Rozdział 23

1.6K 240 73
                                    

  Nie mam pojęcia kiedy, ale zasnąłem.

Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi. Wstałem, będąc jeszcze na wpół przytomnym. Powoli rozglądnąłem się po pokoju, przecierając jedno oko.

Nagle usłyszałem huk i kilka brzydkich słów. Od razu rozpoznałem głos właściciela. Gówniak wrócił... Za szybko...

Zignorowałem go i znowu położyłem się spać, chcąc ominąć konwersację, którą on zapewne będzie chciał prowadzić. Słyszałem, jak idzie przez skrzypiący korytarz, jak otwiera drzwi do pokoju.

Myślałem, że będzie chciał mnie obudzić, jednak on tylko westchnął i powiedział.

— A myślałem, że będziesz czekał na mnie... — dało się słyszeć smutek i zdołowanie w jego głosie.

— A pomyślałeś, że może chcę się przespać? — zapytałem, wtrącając tym zdaniem, siebie do piekła.

— Nie śpisz? — wróciła do niego nadzieja.

—Śpię.

— Ja chcę z tobą porozmawiać! Obiecałeś, że w akademiku będziemy bardzo blisko siebie! — krzyczał, a moje uszy więdły.

— Nic nie obiecywałem, a ponadto, to był blef, żebyś dał mi spokój...

— Nie przyjmuję tego do wiadomości!

— A już miałem zamiar zrobić ci miejsce na moim łóżku... — powiedziałem z udawanym smutkiem, jednak z uśmiechem na ustach. Jak ja kocham go drażnić.

— No Al! Zrób mi miejsce nooo!

— Za późno, idź na swoje łóżko.

— Ale ja cię kocham!

— No super, a teraz idź — serio, zaczął mnie wkurzać.

— Al!

— Dobranoc

— Eh... — westchnął, po czym rzucił się na swoje łóżko.

Po jakimś czasie usłyszałem podciągnięcia noskiem. Nie mówcie mi, że się rozpłakał... To nie był mój cel... Myślałem, że mimo moich sprzeciwów i tak do mnie przyjdzie... No co za debil... Teraz czuje się winny...

— No chodź tutaj... — powiedziałem ciężko.

Kątem oka zauważyłem, jak uśmiechnął się, nadal mając łzy w oczach. Zrobiłem mu nieco miejsca, przysuwając się bliżej ściany, którą już dotykałem plecami. Kurdupel położył się przodem do mnie, na mojej ręce, którą go objąłem i westchnął cichutko. Czułem, jak się uśmiecha. Znowu pachniał czekoladą, nie mogłem się powstrzymać od pocałowania go w czoło.

— Dobranoc — wyszeptałem

— Al...

— Co znowu?

— Gdzie jedziesz na święta?

— Zostaję, a co?

— Może pojedziesz ze mną?

— Po co?

— Bo chciałbym z tobą spędzić święta... — mówiąc to, wtulił się mocniej we mnie. Nie mogłem z nim jechać, nie chciałem zepsuć mu świąt...

— Nie mogę, akurat na święta mam coś do zrobienia — to nie było kłamstwo, mam zamiar odwiedzić dzieci z sierocińca, do którego kiedyś należałem.

— A co to takiego?

— Tajemnica — nie chcę, by się dowiedział o tym.

— Mogę ci jakoś pomóc...

— Niby z czym...?

— No jak to z czym — podniósł głowę — no z długiem... Ile on wynosi?

— To nic takiego — uspokoiłem go, dla jego, jak i własnego dobra.

— Ale...

— Żadne „ale", to nic, o czym musiałbyś wiedzieć, a teraz dobranoc.

— Al... Czemu mnie tak traktujesz...? — czułem jak jego łzy z twarzy spływają mi na ramię.

— Hej, nie płacz... Przepraszam... Ale wiesz... nie zmienię swojego zachowania z dnia na dzień...

— Nie... to ja przepraszam, już dobrze — wymusił uśmiech — dobranoc...

—Dobranoc — po tych słowach przytuliłem go mocniej.

Trzymając go w ramionach, czułem się szczęśliwy.

Pierwszy raz w życiu, zapragnąłem, by jakiś człowiek ode mnie nie odchodził.

Nigdy w swoim miernym życiu, nie spodziewałem się, że tym kimś będzie jebany komar.  


  ¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸   


Nie wiem jak wy, ale ja umieram z gorąca~

Mam nadzieję, że rozdzialik się spodobał :)

Dziękuję wszystkim za aktywność! Gwiazdeczki i te kochane komentarze dają naprawdę mnóstwo motywacji! ❤  

☆ Miłego dnia! ☆ 

Bezwzględna siła |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz