Część I - Porwanie

4.1K 175 63
                                    

Z daleka, w miejscu, gdzie powinna znajdować się złota łuna, postronny obserwator nie zauważyłby niczego, tylko kolejny ciemny, niezachęcający skrawek lasu, ślepy zaułek, drogę bez końca, nic ciekawego. Prawda na temat tego miejsca była jednak inna. Za barierą z zaklęć ochronnych kryło się pięć kobiet.

Młode czarownice zasiadały wokół ogniska, każda zajmując się czymś innym. Padma Patil, bliźniacza siostra Parvati, grzebała długim patykiem między płonącymi gałęziami, pilnując, aby ogień wznosił się z niesłabnącą siłą. Druga Patil, zasiadająca po turecku kolano w kolano ze swoją siostrą, ostrzyła ostrzałką kolejny myśliwski nóż. Blondynka o skręconych włosach, Lavender Brown, od czasu do czasu mieszała w rondlu potrawkę z leśnych darów: zająca, trawy, grzybów oraz zjadliwych liści. Dziewczyny, czekając na wsparcie, ostatnio przymierały głodem, gdyż zapasy, po tygodniach tułaczki, się skończyły. Po przeciwnej stronie, wsparta na pniu drzewa, leżała Ginny Weasley, na kolanie pisząc kolejny list, na który zapewne znów nikt nie odpowie; wysyłała je codziennie, odkąd słuch o Ronie, Fredzie i George'u Weasleyach oraz Seamusie Finniganie zaginął. Ostatnią, piątą kobietą, była Hermiona Granger. Siedziała na spróchniałym pieńku, nieznacznie oddalając się od prowizorycznego obozu; między palcami toczyła różdżkę, z zaciętą miną wypatrując w oddali zagrożenia.

Beznadzieja Zakonu Feniksa trwała od 2 maja 1998 roku, kiedy to Harry Potter poległ, a ugrupowanie przegrało bitwę o Hogwart; zakończyła się ona brawurową ucieczką tej "dobrej" strony konfliktu. Tak właściwie ciężko powiedzieć, że Zakon wciąż istniał. Akcji dywersyjnych nie przeprowadzano od miesięcy. Kontakt między poszczególnymi członkami urwał się mniej więcej po ostatnim, wyjątkowo nieudanym, sabotażu. Od dokładnie sześćdziesięciu dwóch dni — Hermiona codziennie zaznaczała w notatniku kolejną kreskę — nie widziały się z męską częścią grupy. Wyruszyli na poszukiwanie bezpiecznego miejsca, o które wyjątkowo trudno w wojennych czasach. Zakładali, że wrócą za parę dni. Minęły tygodnie. Dwa miesiące. Każda z czarownic wiedziała, co oznacza cisza — nie żyją lub żyją w celi. Tak czy siak, wychodziło na jedno — można było uznać, że będąc w celi, tylko czekali na śmierć, co ostatecznie wskazywało na to, że w sumie to już nie żyli.

Prócz wycieńczenia fizycznego, bo nie zawsze udało się coś upolować, dziewczynom towarzyszył kryzys psychiczny. Myśli samobójcze, chęć do samookaleczeń, nocne koszmary dotykały każdej. Ginny, najsilniejsza, tylko nie mogła spać. Była szczęściarą.

***

Wynalazek — wykrywacz anomalii — sprawował się nadzwyczaj dobrze, stając się hitem na szmalcowniczym rynku. "Wykrywacz Szlamu" — tak go nazywali. Różdżka o rozwidlonym końcu drgała, gdy tylko natrafiła na ślad niedawno użytej magii, a bariery wykrywała nawet z pięćdziesięciu metrów. Zdrajcy mieli czego się bać.

***

Ktoś się zbliżał. Hermiona gwałtownie podniosła brodę. Było późno, a ona, zmęczona, ledwo trzymała głowę prosto, nic więc dziwnego, że zmorzył ją sen.

Z lewej usłyszała pyknięcie. Ginny wysłała list do kryjówki. Zapisany papier rozpłynął się w powietrzu. Szatynka rozmasowała kark. Sen trwał tylko minuty. Rozejrzała się; może jednak się jej zdawało... Nie. Gałąź, gdzieś w oddali, chrupnęła.

— Dziewczyny — szepnęła, wydobywając głos z dawno nieużywanego gardła. Na co strzępić język, jeśli tylko układał się w słowa pretensji i obaw? Rzadko rozmawiały. Prędzej porozumiewały się za pomocą komend. — Dziewczyny — powtórzyła, aby wyrwać wszystkie ze zwyczajowego otępienia.

Palcem wskazała gdzieś w prawo, w ciemność lasu. Coś stąpało między potężnymi, starymi oraz cienkimi, młodymi pniami drzew. Kobiety, niczym spłoszone ptactwo poderwały się z zajmowanych skrawków obozu. Znały schemat. Skupiły się w jednym miejscu, plecami dotykając jedna drugiej. Były jak jeden twór z dziewięcioma oczami, widzący wszystko, co się wokół niego działo. Splotły ze sobą ramiona, szepcząc zaklęcia.

Intruzi się zbliżali, a było ich trzech. Trzy szmalcownicze mendy. Co dziwne, zmierzali prosto w stronę obozowiska, jakby wiedzieli, gdzie dokładnie się znajduje.

To zbieg okoliczności, pomyślała Hermiona, nie przerywając bogatego w magię szeptu. Słowo za słowem tkały schronienie.

Padma, jako pierwsza, zwróciła uwagę na dziwną różdżkę, którą trzymał jeden z brudnych typów. Widziała ten przedmiot po raz pierwszy. Trąciła łokciem siostrę, wybałuszając oczy. Bliźniaczka zrozumiała od razu. Szarpnęła utworzonym okręgiem, a wtedy i Hermiona dostrzegła urządzenie. Przypominało jej mugolską różdżkę do poszukiwania źródeł wody, jednak trzymaną do góry nogami. Kolejne szarpnięcie i Ginny także zorientowała się w sytuacji.

Szmalcownicy przyspieszyli, biegnąc prosto na kobiecy krąg.

— Uciekamy — zakomenderowała Weasley, przewodniczka grupy.

Czary puściły, pękając niczym mydlana bańka. Rozpoczął się pościg okraszony kolorowymi wybuchami.

Wiedząc, że pracodawca potrzebuje żywego, jak najbardziej sprawnego towaru, poszukiwacze szlam i zdrajców zwykli używać podczas łapanek tylko trzech zaklęć: drętwoty, expelliarmusa oraz protego. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ta mieszanka nie zadziałała. Trzej mężczyźni odruchowo i sprawnie odbijali zaklęcia, które wybuchały w kontakcie z tarczą. Zaraz potem, celując automatycznie, wyrzucali ze swoich różdżek białe-pomarańczowe lub szkarłatne promienie. Długo nie trzeba było czekać na efekt pościgu za rozkojarzonymi, wykończonymi kobietami. Padały na ściółkę jedna za drugą. Po parunastu sekundach Hermiona, Ginny, Padma, Parvati oraz Lavender straciły wolność.

Splątane magicznymi linami zostały deportowane do nowego miejsca. Dotychczasowe, opuszczone, powoli traciło blask. Ogień słabł, aż został tylko żar. Las szybko zapomniał o niedawnych lokatorkach.

Kukiełka [Dramione]Where stories live. Discover now