rozdział 12

3.5K 158 49
                                    

Nagle do pomieszczenia wszedł...Clint.

Westchnęłam ciężko. Czyżby znów chciałbym mnie namówić na udzielenie mi jakiejkolwiek pomocy? Czy oni nie rozumieją co to znacz "Nie"!?

Kiedy rozmawiałam z samą sobą, do pomieszczenia wszedł Barton. Spojrzałam na niego z dołu, jego twarz wyrażała...hmm... spokój?

Podszedł do mnie i usiadł na wygodnym miejscu obok mojej osoby.

-Po co przyszedłeś?- spytałam od razu.

-Wiem, że nie chcesz od nas żadnej pom...- chciałam mu przerwać, ale podniósł rękę żebym nic nie mówiła.- ...pomocy, ale jednak chcemy ci pomóc. Choćby nie wiem ile razy będziesz zaprzeczać, my i tak będziemy chcieli ci pomóc.- chwilę  później.- Niestety nie  zareagowaliśmy tak jak powinniśmy przy zaistniałej, kilka dni temu, sytuacji. Większość moich przyjaciół siedzi i obwinia się za śmierć twojego chłopaka, chociaż przy różnych bitwach też giną ludzie, ludzie których nie znamy, też jest im przykro, ale na pewno nie tak jak teraz gdy ty jesteś tą osobą, gdy siedzisz w tej wierzy razem z nami.- przy tej wypowiedzi miał spuszczoną głowę, jednak przy wypowiedzeniu ostatniego zdania podniósł ją.- Możemy udzielić ci tej pomocy?- spytałam patrząc na mnie.

Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Oni naprawdę chcą mi pomóc, chcą coś dla mnie zrobić. Może powinnam...?

-To co? Idziesz?- spytał Barton stojąc już przy wyjść.

Choć dalej nie byłam pewna swojej decyzji to postanowiłam, że pójdę.

-Lecz nie liczcie na to, że zaufam wam od tak.- i pstryknęłam palcami przed nosem łucznika kiedy przechodziłam obok niego.

***

Jedziemy właśnie windą na piętro w którym znajduje się większość lub wszyscy bohaterowie.

-A co z twoimi mocami?- spytał niespodziewanie Clint. Nie za bardzo chciałam im o tym mówić. To jest moja sprawa. A jeżeli bym im powiedziała to od razu musiałabym zrobić jakieś badania, chociaż i tak wiedzą już o dwóch, więc pewnie będą chcieli mi je zrobić.

-Spokojnie, nie zrobię wam krzywdy.- powiedziałam, bo nie chciałam rozwijać tego tematu. Barton kiwnął niechętnie głową i westchnął, a kiedy drzwi windy rozsunęły się, wszystkie oczy które były w pomieszczeniu patrzyły na mnie. Nie za Bardzo wiedziałam co zrobić, zauważył to Barton i jako pierwszy wyszedł z windy, a ja ruszyłam za nim.

-Jednak udało mi się ją namówić.- powiedział Łucznik i uśmiechnął się, co było widać z boku. Ja tylko przekręciłam oczami co nie uszło uwadze innym. 

Przeleciałam moim wzrokiem każdego, który był w tym pokoju. Niestety była w tym pokoju osoba, którą bez mrugnięcia okiem zabiła. Stark. To jedyne nazwisko, które potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Teraz podeszłabym do niego i przywaliła mu w tą pustą czachę. Jednak powstrzymałam się z tą myślą, ale jego widok i tak mnie nieźle wkurzył, więc zacisnęłam dłonie w pięści. Niestety lub stety, Barton zauważył tak drobny szczegół. Chwycił mnie za nadgarstek i powiedział.

-Zaprowadzę ją do jej pokoju.- po tych słowach od razu ruszył w stronę windy by uratować mnie od niechcianych pytań, i za to mu jestem wdzięczna.

***

Po około 5 minutach dotarliśmy przed pokój w którym będę tymczasowo mieszkała, bo chyba kiedyś mnie z tąd wypuszczą, prawda?

4 Żywioły i Ja (Zawieszone)Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin