Rozdział 27: Nasza żałoba

2.3K 141 19
                                    

Mrugam kilka razy, próbując uspokoić oczy. Szare tęczówki spotykają się z moimi w odległości kilku cali.

— Co się stało? — szepcze Draco.

Siadam, nie mogąc wyrzucić z pamięci rozmowy z panem Lovegood. Świat wiruje, nim odzyskuję równowagę. Kładę dłoń na klatce piersiowej, próbując wypełnić pustkę, która mnie ogarnia.

— Hermiono, kochanie? — mówi Draco cicho, siadając obok. Potrząsam głową, gdy łza spływa po moim policzku. Chłopak przyciąga mnie do siebie, obejmując ramieniem. — Co ci jest, kochanie?

— Umarli — mamroczę, z trudem wydobywając z siebie jakikolwiek dźwięk. — Żyli, ale umarli i ja... ja nie wiem.

Draco ściska mnie mocniej, przysuwając mą głowę do siebie i opierając na niej podbródek.

— Wiem — szepcze pocieszająco.

— Wcześniej nie było czasu. Nigdy go nie było. Trwała wojna — bełkoczę.

— Wiem.

— Ale teraz ich nie ma, ale ja cierpię. — Odpycham jego ramiona i patrzę prosto w oczy. — Dlaczego?

Jego wzrok prześlizguje się po mojej twarzy, pokoju i z powrotem. Gdy znów patrzy mi prosto w oczy, dreszcz przebiega po moich plecach.

— Ponieważ ich nie ma — mówi. — Oczywiście, znowu żyją, ale nie do końca. Ludzie, których znałaś, którzy żyli i umarli podczas wojny, odeszli. Osoba, która żyła w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym i otrzymała szansę na inną przyszłość niż ta, którą pamiętamy, nie jest tą samą osobą, która umarła w tamtej erze. I ci, których znałaś, których kochałaś, odeszli. Nawet ci, którzy nie umrą przed naszym powrotem, znikną, ponieważ nigdy nie będą mieli kolejnej szansy. Czasem to jest dobre — ostatnie zdanie mamrocze sam do siebie i odwraca wzrok.

— Ludzie zawsze przeżywają żałobę po zmarłych, ale co to w ogóle znaczy? — pytam. — Nie było czasu na takie sprawy, musieliśmy działać dalej.

— Nie wiem — odpowiada Draco. — Rzadko wyprawialiśmy pogrzeby albo myśleliśmy o tych, którzy zginęli. Za bardzo bolało i zbyt cierpieliśmy, więc staraliśmy się o tym zapomnieć.

— Mógłbyś? — naciskam. Jego oczy znów spotykają moje. — Zapomnieć o tym — wyjaśniam.

Uśmiecha się smutno.

— Nie.

Cisza, która zapada między nami jest pełna zbyt prawdziwego bólu. Myślę o śmierci babci Jean i o tym, jak mama sobie poradziła z jej stratą.


~*~*~*~*~*~


— Nie będzie wiecznie bolało — mówi moja mama.

— Ale jeśli nie będzie bolało, to nie znaczy, że już jej nie kocham? — siedmioletnia ja domaga się odpowiedzi.

— Oczywiście, że nie, kochanie.

— Powiedziałaś, że boli, ponieważ tak bardzo ją kochamy.

Moja mama wzdycha.

— Z początku tak jest, ponieważ tęsknimy za nią, ale w pewnym momencie akceptujemy fakt, że nie ma jej wśród nas i możemy ją nadal kochać, a ból powoli się zmniejsza — wyjaśnia.

— W jaki sposób? — naciskam. — Nie chcę więcej płakać.

Moja mama uśmiecha się smutno.

Live Again [PL]Where stories live. Discover now