Dziesiątego dnia poznałem kogoś

3.6K 311 63
                                    

Minął miesiąc od kiedy zamieszkałem w jaskini na górskim zboczu. Mój tryb życia został całkowicie dopasowany pod Amesa. By wykorzystać w stu procentach zarówno część dnia, jak i nocy, budziliśmy się w południe i kładliśmy spać parę gadzin przed nastaniem świtu. Naszą dzienną rutyną stało się wspólne obserwowanie zachodów słońca, podczas których mężczyzna przybierał swoją zwierzęcą postać. Niedługo potem wyruszał na polowanie. Wracał, kiedy leżałem już w legowisku odkładając osunięcie się w sen, aż do jego powrotu.

Leżałem pod stertą futer walcząc z opadającymi powiekami. W końcu doczekałem się upragnionego odgłosu szponów ocierających się o kamień. Czekałem spokojnie, aż nareszcie ogromny cień stąpając niemal bezszelestnie, ułożył się wśród skór. Poczułem jak puchaty ogon zawija się wokół mnie, układając przy tym w pozycji półleżącej. Zadowolony wtuliłem się w ciepłe ciało i zasnąłem.

Budząc się, natychmiast rozpoznałem uścisk silnego ramienia w talii. Mrużąc oczy skierowałem spojrzenie na pogrążoną we śnie twarz. Ames zdawał się wrócić już do pełni sił. Jego oliwkowa skóra miała zdrowy, pełen życia kolor, zaś włosy na powrót odzyskały blask i zrobiły się grubsze. Stwierdziłem także, że czarne loki znacznie urosły od czasu opuszczenia miasta. Teraz były prawie dwa razy dłuższe niż w momencie naszego pierwszego spotkania. Zastanawiałem się, czy jest to jedna z cech jego gatunku.

Wciąż lekko zaspany chwyciłem między palce ciemny kosmyk. Nie minęło wiele czasu, kiedy mężczyzna zaczął się poruszać, a po chwili otworzył oczy. Początkowo niechętnie zamruczał i przycisnął mnie do siebie. Moja twarz znalazła się w zagłębieniu pomiędzy jego brodą i barkiem, tak że nosem smyrałem go po szyi. W takich momentach mogłem głęboko zaciągnąć się jego wonią. Niezależnie od pory dnia zawsze pachniał zbożem i mchem. Lubiłem ten zapach, więc z przyjemnością wtuliłem się w umięśnione ciało. Podczas takich chwil czułem się najbezpieczniej.

Jednak po pewnym czasie poczułem, jak mój brzuch domaga się pożywienia. Uniosłem dłoń do twarzy mężczyzny odsuwając się lekko. Uszczypnąłem go w policzek, by ponownie go obudzić. Zapadał on bowiem znów w sen. Ames jednak zamiast otworzyć oczy chwycił moją dłoń i przycisnął do swojej skóry.

-Tami... -Wyszeptał ciepło.

Wciąż zastanawiałem się co ma na myśli, zwracając się tak do mnie. Zaczął to robić parę dni po naszym przybyciu tutaj. Uznałem, że musi to być jakieś imię występujące wśród jego podobnych.

W końcu stwierdziłem, że wstanę pierwszy. Wysunąłem się spod okrycia, uprzednio musząc oderwać od siebie wczepione ręce. Chwyciłem leżące nieopodal, specjalnie przerobione futro. Pewnego dnia postanowiłem zadbać o jakiekolwiek prowizoryczne odzienie. Znalazłszy wystarczająco ostry kamień ciąłem kolejne futra, aż udało mi się opracować sposób, by po przełożeniu głowy przez wycięty otwór i związaniu rzemieniami okrycie, stało się prowizorycznym odzieniem. Było całkiem wygodne, choć nie dorównywało normalnemu ubraniu.

Dzień tak jak każdy inny spędziliśmy na leżakowaniu, przygotowywaniu jedzenia i czymś co miało przypominać rozmowę. Ames siedział właśnie przed ogniskiem i trzymał nad ogniem mój niewielki kawałek mięsa, podczas kiedy ja kucając za nim próbowałem zapleść jego skołtunione włosy w warkocz. Było to zadanie niezwykle trudne, ponieważ nie miałem pojęcia jak to zrobić. Wciąż plątające się pasma niczego mi nie ułatwiały.

W końcu sfrustrowany westchnąłem przeciągle i zrezygnowany opadłem na miejsce obok mężczyzny. Ten spojrzał na mnie rozbawiony i poczochrał moje włosy. W końcu przeniósł dłoń na mój policzek. Miałem wrażenie, że patrzy na mnie jakoś inaczej. Nie zdążyłem się jednak nad tym dokładniej zastanowić, kiedy ten podał mi jedzenie.

Cyrkowa atrakcja (LGBT+)Where stories live. Discover now