31. Wyjazd

14.3K 1.2K 213
                                    

Eileen:

Od mojego spotkania z Charlesem minęło wiele dni, nie spotkałam go już więcej, jedynie widziałam przelotnie gdzieś na korytarzach czy w ogrodzie. Kilka razy nawet złapałam jego spojrzenie lecz na krótko.

Zachowywał się tak jak gdyby nic się nie wydarzyło.

Po części byłam mu za to wdzięczna, nie chciałam wracać pamięcią do tamtego wieczoru, na którego wspomnienie ogarniało mnie zażenowanie.

Wciąż nie mogłam rozgryźć tego jak ten mężczyzna na mnie działał. Nienawidziłam go lecz gdy tylko zbliżał się do mnie to nie mogłam mu się oprzeć. Czy to więź która była między nami sprawiała, że w ułamku sekundy zapominałam o tym jak bardzo mnie ranił, że był potworem, bestią?

Chciałam bardziej nad sobą panować ale wiedziałam, że to niemożliwe. Jego srebrzyste tęczówki prześladowały mnie każdej nocy przez co czułam jakbym wariowała. Nie poznawałam samej siebie.

Nawet dnie spędzane w towarzystwie Joshuy Gosbara nie potrafiły uciszyć głosu w mojej głowie który wciąż szeptał imię Charlesa.

Moja relacja z Gosbarem też nie należała do łatwych. Spędzaliśmy razem każdy dzień. Widziałam, że się stara, że mu zależy jednak nie potrafiłam tego odwzajemnić.

Jedyną tęsknotą jaką uśmierzało towarzystwo brata Isabell była ta za domem. Z dnia na dzień popadałam w co raz większą rozpacz. Brakowało mi mojego ojca i braci. Oddałabym wszystko by choć raz ich ujrzeć, by znaleźć się w rodzinnym domu, poczuć zapach włosów Saumela i Sante i wtulić się w ramiona swego ojca.

Jednak miałam już nigdy więcej ich nie ujrzeć.

I to wszystko za sprawą Charlesa Marshalla.

Tak bardzo go za to nienawidziłam. Za odebranie mi jedynej ważnej rzeczy w moim życiu.

Mojej rodziny.

***

Stałam w głównym korytarzu dzierżąc niewielki tobołek ze swoimi rzeczami. Nastał czas wyjazdu i ze zdenerwowaniem tupałam stopami, stojąc nieopodal drzwi.

Denerwowałam się tym wyjazdem. Wiedziałam, że jadę na wojnę i mimo że miałam być trzymana z dala od pola walki to jednak całym sercem pragnęłam pozostać w pałacu. Nie wyobrażałam sobie tkwić w namiocie gdy nieopodal będzie się toczyć walka na śmierć i życie.

I choć bardzo niechętnie to musiałam przyznać, że bałam się o Charlesa. Służba w pałacu lubiła plotkować, twierdzili, że to będzie ostatnia wojna i że wielu zginie bo tylko śmierć może zakończyć spór potomków Allena i Griffina.

Co stanie się ze mną jeśli Marshall zginie na polu walki? Co z naszą więzią? W głowie kotłowało mi się tyle myśli i nie mogłam znaleźć żadnych odpowiedzi.

Nie wiedziałam nic.

Musiałam bezczynnie czekać na to, co zgotuje mi los.

Moje rozmyślania przerwał znajomy głos, odwróciłam się w stronę z którego dochodził:

-Eileen!- zawołała wesoło Emmeline, machając do mnie.

Od niedawna była najbliższą mi osobą i czułam, że dobrze postąpiłam ufając jej. Nie bałam się, prawdę mówiąc nawiązanie przyjaźni z nią było jedyną rzeczą jakiej byłam pewna w ostatnim czasie. Była szczera i autentyczna, zupełnie inna niż Jasemin.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now