34. Ktoś się dowiedział

12.4K 989 162
                                    

Charles Marshall:

Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się stało. Owszem liczyłem na starcie między mną, a Griffinem jednak nie sądziłem, że postanowi on zagrać nieczysto i zaatakuje z ukrycia. Przez dłuższą chwilę stałem oniemiały i wpatrywałem się w Degranta, lecz zaraz ocucił mnie krzyk Ignotusa:

-Panie, jakie rozkazy!

-Gdzie nastąpił atak?- odpowiadam, rozglądając się nerwowo.

-Posłaniec przyniósł wieści od oddziału Romualda.

-Czyli cwany szczur Griffin zachodzi nas od tyłu. Najpierw straciliśmy ostatni oddział, a teraz biorą się za kolejny – zamyśliłem się.- Oddalamy się, niższe oddziały, które zostały zaatakowane, odeprą atak, my idźmy na zamek. Za tamtym wzniesieniem znajduje się posiadłość Richarda – dodałem, wskazując ręką kierunek.

-Panie, oni nie dadzą rady! – zaprotestował Marcus.

-Trudno, wolę stracić kilkunastu niż setki. Jeśli wojsko Griffina jest rzeczywiście tak silne, to musimy zatrzymać się po drodze i omówić plan działania. Ruszamy! - zarządziłem i skierowałem się ku niewielkiemu wąwozowi, bym mógł w spokoju opracować plan działania.

Szpieg:

Wszystko przebiegało tak, jak rozkazał pan Richard. Jego syn był bezpieczny i wraz z naszymi ludźmi ruszył do ojca, natomiast ja wciąż pozostawałem na polu walki. Niczym cień obserwowałem każdy ruch Marshalla, plugawego potomka Allena, który zhańbił się, odrzucając rodowe nazwisko na rzecz matczynego.

Nienawidziłem Charlesa Marshalla, nienawidziłem go z całego serca. Dla mnie był nikim, zabrał mi wszystko! To z jego rozkazu zginęła moja ukochana Sophia! Moja miłość, od piątego roku życia to jej oddałem swoje młodzieńcze serce, które rozpadło się na kawałki, gdy Marshall ot tak wydał na nią wyrok. Teraz moje serce zatrzepotało żywiej, jakby znów odżyło, czy piękna kobieta z obozu będzie moja? Tak bardzo jej pragnę, chyba rzuciła na mnie urok, bo wciąż o niej myślę..

Moją uwagę przykuł Marshall pochylający się nad mapą. Obrady się rozpoczęły, dyskretnie dałem znak Alverowi by pozostał na czatach, a sam gestem dłoni pokazałem Verserowi i Berdowi by podążyli za mną, czas zabrać to, po co przyszliśmy.

Eileen:

Wraz z Emmeline, Rachel i Isabell zostałyśmy zaprowadzone w głąb lasu. Zmienni wojownicy kazali nam się ukryć, żebyśmy nie przeszkadzały w walce.

Sam atak rozpoczął się niespodziewanie. Akurat spożywałyśmy pieczonego zająca, gdy przybiegł strażnik, który rozkazał nam skryć się w lesie, po czym pozostawił nas same przy ogromnym przewróconym dębie, na którym teraz siedziała Rachel, machając nogami ze znużeniem:

-Długo jeszcze mamy tu siedzieć? Jestem zmęczona, chce wracać do namiotu.

-Na dodatek łażą tu robale, fuj - skrzywiła się Isabell.

-A niech was zeżrą - odparowała ciemnowłosa Emmeline.

-Przybłędo, zamknij jadaczkę, gdy nikt nie prosi cię o komentarz - skwitowała Degrant.

-Jak ty do mnie powiedziałaś ty su..- krzyknęła druga, lecz urwała, wpatrując się w punkt ze mną, lecz ja tego nie zauważyłam, gdyż z przerażeniem w oczach wpatrywałam się w postawnego mężczyznę za jej plecami:

-Uważaj!- krzyknęłyśmy w tym samym momencie, a zaraz po tym poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Moje ciało opadło na ziemię, a ostatnim co usłyszałam był wrzask Rachel, który nagle umilkł. Czułam, że ktoś mnie uniósł i przerzucił przez ramię, lecz potem już była tylko ciemność.

Arkana wilczych rodówOnde histórias criam vida. Descubra agora