widok na salę konferencyjną i bogaty ogród botaniczny dookoła.
-Czuję się, jakbym zabłądziła. - oznajmiłam chłopakowi, na co ten zachichotał.
-Właściciel tej agencji jest dobrym przyjacielem mojego ojca. Jest teraz na spotkaniu biznesowym w Brazylii, aczkolwiek jesteśmy umówieni z producentem i jednym z menadżerów jego firmy.
-My?! - wrzasnęłam, wypluwając swoje musujące wino. Zupełnie nie rozumiałam tego wszystkiego - jeszcze  Hooper'a jestem w stanie pojąć, ale dlaczego ja miałabym się widzieć z jednym z menadżerów i producentów Feniksa?!
-Tak... Ale spokojnie młoda, to niespodzianka. Jestem pewien, że ci się spodoba! - powiedział pewny siebie, na co podejrzliwie uniosłam brew.
-Ta... Już nie mogę się doczekać. Mogłeś chociaż powiedzieć, gdzie idziemy, to bym się ubrała jak człowiek! - rzuciłam nerwowo.
Brunet przewrócił oczami.
-I tak jesteś śliczna. Z resztą, oni nie patrzą na wygląd, tylko umiejętności.
-Jakie umiejętności? - zagadnęłam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi, bo dotarliśmy na właściwe piętro.
-Poziom czwarty - usłyszałam, wyglądając za szybę. Tylko na tym piętrze samoistnie paliły się światła. Więc rzeczywiście ktoś na nas czekał...
Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się ku długiemu korytarzowi z pojedynczymi drzwiami. Hooper bacznie badał każde z nich, prawdopodobnie szukając właściwego numeru.
-To tutaj! - krzyknął podniecony, czekając, aż do niego podejdę.
-Studio nagraniowe 027...? - przeczytałam nazwę, wciąż nie mogąc pojąć, co ja tu robię.
-Wchodzisz. - rzucił, przez co wyrwałam się z myśli i spojrzałam na niego z niepokojem.
Co takiego?
-J-ja? - jęknęłam niepewnie, na co ponownie wywrócił oczami.
-Nie, ja. Ruszaj tyłek, bo i tak jesteśmy już spóźnieni.
Przełknęłam ślinę i zapukałam. Usłyszałam melodyjny, damski głos:
-Proszę!
Weszłam do środka, po czym skupiłam swój wzrok na dwóch osobach siedzących przy stanowisku z  różnorodnym sprzętem do nagrań i regulowania dźwięku. Były też stosy jakichś formularzy, jeden z nich właśnie uzupełniał jakiś mężczyzna siedzący przy nim. Był całkiem przystojny, miał bardzo charakterystyczny wygląd - dużo tatuaży, kolorowe, aczkolwiek eleganckie i gustowne ciuchy. Na oko może z 23 lata. Dziewczyna siedząca obok niego była ładną, młodą i sympatycznie wyglądającą kobietą w jego wieku. Na szyi miała białe słuchawki, zaś na ciele śliczną, fiołkową sukienkę w kwiaty.
-Cześć, Hoop! - przywitał się z Hooperem wytatuowany mężczyzna.
-Cześć - odrzekł, uściskając go. -Hej Emily - rzucił w stronę dziewczyny.
-Lin Wallace, prawda? Uzdolniona osiemnastolatka, o której tak zawzięcie nawijał Hooper. - zagadnął do mnie tajemniczy facet. Miał poważny, jednak ciepły wyraz twarzy.
-Tak - przytaknęłam z uśmiechem, chociaż w środku byłam nieco zmieszana. Skąd wiedział, jak się nazywam? Hooper mówił mu o mnie? Skoro tak, to w jakim celu?
-Świetnie! Chcielibyśmy cię usłyszeć. Jestem Jerry, dyrektor zarządzający w firmie Fenix, a to Emilie, kierownik agencji i sponsor naszych podopiecznych. - powiedział, wskazując głową na kobietę. Wstała z siedzenia i podeszła do mnie, szeroko się uśmiechając i wysuwając w moim kierunku dłoń.
-Miło mi Panią poznać. - powiedziałam, uściskając jej dłoń.
-Bądźmy na ty, Lin. - powiedziała promiennie, na co przytaknęłam, starając się odwzajemnić uśmiech, chociaż wewnątrz byłam naprawdę niespokojna. Głównie ze względu na to, co powiedział Jerry - chcą mnie usłyszeć? Mam dla nich zaśpiewać? Robią jakąś kampanię reklamową? Miałam dziwne przeczucia.
Hooper, w coś ty mnie wpakował?
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Jerry'ego, który właśnie podłączał swoje nauszniki do jednego z paru dziesięciu wejść audio.
-Wiesz, po co tu jesteś? - zagadnął.
-Niezupełnie... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, drapiąc się po ramieniu. Emily w tym czasie zaczęła wciskać jakieś przyciski, dzięki którym oświetlone zostało pomieszczenie obok. Zobaczyłam wreszcie małe studio nagrań, którego ściany były przeźroczyste, zaś podłoga - z marmuru. Świetnie wyglądało oświetlone, udekorowano je różnymi akcesoriami, takimi jak dywanik, uderzająco podobny do tego, który mam w swoim pokoju. Dzięki temu pomieszczenie było bardzo przytulne i wyglądało jak mały pokoik, chociaż nie jestem pewna, czy czułabym się w nim dostatecznie swobodnie ze względu na przeźroczyste ścianki dookoła... Nie lubię czuć czyjegoś wzroku, kiedy śpiewam.
-Więc, Hooper powiedział nam, że uwielbiasz śpiewać i obiecaliśmy mu ciebie przesłuchać. Jeżeli okaże się, że nadajesz się do show biznesu, pokryjemy wszelkie koszty - transport, rekwizyty do teledysków, stroje i takie tam. Kilkoma słowy, zasponsorujemy twoją karierę.
Zaraz...
Show biznes? Kariera?!
-A-ale to chyba jakaś pomyłka... Co prawda, lubię śpiewać, ale nie nadaję się do show biznesu! Wiecie, to nie moja działka. - zaczęłam sfrustrowana. Miałam ochotę zbluzgać Hoopera, i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie to, że miałam przed sobą dwie twarze branży muzycznej, i wypadałoby zachowywać się przyzwoicie.
-To już my ocenimy! - odezwała się Emily, wciąż z tym samym, promiennym uśmiechem.
Ta, świetnie.
Spojrzałam na chłopaka wzrokiem typu "Poważnie?!", na co uniósł brwi i podszedł do mnie.
-Wypadnij jak najlepiej... Taka okazja może się więcej nie powtórzyć. - szepnął mi do ucha.
Próbowałam rozszyfrować, jakie ma co do mnie intencje, jednak nie podobało mi się, że decyduje za mnie o tak dużych krokach. Czy on wogóle pomyślał o tym, że może nie chcę być sławną gwiazdeczką, tylko ułożoną, ambitną kobietą poszerzającą swoje kwalifikacje na Oxfordzie?
No, dobra, w zasadzie, to jeszcze nad tym nie myślałam, ale...
Czy on naprawdę tak mocno we mnie wierzy?
-Dobra, szkoda czasu. Wskakuj młoda. - powiedział Jerry, odwracając zwrok i szarmancko otwierając mi drzwi do pokoju nagrań. Podążyłam za nim i weszłam do środka...
Wówczas zaparło mi dech w piersiach.
Wyszłam z pomieszczenia i weszłam ponownie, aby upewnić się, że nie mam żadnych omamów.
-To lustro weneckie. - usłyszałam głos Emily z głośników. -Ty nas nie widzisz, my ciebie owszem. Ale, gdyby tego mało, obczaj to! - powiedziała podekscytowana, i zaczęła chyba bawić się kontrolerami świateł, czy czegoś tam.
Nagle wokół mnie rozległ się śpiew ptaków. Na ścianach, zamiast satynowej powłoki ujrzałam las. Był jednak niesamowicie realistyczny... Jakby green screen, tylko bardziej rzeczywisty, pewnie 3D. Mogłabym nawet rzec, że 4D, gdyby nie to, że brakowało ruszającego się fotelika i zraszaczy. Były w dodatku efekty świetlne w miejscach, gdzie padało światło!
-Ała! - wrzasnęłam, kiedy cały promień momentalnie został skierowany na moją twarz. Zakryłam się natychmiast rękoma i zmrużyłam oczy.
-Emily! Skończ się tym bawić, bo zepsujesz! - krzyknął na nią Jerry.
-Wybacz, nie chciałam... Trochę mnie poniosło. - wyznała, wyłączając efekty świetlne. Zachichotałam. -Co o tym sądzisz? Prawda, że boskie?! - spytała.
-Tak, mega! - przytaknęłam.
-Jak z dziećmi... - odezwał się Jerry. -Co zaśpiewasz, Lin?
Przez chwilę się zawachałam, do głowy nie przychodziło mi zupełnie nic... Po krótkim zastanowieniu, podjęłam decyzję.
-Zaśpiewam oryginał. - powiedziałam lekko. Spojrzałam w tym samym momencie na Hoopera. Miał pewnie do mnie lekki żal, że nie podzieliłam się z nim tym, że piszę teksty, ale nigdy wcześniej nie uważałam, że do czegokolwiek się nadadzą. Były jedynie metodą na bezsenność, lekiem na zabicie nudy. Prawdę mówiąc, zaczęłam się czuć nieco pewniej... Zapewne dlatego, że Jerry i Emily byli bardzo otwarci i wbrew pozorom, panował tutaj mniej profesjonalny, a bardziej rodzinny klimat.
Posłałam mu oczko. Wcześniej był lekko poddenerwowany, jednak kiedy tylko je spostrzegł, odetchnął z ulgą i uniósł w górę kciuki. To taki nasz sekretny sygnał - oznacza, że wszystko jest pod kontrolą i należy się obawiać.
-Mogę prosić o gitarę? - poprosiłam. W zasadzie, to nigdy nie tworzyłam do żadnych z moich tekstów podkładu - wiem jednak, jaką melodię chcę osiągnąć oraz w jaki sposób to zrobić, bowiem przez dobre 6 lat uczęszczałam na lekcje gry na gitarze.
-Jerry, po gitarę. - zarządziła oschło Emily.
-Co?! Czemu zawsze ja? Składzik jest niedaleko, równie dobrze sama możesz po nią iść! - odrzekł zbulwersowany Jerry.
-Tak, ale ten ze sprzętem do nagrań jest na siódmym piętrze. No już, wio. Bądź dżentelmenem. - rozkazała ze znudzoną miną, podpierając twarz na łokciach.
Jerry zagryzł zęby i prychnął, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Ich dwójka jest wręcz komiczna... W zasadzie, to pasowaliby do siebie. Ktoś mówił, że przeciwieństwa się przyciągają?
-Jak zatytułowałaś ten utwór? - spytała się Emily, momentalnie znowu robiąc energiczna i uśmiechnięta od ucha do ucha. Czasami swoimi wahaniami nastrojów przypomina mi dziecko.
-Cage. -odrzekłam.
-Hmm... Subtelnie i chwytliwie. Podoba mi się! - oznajmiła, klaszcząc przy tym w dłonie. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i przeniosłam wzrok na Jerry'ego, który właśnie wparował do sali zdyszany, trzymając w ręku gitarę. Od razu przeniosłam na nią wzrok.
Wytrzeszczyłam oczy i uśmiechnęłam się na widok pięknej, klasycznej białej gitary, która była uderzająco podobna do mojej pierwszej. Z tym, że lakier był mniej trwały, a drewno poza tym, że obklejone naklejkami z gazetek dla nastolatków, zrobione z najzwyklejszej sosny, przez co już dawno wygląda jak rupieć.
-Coś nie tak? Wyglądasz na lekko... zaskoczoną. - wyrwał mnie z podziwu Jerry.
-Jest nastrojona? - zagadnęłam, ignorując jego pytanie.
-Zdaje się, że tak. Laceey na niej trochę grała, więc pewnie dobrze ją nastroiła. - odpowiedział.
Zabłyszczały mi się oczy. Laceey?! TA Laceey?
-Zaraz... Jak to? Laceey ma z wami kontrakt? - zapytałam, chcąc się upewnić, że mówimy tu o TEJ Laceey, którą zna chyba cały glob.
-Tak, od jakiegoś czasu tak. - odezwała się Emily, wstając z obracanego fotelika i opierając się rękoma o tylną część sprzętu do dźwięku. - Parę dni temu podpisała z nami kontrakt na dwa lata, tuż po tym, jak zrezygnowała ze współpracy z Crowd's Studio. Dosyć znana firma, może kojarzysz.
-Naturalnie... Laceey jest dla mnie inspiracją do pisania. Słyszałam o jej odejściu z Crowd'ów, ale sądziłam, że zwyczajnie woli być wolnym strzelcem. - powiedziałam, nie mogąc doczekać się, aż ją zobaczę.
-Lin... Jeżeli nawet podpiszesz z nami kontrak, nie licz na to, że będziesz mogła spotkać się z Laceey. - odezwał się Hoop.
-To prawda. Przesiaduje jedynie na ostatnim piętrze, gdzie od rana do nocy samodzielnie pracuje w studiu nagrań. Ponadto, wstęp na ostatnie piętro mają jedynie podopieczni rangi C, a więc nawet, jeśli zapragniesz zamienić z nią słowo, to dopiero za conajmniej rok, kiedy już na nią zapracujesz. - oznajmił Jerry.
Zupełnie nie rozumiałam, o co chodzi mu z rangą C... I w jaki sposób mogę na nią zapracować. Może byłam nieco za mało dyskretna ze swoją ekscytacją, ale kiedy tylko usłyszałam, że jest ich podopieczną, momentalnie zapragnęłam ją poznać.
-Co oznacza ranga C? -  spytałam.
-Celebryci. - odezwała się Emily, majstrując coś przy regulatorach. -Innymi słowy, nasi podopieczni, którzy osiągnęli szczyt kariery, i teraz tylko uważają, by nie potknąć się przed obiektywem.
-A... Jak na nią można zapracować? - odezwałam się niepewnie.
Cała trójka zachichotała.
-No więc, młoda panno... - odezwał się facet, który jest pięć lat starszy. - Czeka cię dwieście gościnnych wydarzeń rekreacyjnych, trzysta koncertów i conajmniej 3000 zysku netto za każde z nich. - oznajmił, przekazując mi gitarę.
Przyjrzałam się jej bliżej. Struny wydawały się dobrze nastrojone, aczkolwiek wolałam się upewnić, więc nie spuszczając z niej wzroku, zagrałam początek kawałka Nirvany - Smells like Teen Spirit.
Hoop był pod widocznym podziwem, zaś pozostali bacznie wsłuchiwali się w każdą nutę.
-Dawno nie grałaś - odezwał się mój przyjaciel, kiedy już skończyłam. - Od śmierci...
-Tak, wiem. - przerwałam, nie dając dokończyć chłopakowi.
Mój ojciec zginął trzy lata temu w pożarze, ratując moją mamę. Byłam wtedy na zewnątrz wraz z sąsiadami, czekając na obojga swoich rodziców. Nienawidzę, kiedy ktokolwiek o nim wspomina... Wówczas wszystko do mnie wraca. Od tamtego momentu mama popadła w głęboką depresję. Mi też nie było lekko, ale musiałam się nią opiekować... Po kilku miesiącach jednak poznała faceta, który dziś jest moim ojczymem. Od początku za nim nie przepadałam - nie lubiłam sposobu, w jaki obnosił się z mamą i tego, w jak obleśny sposób na mnie patrzył, kiedy ona się odwracała. Była w nim ślepo zauroczona. Jakiś czas później kolejny raz wyszła za mąż... Od tamtej pory cały czas się kłócą, mamie przestało odpowiadać, w jaki sposób ją traktuje i jak mało czasu jej poświęca. Kłótnie przeistoczyły się w rękoczyny, rękoczyny - w bójki. Cały czas, kiedy mu się sprzeciwia dostanie lanie - ja też nieraz oberwałam jakimś przedmiotem, kiedy byłam na dole. Jeśli spytacie, czemu jeszcze na niego nie doniosłam, to, uwaga - donosiłam, i to kilkukrotnie. Poprzestałam na tych próbach, kiedy okazało się, że są na nic, ponieważ mama go kryje, a mi, zarówno jak i  niej dostaje się od ojczyma za każdą interwencję.
-Dobrze, pokaż, co pofrafisz. - odezwała się Emily, posyłając mi ciepły uśmiech mówiący "Powodzenia". Odwzajemniłam go i przeniosłam wzrok na Hoopera. W przeciwieństwie do mnie, z jego twarzy nie można było odczytać ani odrobiny stresu. Spojrzał mi się głęboko w oczy, po czym podszedł kawałek do mikrofonu, aby było go lepiej słychać.
-Daj z siebie wszystko. - powiedział ciepło, po czym mrugnął okiem.
Musi we mnie mocno wierzyć... Nie chcę go zawieść.
-Wyłączam mikrofon. - oznajmił Jerry. Usłyszałam pstryknięcie, a tuż po nim - własny oddech.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam bliżej do mikrofonu. Ustawiłam go na wysokość swoich ust, po czym zarzuciłam na siebie gitarę. Ostatni raz posłałam chybki uśmiech Hooperowi. Chłopak skinął głową na znak, abym zaczynała.
Nie spartol tego, Lin.

CageWhere stories live. Discover now