7. Zakupy

9.9K 209 28
                                    

*Cameron*

- Zostaw mnie! Puszczaj, to boli! Proszę cię! - słyszałem dokładnie każde wypełnione płaczem słowo Mii.

Później nastała tylko cisza i sapania ojca. Nikt oprócz mnie nie wiedział, jakie to potworne uczucie słyszeć płacz i błaganie o pomoc bezbronnej dziewczyny, którą właśnie na siłę posuwa własny ojciec! Najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić, byłem bezsilny, bardziej niż Mia. Jej krzyki śniły mi się po nocach, jej zapłakane oczy mnie prześladowały. Czułem żal sam do siebie.

- Co za skurwiel. Mia, pomogę ci. - mówiłem sam do siebie.

W tamtym momencie obiecałem sobie, że choćby nie wiem co, pomogę tej słodkiej blondynce. Nic więcej mnie nie obchodziło, oprócz jej wolności. Serce mi pękało, gdy siedziałem w pokoju na górze, a ona na dole przeżywała piekło.

"Znienawidzi mnie jak się dowie, że Nathan to mój ojciec. Miała do tego pełne prawo." - powtarzałem w myślach

*Mia*

Szybko weszłam do wanny i dokładnie się wyszorowałam. Myśl, że na moim ciele niedawno były ręce Nathana, przyprawiała mnie o dreszcze. Czułam się brudna po jego dotyku. Pocierałam gąbką miejsca dotykane przez mężczyznę, jakbym miała czarne plamy od atramentu, które nie chcą zejść. Skóra lśniła czerwonym kolorem, ale nie przestawałam. Żadnego brudu tam nie było, wszystko siedziało w mojej psychice i to było najgorsze.

Wyjrzałam przez okno, ale nikogo nie zauważyłam. Nic dziwnego, że nikt nie słyszał żadnych moich krzyków. Jednym słowem byłam w dupie.

Wtedy usłyszałam znajomy dźwięk. Znowu ktoś przekręcał klucz w zamku. Zastanawiałam się, kto tym razem. Po kilku sekundach ujrzałam tę parszywą mordę, nigdy o niej nie zapomnę.

- Boli dupcia? Bo jak chcesz, to mogę wymasować.

- Daruj sobie, Nathan.

- Przyszedłem powiedzieć, żebyś się ubierała, bo zaraz jedziemy.

- W krótkich spodenkach mam jechać? Przecież jest zimno.

- To załóż swoje ciuchy. A jak nie, to jedź z gołą dupą, mi to wszystko jedno. - ubrania były brudne i przepocone, ale nie miałam wyboru.

Włożyłam czarne spodnie i bluzę z kapturem tego samego koloru. Byłam gotowa.

Wtedy Nathan otworzył drzwi i kiwnął głową, że mam iść pierwsza. Kiedy szłam przed nim, klepnął mnie w tyłek. Chciałam zwrócić mu uwagę, ale nie byłam w stanie przechodzić znowu tego samego koszmaru, co kilka godzin wcześniej, dlatego zostawiłam to bez komentarza. Z tyłu głowy miałam myśl, że łysol zaraz zasłoni mi oczy jak wcześniej, żebym nie widziała gdzie idziemy. Zdziwiłam się, gdy złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą.

Starałam się zapamiętać drogę. Ciągle szliśmy prosto. Dotarliśmy do salonu, następnie skręciliśmy w lewo i zeszliśmy po ośmiu schodkach. Fajnie było pooddychać świeżym powietrzem. W moim obecnym pokoju nie miałam takiej możliwości, bo w oknie nie było klamki.

Na podjeździe stało piękne, białe Audi A3. Już po mieszkaniu i samochodzie można było zrozumieć, że bliźniacy byli bogaci. Co się dziwić... Trafiłam chyba do jednej z największych szajek w całym kraju!

Wsiadłam do tyłu i czekałam, aż mężczyźni zajmą miejsca z przodu. Bynajmniej miałam taką nadzieję. Szczęście się choć na chwilę do mnie uśmiechnęło, bo na tylnej kanapie zostałam sama, a Nathan wraz z bratem usiedli przede mną.

Korki w Los Angeles to istna tragedia, przez godzinę przejechaliśmy zaledwie dwadzieścia kilometrów. Została nam jeszcze kolejna godzina drogi. Zamknęłam oczy i resztę podróży przespałam.

*

Obudził mnie Mike szarpiący lekko moje ramię. Wysiadłam z auta i czekałam, co ma do powiedzenia Nathan.

- Słuchaj, wchodzimy do sklepu i możesz sobie wybierać co chcesz, chociaż także mam prawo głosu, zrozumiano?

- Tak.

- I ostrzegam cię ostatni raz, nie wywiń żadnego numeru. - jego wzrok przeszywał mnie na wylot

- Wiem.

W niewielkim stopniu czułam szczęście i ulgę, że może w końcu uda mi się uciec. Mój plan wyglądał następująco: miałam być grzeczna, zgadzać się na wszystkie rzeczy, które wybierze Nathan i nie pyskować. W pewnym momencie udać się do łazienki, ale po drodze skręcić ku wyjściu.

Plan wydawał się banalny i mało ryzykowny. Jednak cholernie się bałam, że coś pójdzie nie tak. Gdyby któryś z nich się zorientował, co kombinuję, nie żyłabym. Na samą myśl o karze, serce podchodziło mi do gardła, a wnętrzności w brzuchu wykonywały salto w tył.

Wyższy z braci złapał mnie za rękę, trochę ścisnął i dodał:

- To co kochanie, idziemy?

- Kim dla ciebie jestem? - byłam ciekawa

- Narzeczoną. - prychnęłam

- Niedoczekanie. Wolałabym zdechnąć, niż dzielić z tobą życie.

- Wiesz, zawsze twoja prośba może stać się dla mnie rozkazem. Szybko mogę pozbawić cię życia. - oblały mnie zimne poty i w myśli skarciłam się za wypowiedziane wcześniej słowa

- Nie musisz być aż taki posłuszny. - chciałam obrócić wszystko w żart i puścić w niepamięć

- Gdybym miał możliwość zabijania wzrokiem, dawno byś wąchała kwiatki od spodu razem ze swoim tatusiem. - na te słowa moje oczy wypełniły się łzami, ale nie chciałam okazywać słabości

- Idziemy w końcu, czy będziecie sobie tutaj tak gadać? - na twarzy Mike'a malowała się frustracja

Mój "narzeczony" ruszył przed siebie trzymając mnie za dłoń, szedł szybkim krokiem, dlatego musiałam czasem biec. Byłam od niego o jakieś dwadzieścia pięć centymetrów niższa.

Moim oczom ukazało się ogromne centrum handlowe. W środku tysiące sklepów, a ludzi jeszcze więcej. Wszystkie były oryginalne. Weszliśmy do pierwszego napotkanego butiku. I wtedy zaczęły się męczące godziny przymierzania i szukania.

Bojąc się jutraWhere stories live. Discover now