IV

379 20 4
                                    

Paula Torres

- Księżniczko wstawaj. - Usłyszałam głos Van, udawałam że nadal śpię. Dopiero gdy mnie pocałowała to otworzyłam oczy.
- Tak to mogę się budzić codziennie. - Nessa trzymała tacę na której był talerz naleśników oraz szklanka soku.
- Jedz, a potem załóż wygodny strój.
- Kogo to koszula?
- Spokojnie mały zazdrośniku. Należała do osoby, której już nie ma na tym świecie.
- Dlaczego ?
- Zmarło mu się, czy tam ktoś go zmarł. Nie ważne. Leć się przebrać. - Po zjedzeniu. Udałam się do swojego pokoju. Wzięłam długi gorący prysznic następnie założyłam białą bieliznę, szary T-shir, niebieskie legginsy i szare trampki za kostkę. Włosy rozczesałam i spięłam w wysokiego kucyka. Wróciłam do pokoju Van. Stała przed szafą i czegoś szukała. Miała na sobie białą prześwitującą bokserkę ( widziałam jej czarny stanik), na to miała założoną czerwoną koszulę w czarną kratkę, czarne wygodne jeansy. Na nogach , miała czarne skarpetki. Włosy zostawiła rozpuszczone.
- Czego szukasz ?
- Teraz już niczego. - Mówiąc to założyła czarny skórzany kapelusz kowbojski.
- Załóż te buty. - Podała mi gumowe czarne wysokie buty, sama włożyła na nogi czarne kowbojki.
- Co jest złego w moich butach?
- Rób co chcesz, ale jest możliwość że ich nie dopieżesz. - Przebrałam buty.
- Chodź. Z szafki wzięła okulary lustrzanki i klucze od samochodu. Jedziemy już od pól godziny, a ja nadal nie wiem gdzie.
- Gdzie mnie zabierasz ? Powiedz mi!
- Księżniczko mówiłam Ci to niespodzianka.
- Powiedz mi. - W tej chwili zobaczyłam długi budynek z którego jakaś kobieta wyprowadza gniadego konia. Van właśnie zaparkowała koło budynku.
- Czy ty zabrałaś mnie do stajni ?!?! Dziękuję !!! - Gdy wysiadłam z samochodu to ją przytuliłam.
- No już. Spokojnie Paula. To nie koniec. - Podeszłyśmy do stajni.
- O Nessa już jesteś ! Nareszcie. Ten twój Koszmar rozrabia. Jeśli kiedykolwiek go tu znowu zostawisz to go wyrzucę.
- Oh nie dramatyzuj. Nie jest tak źle. Nightmare nie jest taki zły.
- Nie w ogóle.
- Emmo poznaj Paule.
- Hej Paula to ja dzisiaj udzielę Ci lekcji jazdy konnej. - Ta kobieta cały czas gapiła się na Van jak sroka w gnat. To mi się stanowczo nie podoba. Ale wracając do rozmowy ?
- Emm Emmo jak poznałaś się z Vanessą ?
- To dosyć ciekawa historia.
- Emmo proponuję zacząć zajęcia, a nie zanudzać Paule jaką nudną historyjką. - Odezwała się Van
- Z wielką chęcią posłucham. - Van zmierzyła mnie wzrokiem.
- To było kilka set lat temu, płynęłam wraz z setkami okrętem niewolniczym. Zaatakowali nas piraci. Ich okręt był cały czarny, maszty poszarpane, koloru brudnego karmazynu. Najpierw zaatakowali nas salwą kul armatnich. Gdy podpłyneli bardzo blisko nas to przeskoczyli na nasz tonący statek. Dostaliśmy możliwość dołączenia się do nich lub zginąć, niestety lub stety większość wolała umrzeć. Ci którzy zdecydowali się przeżyć przeszli przez kładkę łonczącom oba okręty. Ci którzy woleli zginąć związani i zostali zamknęci pod pod pokładem. Odpłyneliśmy trochę dalej i piraci za pomocą armat zatopili okręt. Nigdy nie zapomnę tego wyglądu Kapitana Piratów. Raczej Pani Kapitan. Jej załoga chciała mnie i Mańka zabić, byliśmy najsłabszymi ogniwami. W tedy ją ujrzałam po raz pierwszy.
Miała na sobie kapelusz kapitana piratów, spod którego wystawała związana na głowie czarna chusta, włosy białe, mocny makijaż, białą bluzkę wiązaną na to czarny kapitański płaszcz, czarne luźne spodnie, wysokie skórzane buty. Zamiast prawej ręki miała hak. Nauczyła nas zasad panujących na morzu, czytać książki oraz mapy, pisać. Wtedy przemieniła nas w wampiry, dodam że byliśmy jednymi z pierwszych przez nią przemienionych. Okręt nosił nazwę : Revenge of the Devil.
- Myślę, Paula chce zacząć naukę jazdy. Nie zanudzajmy ją przeszłością. Poprawka, jesteście jedynymi którzy, przeżyli. A tak z innej beczki to wiesz może gdzie podziewa Maniek?
- Jest kapitanem statku turystycznego na Karaibach.
- Dlaczego tylko wy przeżyliście? Czy Van nie jest normalnym wampirem? - Zapytałam.
- Normalnie, aby zostać wampirem to najpierw musisz się napić jego krwi i umrzeć w ciągu dwudziestu czterech godzin. Jeśli chodzi o przemienienie przez Vanessę to wyższa sztuka, na początku pije twoją krew i przy okazji wprowadza Ci swój jad, gdy już jesteś na skraju życia i śmierci daje Ci woreczek swojej krwi, gotowe. Jesteś wampirem z wyższej półki.
- Dlaczego z wyższej półki?
- Bo normalne wampiry by wyjść na słońce muszą mieć specjalny pierścień, naszyjnik lub branzoletkę. A np ja nie potrzebuję tego.
- I tylko tyle?
- Nie no co ty. Są dodatki, ale o tym wolę nie mówić.
- Doba koniec tej gatki szmatki. Do roboty! - Krzyknęła Van.
- Aj! aj! My captain! - Odparła Emma. Nessa weszła do stajni, a ja zostałam sama z wampirzycą. Gniada klacz miała na imię Daisy, Emma pokazała mi i wytłumaczyła jak oporządzić konia oraz jak osiodłać. Po godzinie jazdy na ląży. Tyłek i uda mnie strasznie bolą. Dopiero gdy zsiadłam z klaczy, to zobaczyłam Van siedzącą w siodle westernowym na pięknym czarnym jak smoła koniu.
- Jak tam minęła jazda księżniczko?
- Rewelacyjnie. Gdzie byłaś?
- To się cieszę. Zabrałam Nightmara na przejażdżkę.
- Chyba raczej na pędzenie na łeb na szyję. - Odezwała się Emma.
- Eeee tam.
- Nie ee tam, tylko zacznij jeździć ostrożnie. Zanim coś Ci się stanie.
- Obie wiemy, że niestety nie mogę umrzeć nie ważne co zrobię.
- To pomyśl o Koszmaże.
- Pff to demon. Mam prośbę.
- Jaką?
- Czy rozsiodłalabyś te piękne koniki? Proszę
- Zgoda, zrobię to dla ciebie. Chwila, czy to oznacza że ta dzika bestia zostanie w stajni?
- Tak. Dzięki. - Van zeskoczyła z konia. I podała wodze Emmie.
- Paula chodź, to nie koniec niespodzianek na dziś. Na tylnym siedzeniu masz torbę, w której są ubrania na zmianę. Przebierzesz się w drodze.
- A ty kiedy masz zamiar się przebrać? - Pstryknęła palcami u lewej ręki, co spowodowało zmianę ubrania na niej. Miała na sobie zapienty pod samą szyję czarny płaszcz oraz czarne baletki.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo nie. - Dalsza droga minęła nam w ciszy. Van zaparkowała samochód pod jaką restauracją, której nazwy nie umiem wymówić. Van zdjęła płaszcz. Zobaczyłam, że ma na sobie białą koszulę z czarnym krawatem oraz czarne jeansy. Weszłyśmy do środka. Nessa zarezerwowała nam stolik, zamówiłyśmy coś do jedzenia. Van wzięła sobie jakąś sałatkę, a ja w sumie to nie wiem co bo o nie było ani w francuskim, ani w hiszpańskim. Rozmawiałuśmy o wszystkim i o niczym to było niesamowite. Jeszcze z nikim w moim życiu nierozmawiało się tak dobrze. Nessa jest wspaniałaym słuchaczem i doradcą. Po około półtorej godziny wróciłyśmy do domku.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- O Ci chodzi Paula?
- Dlaczego mnie zabrałaś najpierw na jazdę konną, a potem na romantyczną kolację?
- Bo uznałam, że lepiej byś poznała moją dobrą stronę.
- Kiedy poznam tą złą?
- Mam nadzieję, że nie prędko. - Do pokoju w którym byłyśmy, czyli do salonu wbiegła kobieta wyglądająca jak bogini.
- Mam wieści Van.
- Jakie? - Głos mojej blondynki mrożący krew w żyłach.
- Masz zdrajcę w szeregach. Może to ta dziewczyna? Kim ona jest? - Wzrokiem wskazała na mnie.
- Ona jest niewinna. Nie powinna Cię obchodzić.
- Skąd masz pewność, że Cie nie zdradzi?
- Bo tak. Nie mam zamiaru Ci się tłumaczyć Eris.
- Jak chcesz. Pamiętaj ostrzegałam Cię.
- Czy ty mi grozisz? Nie powinnaś tego robić. Jeśli coś jej zrobicie to was wszystkich zabiję.
- Nie zrobisz tego.
- Doskonale wiesz, że to zrobię. Głowę Zeusa nabiję na pal i umieszczę pod bramą.
- Nie zabijesz gromowładnego boga.
- Dlaczego niby? - Zapytała tym lodowatym głosem.
- Bo on wie kim jest twoja matka.
- Nic mnie nie obchodzi ta nic nie warta kurwa. Nie pozwoliłabym jej umrzeć szybko. Cierpiałaby tak jak ja ciepiałam, gdy wychowywał mnie ojciec.
- Powinnaś mieć szacunek do swojej matki, nawet jeśli Cię zostawiła.
- Myślisz, że bycie wychowywaną przez Lucyfera było przyjemne? Ja cierpiałam, a ta kurwa jakgdyby nigdy nic pewnie siedziała, jadła, piła. Po za tym trzeba być kurwą by przespać się z tym sukinsynem. Szkoda, że Zeus mnie wyręczył.
- Jak możesz! To twoja rodzina!
- Za taką rodzinę to ja podziękuję. - Jej głos był tak zimny, że ja się trzęsłam ze strachu.
- Nie wiesz co mówisz.
- Nie masz zielonego pojęcia co przeszłam Eris. Wyjdź nim zmienię zdanie i Cię zabiję. Odejdź. - Kobieta opuściła mój dom. Siedziałam na kanapie trzęsonc się ze strachu, nie słyszałam by ktoś używał takiego głodu jak Van przed chwilą i ta maska obojętności. Chyba zaczynam się jej bać. Van podeszła do mnie i przykucneła naprzeciwko mnie.
- Spokojnie. Nic Ci nie grozi.- Mówiła cichym kojącym głosem patrząc mi w oczy.
- Księżniczko, przepraszam. Powinnam była wyjść na czas rozmowy. To była moja gorsza strona.
- Chhhcę po poznać twoją gorszą stronę.- Powiedziałam drżącym głosem.
- Może kiedyś.
- Dzisiaj.
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
- Chcę.
- No dobrze, ale obiecaj że nie będziesz się mnie bać.
- Obiecuję.
- Chodź. - Wstałam. Van złapała mnie za rękę. Poszłyśmy do jej gabinetu.
- Dlaczego tu?
- Ci, chodź. Wyciągnęła z regału na książki, jakąś książę. W tedy ukazały się czarne machoniowe drzwi. Nessa otworzyła je. Póściłam jej rękę. Szłyśmy w dół schodami. Czułam woń rozkładających się ciał.
- Co tu tak śpierdzi?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Powiedz mi.
- Doskonale wiesz co to za zapach.
- Czyli to trupy?
- Powiedzmy. Chodź dalej. Jeszcze nie dotarłyśmy do zamku.
- Jakiego zamku?
- Piekielnego.
- Co?!?!?! Bóg nie istnieje.
- Istnieje. Ta kobieta, która nas odwiedziła to Eris bogini nie zgody.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie księżniczko.
- Chwila to kim ty jesteś?
- Jestem obecnie Panią Piekła. To ja zajmuję się karaniem grzeszników. Jestem śmiercią. Moim ojcem był Lucyfer.
- Czego jeszcze tak naprawdę o tobie nie wiem. - Byłam już przerażona. Nie rozumiałam o co chodzi.
- Jest tak dużo do powiedzenia, a tak mało czasu. Może chcesz wrócić?
- Nie.
- Napewno?
- Tak, ty mnie już poznałaś. Teraz moja kolej.
- No dobrze. Zaraz wejdziemy do zamku.
Po chwili byłyśmy w ciemnym pomieszczeniu. Paliła się tu jedna świeczka, Van pstryknęła palcami u lewej ręki. Światło się zapaliło. Usłyszałam lament.
- Co to?
- To odgłos płaczących dusz, które odbywają swoją karę.
- Jak wyglądają ich kary?
- Niektórzy są bici batem przez demony a inni są uwięzieni w swoich złych wspomnieniach.
- Dlaczego ich karasz?
- Bo takie mam zadanie.
- To nie sprawiedliwe.
- Mylisz się. Nie zajmuję się karaniem niewinnych. Każdy odpowiada za swoje czyny zarówno za życia jak i po śmierci. Wielu kryminalistów zawarło ze mną pakt.
- Jaki pakt?
- Zbierają za mnie dusze z waszego świata, i robią wiele innych rzeczy.
- Jakich?
- Kiedy indziej Ci o tym opowiem.
- Dlaczego?
- Bo odpowiedź Cię rozczaruje. Chcesz zobaczyć cały zamek?
- Tak. - Przez całą wycieczkę się bałam. Cały czas słyszałam krzyki pełne bólu. Było Ciemno zapach rozkładających ciał i zaschniętej krwi towarzyszył mi cały czas. Pajęczyny były na porządku dziennym. W końcu dotarłyśmy do laboratorium.
- Nie przepadam za tym miejscem. - Odezwała się Van.
- Dlaczego?
- Bo to tu spędziłam moje dzieciństwo. Lucyfer zrobił ze mnie obiekt badań. Od początku byłam traktowana jak rzecz. Tak wiele się tu wydarzyło. Nie chcę tego wspominać. Proponuję wrócić.
- Chciałabym zobaczyć jeszcze piekło.
- Nie. Stanowczo nie. Żywi nie mają tam wstępu. Tylko demony i ja oczywiście. Nie życzę Ci byś się tam znalazła.
- Jesteś leworęczna. Dlaczego? Myślałam, że w dawnych czasach za bycie mańkutem to paliło się na stosach.
- A no tak było. Ja naszczęście jestem oburęczna, ale wolę lewą rękę.
- Czemu?
- Strasznie dużo pytań zadajesz. W lewej mam czucie, a w prawej nie za bardzo.
- Jak to? - Nagle zamiast prawej ręki od łokcia w dół miała metal. Nie mogłam w to uwierzyć. Cały czas patrzyłam na metalową kończyne. Nie rozumiem jak ona może działać.
- Sama ją zaprojektowałam jak miałam czternaście lat. To było trochę trudne jedną ręką. Straciłam prawą ręką bo postawiłam się ojcu.
- Bolało?
- Trochę.
- Jak to trochę?
- W porównaniu do tego co z nim przeszłam to nic. Szybko się przynajmniej zagoiło. Przypalanie ciała srebrem, złotem i wszystkim innym co może skrzywdzić innych nad naturalnych.
- Nie widać.
- Bo mam szybką regenerację na szczęście. Proponuję wracać. - Wzięłam do ręki jakiś notatnik. Na pierwszej stronie było napisane Obiekt 01.
- Kim jest obiekt 01?
- To ja.
- Dlaczego akurat tak?
- Za dużo pytań. - Jej głosie było słychać zmęczenie.
- Odpowiesz mi?
- W tym dzienniku znajdziesz wszystkie informacje na mój temat. Tylko proszę nikomu o tym nie mów. Mogłabym Ci to opowiedzieć, ale nie potrafię. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Rozumiem. Nikomu nie powiem.
- Dziękuję.
- Victor to widział?
- Nie. Nie chcę by to widział. Jesteś drugą osobą w moim życiu która ma dostęp do mojej przeszłości.
- A co się stało z pierwszą?
- Nie żyje. Pora wracać. Nie chcemy ty Azazl czy inny demon Cię tu znalazł.
- Dlaczego?
- Bo tak. Większość demonów to idioci. Chwyciła mnie za rękę i się teleportowałyśmy do mojej sypialni.
- Miłego czytania. Jak coś to będę w gabinecie księżniczko. - Wyszła z pomieszczenia. Położyłam sie na łóżku i zaczęłam czytać.

Bogini PiekiełWhere stories live. Discover now