they are dead because of you

1.9K 177 667
                                    

Harry nie rozumie.

Nie rozumie jak płatni mordercy mają pomóc mu w znalezieniu ojca. Do tego dobrowolnie. Jaką pewność ma Liam, że nie zwieją przy pierwszej lepszej okazji? To wszystko jest takie śmierdzące, nowe i... Śliskie. W jednej chwili leniwie wylegiwał się w swoim królewskim łóżku, a w drugiej przebywał w jednym pomieszczeniu z mordercą.

Louis.

Brunet zagryza wargę, kiedy odwraca się w stronę skupionego szatyna, który umiejętnie rozgląda się w poszukiwaniu idealnej broni. Ma służyć mu przez następne kilka dni, jako że wyrusza gdzieś wraz z Zaynem, Liamem i kilkoma wyszkolonymi pracownikami placówki.

Oczywiście - Harry nie wie gdzie, ani po co. Nikt nie czuje się zobowiązany do naświetlenia mu... Wszystkiego. I nastolatek ich nie wini. Nie. Jest w siódmym niebie, żyjąc w ciągłej niewiedzy i będąc głupim kolesiem, który nigdy nie wie, o czym każdy dookoła niego dyskutuje. Wydaje mu się, że nawet tumanowata wiewiórka (ta codziennie zaglądająca przez okno stołówki) jest gruntownie obznajomiona z wszystkim bardziej od niego.

Harry z irytacji rzuca okiem na swojego towarzysza, chwytającego jeden z prostszych pistoletów i dokładnie ważącego go w dłoni. Wygląda groźnie w czarnej, ciasnej bluzce na długi rękaw i smolistych obcisłych spodniach. Jest drobny i smukły, lecz nadal umięśniony.

Harry się go boi.

Kto nie bałby się seryjnego mordercy?

Chociaż mężczyzna nie spojrzał na niego od dobrego tygodnia (tak, Harry oficjalnie spędza całe dnie w siedzibie FBI) to brunet i tak czuje się przez niego obserwowany. Zupełnie, jakby Louis wiedział o każdym jego ruchu. Nawet tym najmniejszym.

O Boże, a jeśli zauważył, że dłubie w nosie?

Jeśli tak - Harry Edward Styles może dołączyć do swojego ojca.

- Tak właściwie - zaczyna nagle, odstawiając swoje przerażenie na bok i krzyżując ramiona - Czemu nam pomagacie? Zapłacono wam? Ile?

Musiał zapytać. To zbyt szemrane nawet jak na FBI. Dlaczego Louis i Zayn mieliby pomagać im bez żadnego pożytku? A może po prostu obiecano im szybsze wyjście na wolność? Wróć, przecież oni są skazani na ponad wiek odsiadki.

Prawdopodobnie.

Cóż, zasługują na to.

Harry marszczy czoło w irytacji, kiedy Louis nie odpowiada i w ciszy kontynuuje przebieranie w broniach różnego kalibru. Wiszą na specjalnych uchwytach na granatowych ścianach, których Styles całym sercem nie cierpi. Kolor sam w sobie jest obleśny i przytłaczający, a pomimo tego jakiś czartowski człowiek postanowił pomalować nim prawie wszystkie ściany w budynku.

- Czy ty potrafisz mówić? - unosi się, miętoląc w dłoni skrawek musztardowej koszuli.

Nic.

Louis nie odpowiada, a Harry czuje jakby zaraz miał się zesrać w majtki.

Myślał, że Louis utnie mu jaja paznokciami, ale nic takiego się nie stało. Oczywiście. Stoicki, kurwa, spokój. Opanowanie. Samokontrola.

Słychać jedynie szum wiatraka nad ich głowami i głośny oddech rozjuszonego bruneta, który stoi na środku pokoju i nadal wyczekuje odpowiedzi. Liam ponownie omawia cały plan z Zaynem, by rozważyć jego propozycje i wprowadzić ewentualne poprawki, więc go tu z nim nie ma. Rzecz prosta - nie ma go, gdy jest potrzebny najbardziej. I Harry się denerwuje. Louis przez okrąglutki tydzień niezmiernie grał mu na nerwach, choć nie pisnął ani słowem. Zazwyczaj z premedytacją zostawiał w zlewie brudne naczynia wiedząc, że Harry dba o porządek i to pozmywa. Wyjadał też wszystko z ich wspólnej lodówki (w tym zdrowe przekąski zielonookiego) i myślał, że nikt o tym nie wie. Raz nawet wywołał wielką kłótnie, wmawiając roztrzęsionemu Niallowi, że Zayn uraczył się jego orzechowymi lodami, co oczywiście nie było prawdą - Louis sam je wyżarł.

BloodstainedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz