Rozdział 27: Nasza żałoba

Zacznij od początku
                                    

— Pamiętając, jaka była za życia, a nie tylko to, że nie ma jej wśród nas.


~*~*~*~*~*~


— Mugole czasem wyprawiają uroczystość na cześć zmarłych — mówię niezręcznie. — Zapalają świece i mówią o osobie, którą utracili.

— Dlaczego? — pyta.

— Ponieważ pomaga im to zapamiętać daną osobę tak, jaka była za życia, a nie tylko fakt, że jej nie ma — odpowiadam.

— Czy to pomaga?

— Czasami — przytakuję, a Draco ściska moją dłoń.

— Będę z tobą.

— Chodźmy do sali balowej — proponuję. — Jest sporo osób.

Chłopak kiwa głową i wychodzi ze mną z pokoju, cały czas trzymając za rękę.

Z wyjątkiem ozdobionego stolika w kącie, pomieszczenie świeci pustkami i wydaje się o połowę mniejsze od Wielkiej Sali w Hogwarcie. Siedzimy na podłodze naprzeciwko siebie.

Przywołuję świecę, która unosi się między nami i podpalam knot.

— Moja mama była dobrą kobietą — mówię. — Miła, kochająca, zawsze uśmiechnięta. Jednak jej temperament doprowadzał mnie do pionu. Pamiętam, jak kiedyś przyłapała mnie na czytaniu książki, którą wkładała na najwyższą półkę, by trzymać ją ode mnie z daleka. Miałam tylko sześć lat, ale dzięki spontanicznej magii udało mi się ją chwycić. Mama kipiała ze złości — śmieję się. — Przez tę książkę tygodniami dręczyły mnie koszmary. — Moje oczy są zamglone. — Za każdym razem przytulała mnie i mówiła, że to tylko zły sen. Wystarczyła sama jej obecność, żeby wszystko wróciło do normy. I tak było. — Szlocham głośno, a Draco dotyka mojego ramienia.

— Wychowała niesamowitą córkę — dodaje chłopak.

Przytakuję, odkładając świecę na bok i przywołując kolejną.

— Za mojego tatę — mówię. — Był uroczym i miłym dentystą, który dawał naklejki wszystkim dzieciom podobnym do niego. Kochał czytać tak jak ja, rozpieszczał mnie książkami. Mama mówiła mu, że powinien przestać, bo nie mamy już miejsca na kolejne, ale on zawsze twierdził, że zawsze znajdzie się miejsce na książki. — Uśmiecham się. — Miał tyle energii i tyle miłości.

Świeca lewituje w kierunku tej mojej mamy, a inna pojawia się między nami.

— Za Harry'ego— kontynuuję. — Był tak podobny do mnie, ale przeszedł o wiele więcej i teraz już nie jest taki sam. Widział zbyt dużo śmierci. — Draco ściska moją rękę. — Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak mógł walczyć z diabłem, który okaleczał i zabijał, a jednocześnie być tak świadomym wszystkiego, kalkulować, a mimo to... kochać całym sobą i napędzać się do walki poprzez kolejne niewinne zgony. Przyjął na siebie zaklęcie przeznaczone dla mnie i walczył ze Śmierciożercami, aby być u mego boku. Minęły tygodnie nim się uśmiechnął, ale nikt nie zwątpił w to, że bardzo kochał.

— Za Rona — oświadczam, gdy kolejna świeca pojawia się przede mną. — Znał cenę życia, podejmował trudne decyzje, gdy Harry nie mógł tego zrobić, to spoczywało na nim. Czasami musieliśmy odsunąć się od bitwy, abyśmy mogli walczyć innego dnia. Ludzie umierali, gdy to robiliśmy. Harry nie potrafił opuścić choćby jednej duszy. Wiedziałam, że czasem musieliśmy to zrobić, a Ron zauważył to, nim w wpadliśmy w to po uszy. Harry i on często drążyli bardziej i zawierali przymierze z nieciekawymi ludźmi. Harry upierał się przy tym, a Ron nie był zbytnio przekonany i twierdził, że gdybyśmy walczyli o wiele dłużej, nie moglibyśmy się wydostać. Nie lubiłam sprzeciwiać się Harry'emu, ale Ron chciał uchronić nas przy życiu i tak też zrobiliśmy. Bylibyśmy okropnie dobraną parą, ale rudzielec jest niesamowitym przyjacielem i druhem dla mnie i Harry'ego.

Live Again [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz