1. Tragedia

24.9K 402 122
                                    


- Dawaj dawaj, jeszcze jeden raz i na dzisiaj koniec. - mówił do mnie trener, kiedy się podciągałam. Czasami miałam dosyć, ale później wiedziałam, że było warto.

Poszłam wziąć prysznic i się przebrać. Zabrałam torbę i opuściłam siłownię.

Stałam przed bramą swojej willi, serce waliło mi jak szalone. Drzwi do domu były szeroko otwarte. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Kiedy wychodziłam, zamykałam je na klucz. Szybko jednak wytrąciłam tę myśl i zastąpiłam inną. Równie dobrze, mógł je otworzyć tato. Wpisałam kod do bramki i weszłam na posesję. Pokonałam trzy schodki i byłam już w środku. Mój pokój znajdował się na górze, mojego taty również. Weszłam po kilkunastu stopniach i znalazłam się na miejscu.

- Cześć tato, wróciłam! - odczekałam chwilę, jednak rodzic się nie odezwał. - Jesteś? Tato? - miałam straszne przeczucia.

Weszłam do pokoju ojca i ujrzałam go. Leżał na podłodze w czarnej kałuży krwi, z jego brzucha sączyła się jeszcze ciecz. Pocięta przesiąknięta płynem koszula i rana cięta znajdowały się w okolicach pępka. Zbierało mi się na wymioty. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Podbiegłam do niego i sprawdziłam puls. Nic nie wyczułam...

Nie docierało to do mnie. Czy ja straciłam ojca? Czy to znaczy, że nie mam już nikogo bliskiego? Kto mi pomoże i mnie wesprze? Jak sobie sama poradzę? To niemożliwe, on zaraz wstanie i jak zawsze mnie przytuli. - dręczyło mnie.

Nie wstawał. Leżał tam i się nie ruszał. Mój tata nie żył! Już go nie było!

Nie myśląc racjonalnie, położyłam się obok jego zwłok i zaczęłam cicho szlochać. Z każdą kolejną sekundą moja rozpacz zmieniała się w coraz to głośniejszy płacz, aż w końcu krzyczałam na cały głos i dławiłam się własnymi łzami.

Nie wiedziałam, ile czasu minęło. Dziesięć minut? Piętnaście? Może godzina? Wybrałam numer na policję i zgłosiłam zdarzenie. Podałam im adres naszego domu i czekałam na przyjazd służb.

Po kilkunastu minutach po moim domu krzątały się różne osoby - jeden mężczyzna robił zdjęcia i ustawiał jakieś tabliczki z cyframi od 1 do 5, drugi zbierał odciski palców, jeszcze inny rozmawiał ze mną.

- To ty znalazłaś ofiarę? - spytał brunet z policyjną odznaką wiszącą na szyi.

- Tak, jestem jego córką.

- Możesz mi opowiedzieć co tu się dokładnie stało?

- Byłam na siłowni, kiedy wróciłam do domu wołałam tatę, ale się nie odzywał. Weszłam do jego pokoju i takiego już go tu znalazłam. Sprawdziłam puls, ale było za późno. - moje oczy wypełniły się słonymi łzami, które zaczęły spływać po policzkach i kapać na szarą koszulkę.

- Dobrze, rozumiem. Dziękuję. - nastała chwilowa cisza, brunet położył mi swoją dłoń na ramieniu - Współczuję ci. Uwierz, wiem, jak to jest. Wyglądasz na silną kobietę i na pewno dasz sobie z tym radę. - delikatnie się uśmiechnął i odszedł.

Stałam i patrzyłam w ścianę. Dźwięki do mnie nie docierały, obraz się rozmazywał, słyszałam niewyraźny szum. Powieki stały się ciężkie, a nogi nie były w stanie utrzymać mojego ciężaru, chociaż ważyłam zaledwie pięćdziesiąt pięć kilogramów. W końcu upadłam.

Kiedy się ocknęłam, leżałam na kanapie w salonie przykryta kocem. Wstałam, by zrobić oględziny. W pokoju taty było czysto, na podłodze nie było śladu po jakiejkolwiek krwi. Również po apartamencie nie kręcili się ci wszyscy ludzie. W domu panowały całkowita cisza i spokój. Po powrocie do salonu natknęłam się na bruneta, z którym wcześniej rozmawiałam.

- Co mi się stało? - pytałam zdezorientowana.

- Straciłaś przytomność. - zaskoczył mnie tym. Chciałam zapytać jak się znalazłam na kanapie, ale w tym momencie policjant odpowiedział na moje niezadane jeszcze pytanie. - Przyniosłem cię tu, bez obaw.

- Dziękuję. - posłałam policjantowi delikatny uśmiech.

- Będę się już zbierał, prosiłbym, abyś przyszła jutro na komendę w celu uzupełnienia formalności.

- W porządku, będę po południu. Do widzenia.

- Do jutra. - opuścił mój dom i odjechał, a ja zostałam całkiem sama.

Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. Nie byłam jednak w stanie skupić się na oglądaniu. Ciągle przed oczami miałam martwego ojca. Wtedy nasunęły mi się wszystkie najpiękniejsze wspomnienia.

Kiedy tata wziął mnie "na barana", podczas gdy byłam mała, żebym mogła założyć gwiazdę na sam czubek choinki. Kiedy razem robiliśmy naleśniki i byliśmy cali w mące. Kiedy dokładnie miesiąc temu, dziewiątego kwietnia, byliśmy w ZOO i śmialiśmy się z małpy, która w komiczny sposób bawiła się parasolką zabraną któremuś z turystów. Nasze wszystkie wycieczki, seanse filmowe, zarwane noce, zakupy, ale też kłótnie.. Te ostatnie nie należały do miłych wspomnień, ale teraz oddałabym wszystko, aby jeszcze choć raz usłyszeć głos taty. Nawet jeśli miałby to być jego krzyk. 

-------------

20 marca br.

Siedziałam na kanapie, oglądałam serial i zajadałam się popcornem. W najciekawszym momencie pojawił się tato i wyłączył telewizor.

- Musimy porozmawiać. - powiedział.

- Teraz? Nie możemy później? - podniosłam ton. - Leci mój ulubiony serial!

- Tak, teraz! - krzyknął

- Słucham, co jest takie ważne? - spytałam z pogardą.

- Wyprowadzamy się - posmutniał - Jest pewien problem i nie możemy tutaj dłużej mieszkać.

- Co? - rzuciłam miską z popcornem. - Niby dlaczego?

- Mnie też jest przykro, ale niestety nic nie mogę zrobić. To jedyne rozwiązanie.

- Nienawidzę cię! - krzyknęłam i wybiegłam z domu, gdzie właśnie rozpoczęła się ulewa.

- Skarbie, poczekaj! - słyszałam głos taty, lecz się nie zatrzymałam. Biegłam z płaczem nie zwracając uwagi na pogodę. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca... Jak najdalej od ojca...

-------------

Żałowałam, że nie byłam lepszą córką, że nie o wszystkim mu mówiłam albo często mijałam się z prawdą. Byłam rozpieszczonymdzieckiem i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ze zwykłej przeprowadzkiumiałam zrobić niepotrzebną awanturę. Miałam wiele powodów, by go przeprosić, podziękować. W końcu to on mnie wychowywał przez te osiemnaście lat. Ogromne wyrzuty sumienia nie dawały mi spać, choć wiedziałam, że teraz i tak już nie cofną czasu. 

Przypomniałam sobie, jak brązowooki opowiadał o mojej nieżyjącej mamie. Blond włosy zdecydowanie odziedziczyłam po niej. Zmarła przy moim porodzie. Miała zagrożoną ciążę i proponowali usunięcie, gdyż zagrażała życiu matki. Ona jednak już wtedy mnie kochała i wolała zaryzykować, niż pozbawiać siebie i taty potomstwa. Żałuję, że jej nie poznałam, i że nie mogła być w tamtej chwili obok mnie. Może byłoby mi łatwiej uporać się z tym wszystkim? Cholernie za nią tęskniłam, chociaż jej nie znałam. Wiedziałam, że była cudowną kobietą. I tylko tyle... A może aż tyle?

Bojąc się jutraWhere stories live. Discover now