Czwartego dnia ponownie go skrzywdziłem

3.2K 326 2
                                    

Tak jak wcześniej, ponownie ruszyłem ku bestii. Niesienie mięsa sprawiało mi problem z powodu rany na lewej ręce, jednak niezrażony parłem dalej. Kiedy podszedłem do klatki, stwór naturalnie mierzył mnie już wzrokiem. Za dnia odważyłem się podjadać odrobinę mięsa, które przechowywano pod ławkami. Było surowe i wydzielone na dość małe porcje. Jednak mimo tego jak mało mu go dawali, teraz i tak zarządzili mu głodówkę. A było to moją winą. Chciałem jakoś to wynagrodzić.

Zbliżyłem się więc i tym razem nie wahałem się tak długo, przed dotknięciem go. Delikatnie pogładziłem go po pysku, starając się wyrazić wzrokiem jak najwięcej. To jak mi przykro i jak bardzo chciałbym mu pomóc. Zdawał się patrzeć na mnie zobojętniale. Zerknąłem na kłódkę. Była większa niż poprzednia, lecz mechanizm równie prostu. Ponownie uporałem się z nim bez większego problemu. Zamknąłem szczelnie oczy, jakby przygotowując się na ból. Ten jednak nie nadszedł. Usłyszałem za to odgłosy spożywanego posiłku. Westchnąłem z ulgą i opadłem na kolana. Byłem pewien, że tym razem zginę. Jednak skoro nic takiego nie nastąpiło, otworzyłem oczy i zacząłem przyglądać się stworowi. Ten po skończeniu posiłku, ułożył głowę na przednich łapach. Przełknąłem ślinę i chwyciłem łańcuch leżący na ziemi. Na czworakach zacząłem się zbliżać do bestii. Ta gwałtownie otworzyła ślepia, ponownie z pionową źrenicami i zaczęła łypać na mnie groźnie. Wiedziałem, że nie miał ochoty być ponownie skuty, ale jeśli mistrz zastanie go ponownie rozkutego, może go jeszcze bardziej ukarać. Nie chciałem tego.

Dlatego też nie zatrzymywałem się i krocząc niemal w całkowitej ciemności, byłem coraz bliżej potwora. Ten w pewnym momencie uniósł łeb i zbliżył go do mnie tak, że jego kły niemal dotykały mojego czoła. Parę łez spłynęło mi z oczu, ale i tak uniosłem drżące dłonie. Ten jednak zamachnął się pyskiem, i wytrącił mi z rąk ogniwa, tworząc mi przy tym podłużną szramę na prawym przedramieniu. Upadłem od siły uderzenia i objąłem krwawiące miejsce. Druga ręka wcale mniej nie bolała, przez co nie wiedziałem za co się złapać. Nie pamiętałem po jak długim czasie się podniosłem. Musiałem jednak zemdleć, ponieważ wkrótce miało świtać. Zerwałem się gwałtownie, przez co zakręciło mi się w głowie i niemal upadłem. Ledwie zdążyłem dobiec do skrzyń, kiedy na zewnątrz dało się słyszeć zbliżające głosy. Nie chcąc już ryzykować jedynie usiadłem za swoim dotychczasowym schronieniem.

Słyszałem śmiechy, rozmowy i dźwięk ciągniętego po ziemi bata. Mistrz oczywiście zauważył leżący na ziemi łańcuch. Wychyliłem się dopiero, kiedy rażące światło przygasło. Okazało się, że karą za ponowne zerwanie łańcuchów było pobicie podobne do tego z wieczora. Tym razem jednak bestia nie została pozbawiona przytomności. Pozostawili ją jednak z krwią spływającą z rozcięcia na skroni i kącika ust. Kiedy tylko całe zbiorowisko opuściło namiot, zerwałem się z miejsca i pobiegłem do mężczyzny. Ręce wciąż promieniały bólem, lecz nie myślałem o tym. Już po chwili klęczałem przed nim z trzęsącymi się dłońmi. Szczęki zaciskał mocno, oczy miotały gromy, a ramiona napinały mocno jakby chciał zerwać wiążące je łańcuchy.

Powoli ze łzami spływającymi po policzkach ująłem jego twarz w swoje dłonie. Mężczyzna, zawarczał na mnie i szarpnął się mocniej, jednak nic nie mógł zrobić. Wiedziałem, że nawet jeślibym teraz go rozkuł nic by to nie dało. Wszędzie kręcili się ludzie, a on najwyraźniej w tej postaci nie był w stanie przezwyciężyć przeważających go licznością ludzi. Zasmucony założyłem jedno z ciemnych pasem opadających mu na twarz, za jego ucho. Nic nie mogąc zrobić uśmiechnąłem się przyjaźnie i wróciłem ku swojej kryjówce, nim ktokolwiek ponownie przyjdzie.


Cyrkowa atrakcja (LGBT+)Where stories live. Discover now