VI

381 64 83
                                    

Cześć kochani :) Jak się spało? Jak mija wam poranek?
Wybaczcie, że wczoraj nie wstawiłam rozdziału. Wiem, że miałam go dodać w piątek, a dzisiaj jest sobota, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Od godziny dziesiątej do dwudziestej drugiej wczoraj, poprawiałam rozdział, który miał okazać się tylko poprawką, a zamienił się na zmienienie większości zdań. Po przeczytaniu wstąpcie na notkę pod rozdziałem :)



 
     Do moich uszu przedostaje się dźwięk budzika, dochodzący z telefonu leżącego obok mojej głowy na włochatej, szarej poduszce, którą dostałam na szesnaste urodziny od rodziców.

     Wciąż z zamkniętymi powiekami i z pojawiającym się grymasem na twarzy, sięgam do telefonu i sprawnie odblokowuję kciukiem blokadę ekranu, by wyłączyć alarm, po czym wracam od razu do spania. Jednak nie na długo, ponieważ budzik ponownie wydaje z siebie irytujący dźwięk.

     Tym razem podnoszę się do góry na łokcie i z większą determinacją spowodowaną oburzeniem, wyłączam zasilanie.

     Biorę głęboki wdech i opuszczam się płasko na łóżko, próbując wypuścić powietrze z ust, które są wgniecione do poduszki. Obracam się niechętnie, leżąc teraz na plecach i wpatrując się w beżowy kolor sufitu. Unoszę lewą rękę do góry, rozszerzając palce na całą powierzchnię, którą obejmuje mój wzrok i poruszam każdym z nich pojedynczo, zastanawiając się, czy moje paznokcie dobrze wyglądałyby w tym kolorze.


     Z zamyśleń wyrywa mnie dźwięk upadającego szkła na podłogę, a następnie zlękniony głos Maii, tłumaczący, że wszystko jest w porządku.

     Na mojej twarzy natychmiast pojawia się rozbawienie, które szybko zamienia się w niewidoczny uśmiech, ponieważ uświadamiam sobie, że muszę wstać i zacząć się zbierać do wyjścia, bo za godzinę i dziewiętnaście minut - jak pokazuje mi elektryczny zegar na szafce nocnej - mam umówione spotkanie z może przyszłą szefową.


     Energicznie ściągam z siebie kołdrę i tym samym zdecydowanym ruchem podnoszę się do góry na nogi. Natychmiast zmierzam do niewielkiej szafy, ziewając i rozciągając swoje górne partie ciała, a zwłaszcza ręce, które przez całą, niezbyt przespaną pierwszą noc, leżały pod moją głową.

    
     Zatrzymuję się pół metra przed szafą i otwieram ją, a na moim czole pojawiają się zmarszczki, kiedy wzrokiem skanuję każdy ciuch, który nadałby się na poważną rozmowę kwalifikacyjną.

     Ręką odgarniam powoli każdy wieszak, by dać sobie krótką chwilę na przeanalizowanie, czy owe ubranie, będzie na mnie dobrze leżało.


     Po kilku straconych minutach docieram do ostatniego wieszaka, na którym zawieszona jest biała prosta koszulka na ramiączkach z dekoltem w serek i czarna nieco przed kolana zamszowa spódniczka ze złotym zamkiem w tyle, znajdujące się pod folią ochronną.

     Wyciągam czarno-biały zestaw i kładę na łóżko, rozpakowując go i przyglądając się uważnie każdemu miejscu, żeby nie pominąć najmniejszej fałdy, którą trzeba byłoby przeprasować.

     Znów spoglądam na zegarek, by upewnić się ile mam jeszcze czasu, ale do mojej głowy dociera jedynie informacja, że straciłam dobre jedenaście minut na wybieranie stroju.

     Łapię więc za wieszak i szybko wybiegam z pokoju, ale ostrożnie, by o nic nie zahaczyć i zatrzymuję się przed drzwiami od łazienki, które są zamknięte od środka.


     — Wychodzisz? — pytam z tonem nieco głośniejszym, by przygłuszyć szumiącą wodę z kranu.

     — Za chwilę wyjdę! — Brunetka odpowiada mi tym samym tonem.

Ostatnia wiadomośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz