Rozdział 1

79 13 11
                                    

To jakby co moja pierwsza książka o Bitty Bones więc jeśli chcesz hejtować to śmiało przyjmę to bo jestem z tytanu :)

Potwory po kilkuset latach egzystowania w podziemiach wreszcie odzyskały wolność lecz pod wpływem impulsów kopuły magicznej pod którą do tej pory żyli zostali oni...Zmniejszeni do rozmiarów o 10 centymetrów do około piętnastu. Nie ominęło to żadnego mieszkańca podziemia...

Ludzie widząc okazje do dużego zarobku zaczęli uznawać ich za zwierzątka domowe bądź po prostu jak rzecz do kupienia dla ozdoby.Potwory zostały w większości wyłapane i praktycznie od razu opylone za nie małe pieniądze.Niektóre  jednak  zostały ... spopielone przy próbie ucieczki...

Jestem Numa (Natalia Urszula Marcelina Alicja) ksywkę takiej maści nadały mi moje dawne kumpele ze szkoły podstawowej więc z sentymentu proszę o nazywanie mnie właśnie tym nazewnictwem.Jestem wysoką brunetką o miodowych oczach i szczupłej figury ciała. Mam 19 lat i dwóch starszych braci którzy wciąż ze mną mieszkają ponieważ z rodzicami wstyd mieszkać w wieku dwudziestu lat ale co innego z siostrą...

Dniem który zmienił kompletnie moje dotychczasowe życie był jak można było się spodziewać piątek, najpiękniejszy dzionek tej zimy. Za oknem jedyne co słyszałam oprócz wykłócających się o miejsce parkingowe ludzi był czarujący śpiew ptaków... I może dzięki niemu śniłabym dalej ale jak co dnia mój najwspanialszy brat Darek "Krzywogęby" musiał wparować do mojego pokoju z pretensjami o byle co...

Debil popatrzył na mnie stojąc na samym środku pokoju , następnie wziął lekki rozbieg i rzucił się centralnie na mnie. Odruchowo wystrzeliłam całym alfabetem przekleństw w jego szyderczo uśmiechniętą twarzyczkę i z impetem zruciłam go z pogniecionej pościeli.

Ja: Powaliło cie stary naprawdę cie nie nudzi udawanie debila ?

Spojrzałam na niego czekając na jakąkolwiek reakcje ale jedyne z czym się spotkałam to jeszcze większy uśmiech przesączony wredotą, cała jego twarz zrobiła się niezdrowo czerwona i po chwili gość dławił się ze śmiechu który mógłby swoją tonacją obudzić trupa.

Biedak wił się na moim dywanie ledwie oddychając by następnie ledwie łapiąc dech wykrztusił z siebie...

Darek: Czy..Czy ja udaje!? Pfffhahahah!

Po tym miałam już dość patrzenia na niego więc omijając tą glizdę złapałam wiszące na krześle ciuchy( Czarną bluzę kangura, ciemne dżinsy, długie skarpety do kolan również czarne,bieliznę.) Poleciała truchcikiem do łazienki wciąż słysząc śmiech za swoimi plecami... Takie poranki u mnie są normą od roku, idzie jakoś się przyzwyczaić.

Gdy już całkiem odświeżona wyszłam z łazienki roztaczając w całym pokoju zapach cynamonowego szamponu zauważyłam że gnida która zakłóciła mój sen właśnie teraz rozłożona całkowicie leżała na mojej pościeli którą jeszcze bardziej pogięła się pod naciskiem jego wielkiego cielska. Zrezygnowana machnęła jedynie ręką i łapiąc leżącą na biurko torbę wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami na tyle mocno by obraz wiszący na korytarzu spadł z haczyka prosto na drewnianą podłogę.

Poprawiłam jedynie skórzane ramiączko i bez jakiejkolwiek większej reakcji zeszłam po woli po schodach do salonu tam jedynie spoglądnęłam na mojego drugiego padalca... Mirka "Przylepę", ja po prostu nie wierze że jest moim bratem. Każda laska jest jego a ja potem muszę im wszystkim tłumaczyć że to e jestem jego siostrzyczką nie znaczy że robię za jego sekretarkę. Ten tylko zerknął na mnie i wrócił do czytania gazety. Ja natomiast szybko rzuciłam zanim całkiem opuściłam dom trzaskając po raz drugi drzwiami...

Ja: Wy dziś gotujecie obiad :)

Nie czekając na jego reakcje ruszyłam w niekończącą się podróż przez las , miała ona trwać dziesięć minut aż do dotarcia do kawiarni w której jestem tą walnięta szefową która musi ciągle pilnować stażystów...Porażka życia ale chociaż kasę mam z tego całkiem przyzwoitą.

Po chwili marszu w ciszy przez piękną liściastą ścieżkę zauważyłam coś bardzo dziwnego.Na jednej z wyższych gałęzi niedalekiego drzewa wisiało coś bardzo wkurzonego i głośnego jak sam skurczybyk...

Słyszałam wcześniej od Darka że można gdzieś załatwić sobie małego potwora na własność ale myślałam że są tylko żarty a tu proszę...

Nagle malec zsunął się z gałązki i runął prosto w ziemie wydając z siebie niski głosik.

? : CHOLERA!!!

Powoli podeszłam w jego stronę i kucnęłam tuż obok niego. Z bliska był trochę większy niż myślałam na początku.Wyglądał naprawdę uroczo, ale bardziej groźnie słodko. Malec był ubrany w czerwoną koszulkę,czarną bluzę z kapturem od środka futrzanym, spodenki również czarne, białe skarpetki i czerwone trampki ... Chciałam mu pomóc ale ten tylko odtrącił moją rękę swoimi krzycząc w moja stronę ochrypłym głosikiem...

? : ZOSTAW MNIE !!!

próbując samemu wstać stracił przytomność wciąż powtarzając słowo " Zostaw..."

Opadł ciężko na ziemie...

Na początku chciałam go zostawić w tym miejscu ale spojrzałam na jego nogę, nadłamana kość mówi sama za siebie że pozostawiony tu malec nie dałbym sobie sam rade i padł by po kilku godzinach gdyby kość  się zakaziła a tak by się prawie na pewno by stało. Powoli jak najdelikatniej podniosłam jego lekki korpus na ręce, wielkością i ciężarem przypominał małe dziecko które na spokojnie sięgnęło by mi to kolan. Malec  nerwowo machnął ręką i przewróciła się na drugi bok w moich rękach.

Co miałam zrobić innego jak zabrać go do siebie i opatrzeć, walić robotę.Szybkim truchcikiem uważając na trzymanego potwora wróciłam się do domu w mgnieniu oka.Moi bracia siedzieli w kuchni robiąc olbrzymią porcje jajecznicy na bekonie... Skup się!

Wchodząc przez drzwi rzuciłam torbę na ziemie byle jak i nie zdejmując ubłoconych butów praktycznie wbiegłam do łazienki zatrzaskując ją na zasuwkę...

Malca odłożyłam obok zlewu, by szybko wyciągnąć z apteczki wszystko co się dało...

Następnie rozmieściłam to z boku pralki na której usiadłam trzymając potwora ręką opierając go na kolanach. Chwile później byłam już w trakcie odkażania kości co nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Malec lekko oprzytomniał ale wciąż osłabiony lekko wiercił się przy każdym dotknięciu gazikiem w miejsce złamania. Lecz mimo jego stękania ja musiałam to zrobić  bo inaczej długo by ne pociągnął. Po skończeniu  tego zabiegu młody był bardzo wykończony ale mniej obolały. Pozostało mi tylko przyłożyć podkładkę pod kość i obwinąć szczelnie bandażem. Gipsu nie mogłam użyć bo by go nie uniósł...

Po chwili potworek odzyskał całkowitą przytomność ale był wciąż słaby, na początku próbował wydostać się z moich rąk ale po chwili przestał się wiercić . Z jego oczodołów zaczęły płynąć czerwone krokodyle łzy a sam przywarł do mnie cicho chlipiąc bez słowa. Zdziwiona obrotem spraw również go przytuliłam jedną ręką delikatnie głaszcząc go po plecach...

Uspokoiłam go tym na tyle by móc wciąż go trzymając w ramionach zejść z pralki i pozostawiając po sobie syf wyjść z łazienki. Maluch wtulił się w moja bluzę a ja dzielnie wkroczyłam do kuchni. Bez słowa usiadłam przy stole tuląc potworka. Nagle z za mnie wyłonił się mój krzywo mordy brat i robiąc straszliwie poważną minę ryknął....

...Polsat...

Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta , ale jeśli ktoś to zrobi... to fajnie :)




Bitty Bones opanowały dom ...Where stories live. Discover now