- Często jej się zdarza spać popołudniami? - pytał David, kładąc Ave na łóżku w jednym z pokoi.
- Zmęczona jest. I pewnie przeżywa piątkowy występ.
- Jaki występ?
- Balet... Inauguracyjne przedstawienie przed przerwą wakacyjną.
- Aaaa... Dobra w tym jest, to trzeba przyznać.
- Skąd możesz to wiedzieć? - pytałam, schodząc przed Hudsonem po schodach.
- Po twojej operacji... byłem na tamtym występie.
- Na Avy występie?
- Tak.
- Brakowało ci zajęć? - spojrzałam na niego, kiedy zrównaliśmy się w salonie.
- Po prostu cały czas mnie do was ciągnęło. Ava, ty... - chwycił mnie za dłoń, zatrzymując w drodze do kuchni. Powoli czekając na moja zgodę, przysunął po chwili do siebie. - Chcę być częścią waszego życia i chce żebyście były moim życiem. Dam wam wszystko, a dziecko które mi urodzisz, dopełni nasze szczęście. Wyjdź za mnie Pat.
- Fajnie... - sarkazm aż piekł mnie w język. - Ale nie - odeszłam od mężczyzny w stronę tym razem magicznego tarasu.
- Właśnie poprosiłem cię o rękę...
- Nie mam problemów ze słuchem, ale nie ożenię się z tobą.
- Dlaczego? - pytał cholernie zdziwiony.
- Po pierwsze nie zerwałeś z Rose, a po drugie nie widzę powodu, dla którego miałabym zmieniać swój stan cywilny.
- Chwila! To ja jestem adwokatem i to ja powinienem wytaczać argumenty. Ale racja... sprawa z Rose. Załatwię wszystko jutro.
- Życzę powodzenia.
- Dlaczego jesteś taka gorzka?
- Bo widzę tę scenę, kiedy ty próbujesz odejść, a ona bierze cię na litość. Nie chcę  nawet zastanawiać się,  jak szybko ulegniesz. Dlatego darujmy sobie bajkowe plany na przyszłe tysiąc lat.
- Znowu ucinasz mój zapał?
- Nie... Wyraźnie nie czuje ani momentu, ani okoliczności.
- Patricia... kochasz mnie, to już ustaliliśmy; zostaniemy rodzicami za kilka miesięcy, czego jeszcze potrzebujesz?
- Pewności.
- Pewności czego?
- Że za moment znów się nie okaże, że zmuszony jesteś podjąć bardziej słuszna niż ja decyzję.
- Auuu... zabolało... - tym razem poważnie skomentował. - Zasłużyłem i teraz rozumiem.
- Nie gryzie cię fakt, że tak szybko zmieniasz kandydatki na żonę? - otulilam się mocniej swetrem od Demi. Jednak David postanowił znów stanąć za mną i wciągnąć w swój męski uścisk.
- Nie, bo znalazłem w końcu właściwą.
- Skąd ta pewność? Przy Rose myślałeś to samo...
- Rose swietnie skupiała się na nas i związku, ale nigdy nie interesowało ją życie domowe. A dla mnie rodzina to coś więcej, niż małżeństwo. To dom, do którego wracasz po pracy, zapach porannej kawy, troska o plamę na świeżej koszuli... mnóstwo drobnostek.
- Ona, pomoc domowa i masz komplet.
- Wiem, że mówisz to specjalnie. Nie zniechęcisz mnie już. Zrobiłem w głowie znaczne porządki.
- Olśnienie... - obróciłam się w jego ramionach tak, by stać teraz na wprost niego.
- Nadal czuje niepokój po tym,  co się stało w Providence. Wiem od ojca, że z młodymi wszystko w porządku, ciebie mam tutaj, a jednak mój mózg wysyła mi ciągle obraz ciebie wsiadajacej do toyoty.
- Na szczęście nic się nie stało...
- Nie mogę liczyć na szczęście. Dostaniesz nowe auto i kierowcę.
- Jasne... jeszcze podaruj mi prywatną klinikę.
- To nawet niezły pomysł.
- Posłuchaj Hudson... doceniam twoja opiekuńczosc, ale auto kupię sobie sama, a pracy nie zmienię. Dowiedz się po prostu kto za tym stoi.
- Nie możesz wykazać więcej ostrożności, zwłaszcza w swoim stanie?
- Gdyby nie Ava...
- Masz szczęście, że wyszło to tak szybko. Później nie upiekło by ci się tak łatwo - droczac się, zaczął obcalowywac moja twarz i wciskać w barierke tarasu zbyt sugestywnie.
- Mam nieodparte wrażenie, że próbujesz coś ugrać.
- Hmmm...
- Nie zaciagniesz mnie Hudson do łóżka.
- Do łóżka? Nie zamierzam... - zsunal swoje pocałunki znacznie poniżej mojej żuchwy.
- To twój sposób na odpedzenie stresów?
- Od tysięcy lat niezawodny... - szybko wrócił do właściwego poziomu chwytając moje wargi i pochlaniajac je znów w piekielny pęd. Tracę przy tym człowieku pion i powściągliwość... A kuchenna wyspa, do której mnie po chwili zaciągnął przejdzie zapewne swój test wytrzymałości.

- Jak się spało? - zapytałem zbiegajaca dziewczynkę.
- Dziwnie długo... - Ava ziewając  przecierala zasypane oczka.
- Śniadanie gotowe. Nie wiem co jadasz, więc chyba jest wszystko - zapraszalem ręka do stołu kończąc nalewac gorące kakao.
- Gdzie Mami?
- Bierze prysznic. Masz ochotę coś zobaczyć? - zaproponowałem widząc jak dziecko już zaczęło lustrowac ten niezwykły dom.
- Yhy... - pokiwala niesfornymi lokami.
- W takim razie zapraszam... - podałem dziecku dłoń i ruszyliśmy w stronę tarasu.
- David?
- Tak?
- Ozenisz się z moją mamą?
- Chciałbym, ale Patricia mi nie ufa.
- Przez Rose?
- Przeze mnie.
- A jak się kiedyś zgodzi... to kim będziesz dla mnie wtedy?
- Jaka masz propozycję?
- Fajnie by było mówić tato, ale to mój braciszek tylko będzie mógł... - zamyslila się dziwnie.
- Zanim twój braciszek się pojawi... - przykleknalem przy przeszklonej scianie zrownujac się z dziewczynka, - mam nadzieję, że wszyscy będziemy mieli na nazwisko Hudson. I wtedy raczej nie chciał bym żebyś mówiła do mnie David.
- Na prawdę? - już widziałem tą odpalajaca się flare.
- Jestem bardzo poważny- próbowałam się nie uśmiechać.
- Wiedziałam, że moja Mama cię wybierze! - rzuciła mi się radośnie na szyję sciskając cała sobą.
- Miejmy taka nadzieję, bo wczoraj odrzuciła moje oświadczyny.
- Jak to? Nie chciała pierścionka?
- Nie miałem pierścionka. Zapytałem po prostu...
- Oh mio Dio! - zrozumiałem, choć mała rączka przylozona do czoła sugerowała, że Ava będzie doradzać.
- Wy dorośli wszystko robicie nie tak. Pierścionek, kwiaty, muzyka, klekanie na kolano... bez tych rzeczy nic się nie może udać. Nie czytałeś Pięknej i Bestii, Kopciuszka  Spiacej Królewny?
- To bajki przecież...
- A my kobiety wszystkie chcemy być ksiezniczkami - wysunięte bioderko, podpórka z jednej reki i dłoń dziwnie wygieta jak u egipskiej boginii mówiła tylko tyle, że Oprah ma poważna konkurencję.
- No tak... muszę chyba popracować nad sobą i swoją wiedzą o was.
- Koniecznie. Mami to twardy zawodnik.
- Ha! A skąd ty znasz takie słowa?
- Wujek Drake... mój fan.
- Chyba idol?
- Nie, fan! Tak mi powtarza...
- Ja też nim jestem... Z każdym dniem coraz większym - otwarcie śmiałem się już z tego teatrzyku, choć pewnie dla Małej była to bardzo poważna dyskusja. Zbyt mądre dziecko, ze zbyt zabawna gestykulacja. - To co? Mogę ci już pokazać coś fajnego?
- Jasne...
- To chodź... - Chwyciłem dziewczynkę w dziwnym pizamowym zestawie na ręce i wyszliśmy na taras by dac ukraść jej serce widokiem, który rozciągal się tuż poniżej.
- O cholerka! - pierwsza reakcja była dla mnie mimo wszystko dziwna, ale dziecko rączka przymknelo niesforna buzie i szeroko otwartymi oczami pochlanialo urzekający krajobraz. Dobrze było też mi. Trzymałem na rękach siedmioletnia dziewczynkę, dla której  chciałem stać się kimś ważnym i od ktorej usłyszeć kiedyś magiczne "Tato". Mała tęcza nad kończąca się właśnie krótka burzą...

Stałam w salonie przyglądając się jak dorosły mężczyzna zamienia się właśnie w opiekunkę roku. Ale to było coś szczególnie miłego. David trzymający moja Ave na silnych rękach i ona obejmująca go za szyję. Zupełnie jakby innego układu "przed" nigdy nie było. Zwyczajny obrazek kochających się ludzi. To była moja odpowiedź na wątpliwości - doskonalej już się nie da. Tylko gdy rozwiążemy  wszystkie zawiłości, a Hudson powtórzy pytanie, zgodzę się... dla siebie, dla Avy i...syna? Tego ostatniego nie wie przecież nikt.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now