Rozdział 11. Koniki nie gryzą.. cz.2

Zacznij od początku
                                    

-Hej, no.. Spokojnie... -Przylgnęłam do niej blisko, dodając jej otuchy, a koń wchodził coraz głębiej i głębiej.

***

Woda była skąpana w świetle gorącego słońca, dzięki czemu była naprawdę ciepła. Na jej lustrze malowały się odbicia różnorakich drzew, Kolorada i także nasze.. zaś na na tafli widniały kolorowe liście w odcieniach czerwieni, żółtego i brązu. Wszystko wyglądało naprawdę pięknie. Szczególnie, że znajdowałyśmy się za pagórkiem i przed nami była rozłożysta dolina zza której słońce rzucało ostatnie, równie mocne jak te pierwsze, promienie nadając jeszcze większej czerwieni otaczającemu nas środowisku.

W pewnym momencie poczułam, że się zamaczamy i z uwagą zerknęłam na reakcję Dashki, ktora wydała się już mniej zestresowana niż poprzednio. Westchnęła głęboko, kiedy woda znalazła się prawie na wysokości naszych kolan i przestała się trzymać siodła, co mnie zdziwiło. Zamiast tego oparła się o mnie wygodnie i skrzyżowała lekko ręce.

-Brawo -wyszeptała, a ja popatrzyłam na nią zdziwiona i rumiana -Udało ci się wsadzić mnie na konia ... i zakochałam się w tym... Tak myślę.. -Znowu westchnęła zrelaksowana i opuściła rękę do tafli i swojego odbicia. Zamoczyła rękę w wodzie i zaczęła ją lekko rozgarniać z upodobaniem.

Dokładnie i ze spokojem obserwowałam jej ruchy. Bardzo ucieszyła mnie jej swoboda i, że polubiła coś, co ja tak kocham... Klepnęłam lekko konia pod wodą i on poszedł głębiej. Sam stracił grunt pod kopytami więc zaczął płynąć. Byłam pod wrażeniem. Podwójnym. I jego umiejętności i też tego, że Rain' się tak przełamała.. Cudnie, u licha... Teraz i ja westchnęłam zadowolona lekko tuląc Dashkę z uśmiechem.

Kolorado równomiernie i ze stoickim spokojem płynął przecinając taflę jeziora. Dashie cały czas nie wyciągała dłoni z wody i sprawiała wrażenie głęboko zamyślonej. Przypatrywałam się jej i temu co robiła. Była niesamowicie spokojna... Niecodzienne, heh.. Przyda jej się odrobina relaksu, oczywiście. Nie wiele myśląc i nie kontrolując się wypuściłam ją ze swych objęć i też wsunęłam dłoń do wody kierując się troszkę jej ruchami. Wspólnie przemierzałyśmy dłońmi wodę pogrążone we własnych rozmyślaniach i trasach, kiedy w pewnym momencie równocześnie dotnęłyśmy swoich rąk i złapałyśmy się za nie. Rzuciłam jej szybkie i pełne nieśmiałości spojrzenie. Poczułam też, że się rumienię. Znowu. Ona za to popatrzyła na mnie początkowo lekko zdziwiona, a potem uśmiechnęła się w uroczy sposób zamykając oczy. Trwałyśmy tak w ciszy i błogim zadowoleniu przez dłuższy czas. Nie wiem ile minęło, ale raczej sporo, gdyż na niebie widniał już niezwykle malowniczy i bardzo odległy zachód słońca, który zabawił jeszcze tylko chwilę, akurat na tyle, że zdążyłyśmy dopłynąć do brzegu i ubrać w spokoju buty.

Wracając nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem. Nie potrzebowałyśmy tego, wystarczała nam tylko nasza wzajemna obecność i ciepło, którym przez to się dzieliłyśmy. Ziewnęłam lekko i odrobinę ospale oparłam się o przyjaciółkę i wtuliłam w nią buzię będąc gotową do ewentualnego uśnięcia.

Ścisnęłam swoje dłonie na jej brzuchu trzymając lejce, obejmując ją i już prawie, że usnęłam, kiedy położyła dłonie na moich i delikatnie je pogłaskała. Głos zdławił mi się w gardle, więc bez słowa, ale z rumieńcami uśmiechnęłam się i delikatnie ją ścisnęłam.

Szybko zleciało, kiedy minęłyśmy połowę sadu i przeskoczyłyśmy po południu napotkany potok. Szturchnęłam ospale Kolorada w bok i koń przyspieszył truchtem kierując się na farmę. Obie mocno wtulone w siebie byłyśmy na granicy zaśnięcia, no a przynajmniej ja.. Padałam totalnie, szczególnie miło ospale było mi w takich okolicznościach.. mhm..

EqG: AppleDash - Klucz Do Serca /ZAWIESZONE/edytowaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz