Rozdział 4.Trzej muszkieterowie.

234 17 0
                                    

Perspektywa Angel.
Trudno jest mi uwierzyć,że ten staruch nie żyje. Jednak... Mimo to chciałabym poznać ich. Być z nimi,ale co z Paprotem,Jack'iem i Luckas'em? Są dla mnie jak rodzina. Zajmowali się mną,troszczyli i wciąż to robią.
Matka założyła maskę. Zdecydowanie za łatwo mnie poznała. Pstryknęłam palcami zmieniając nieco moją maskę. Zniekształciło to trochę rysy twarzy. Brat,ojciec i matka spojrzeli na mnie.
-Magia. Trochę się jej nauczyłam przez ostatnie lata.
Wytłumaczyłam na szybko. Zmieniłam się i to dużo. Luckas zapytał Jack'a.
-Więc...Co robimy Jack?
-Musimy znaleźć Knox'a jak najszybciej. Zgnieciemy to w zarodku. Niestety nie zdążyłem nałożyć zaklęcia nawigacyjnego ,ani GPS'a. Angel może ty coś masz?
-Mam zaklęcie portalu złodzieja.
Z uśmiechem powiedziałam o moim małym osiągnięciu. Zaledwie wczoraj je opanowałam,a już użyłam.
-Czyli ćwiczenia nie poszły na marne...
Mruknął blondyn.
-Pałasz się magią?
O rany... Prawie zapomniałam o mamie.
-Tak trochę. Z resztą... Mamy towarzystwo! Jack! Alfa 4!
Knox nie próżnuje. Za plecami mamy,taty i brata pojawił się 3 metrowy diablik. Jack przeskoczył nad nimi i zaatakował swoim słynnym czerwonym mieczem. Ja minęłam ich i rzuciłam bombą dymną. Chwyciłam sztylet i ponacinałam mięśnie nóg ,i rąk. Luckas tylko dokończył dzieła poprzez użycie wodnego bicza,który stworzył z pomocą swojej hydrokinezy. Po kilku sekundach diablik leżał na ziemi rozłożony na łopatki. Pomyśleć tylko,że niedawno była to piękna wróżka. Mogę coś wypróbować, ale nie wiem czy zadziała...
Rodzice wraz z bratem pochylili się nad diablikiem.
-Co to jest?
Zapytali razem.
-Diablik, upadła wróżka,jak to woli. Trzeba ją przesłuchać.
Mruknęłam stanowczo pod nosem. Luckas podniósł diablika z pomocą hydrokinezy, przyczepił do ściany i zamroził wodę. Jack podniósł kawałeczek cementu który odpadł z murku.
Zatrzymałam go tuż przed rzutem.
-O co chodzi?
-Chce czegoś spróbować. Daj mi chwilkę.
-Chodzi o to o czym rozmawiałaś z Paprotem?
-Dokładnie. Wystarczy tylko zrobić jedną rzecz.
Podeszłam do diablika. Wyciągnęłam drogocenny kamień z ametystu i przyłożyłam do ciała. Rozległ sie krótki fioletowy błysk,a z brzydkiego diablika otrzymałam piękną 3 metrową wróżkę. Niebieskie włosy spływały kaskadami loków na ramiona,blada alabastrowa cera i zgrabna figura. Jej fioletowa długa suknia była najprawdopodobniej z jedwabiu. Złote sandały zdobiły jej stopy. Na plecach miała jasnofioletowe skrzydła ważki które połyskiwały w blasku księżyca. Jednak nie to było najlepsze. Wraz z Paprotem odkryliśmy sposób na uratowanie każdej upadłej wróżki! Odwróciłam się do pozostałej 5 z szerokim uśmiechem. Jack i Luckas wyglądali jakby ktoś ich kopnął w czułe miejsce,a za to moja rodzinka patrzyła na nich nie rozumiejąc dlaczego tak zareagowali.
-To nad tym pracowałaś przez ostatni rok?
Zapytał blondi.
-Bingo. W końcu po latach poszukiwań diabliki znów mogą być wróżkami. Niesamowite,nie!
Jack podszedł do wróżki odzyskującej przytomność z poważną miną czochrając mnie po drodze.
-Czego użyłaś?
-Zaklęcie światła nocy i światła odbitego w połączeniu z skomplikowanym zaklęciem amateon umieszczone w klejnocie o odpowiedniej magicznej odporności zareagowało z magią diablika tym samym cofając trwale proces przemiany.
-Gryzące się ze sobą zaklęcia przy użyciu ametystu z Gór Amateran dały odwrotny efekt niż zwykle...
Genialne! Wiedziałem,że masz w sobie to coś!
-Ktoś to wytłumaczy w normalny sposób?
No i znowu chórek mojej zniecierpliwionej rodzinki. Znowu założyłam maskę powagi z chłopakami. Mamy diablika do przesłuchania.
-W skrócie wynalazłam magiczne lekarstwo. To się nada na wyjaśnienie wam tego? Prościej się nie da.
Byłam oschła i chłodna. To ich uciszy na chwilę. Wróżka odzyskała przytomność,a Luckas ją uwolnił. Spojrzała na nas swoimi niebieskimi oczami. Czułam na sobie krytyczne spojrzenia mojej rodzinki.
Pewnie myślą o mnie,że jestem arogancka.
-Co do...Jak?
Zapytała w mówię wróżek. Tylko ja ją rozumiem. Jack z Luckasem usiedli na cementowym murku.
-Dlaczego ona dzwoni jak dzwoneczki z kościoła?
-To jest mowa wróżek Robin.
Specjalnie podkreśliłam jego pseudonim. Nawet nie przedstawili się z imienia. Podniosłam dłoń używając magii leczniczej. Moją całą rękę otoczyła zielona wstęga energii. Rany zagoiły się momentalnie,a wróżka wstała z betonu na który wcześniej upadła.
-Dziękuję,dziękuję, dziękuję!!! Co mogę dla was zrobić?! Jesteście tacy niesamowici! Jestem Galitea!
Zaświergotała wesoło jakby ataku fangirl'u dostała.
-Spokojnie. Pamiętasz coś z czasu bycia diablikiem?
Nie wiem jak wyglądała teraz moja matka ze względu,że byłam odwrócona do niej plecami,ale wyczułam od niej dziwną aurę. Chyba zaraz coś się stanie.
-Tak,ale wolałabym nie...
-Potrzebuję wiedzieć po co dokładnie Knox'owi ten talizman.
-Ten co to ukradłam? Chce zdemolować to miasto i zastraszyć tym pozostałe. Atak jutro w południe.
-Obserwują cię?
-Nie. Jestem ,a raczej byłam jego jedynym pomocnikiem. Uważaj na siebie dziecko. On pragnie nie tylko mocy talizmanu. Możliwe ,że zabierze twoją magię.
-Niech spróbuje. Nie da nam rady.
-Wiem o tym. Nie bez powodu jesteś znana u nas na płaszczyźnie.
-Sława to kapryśna przyjaciółka. Masz jakieś jeszcze informacje?
-Tyle tylko wiem. Ale jestem podekscytowana! Poznałam przyjaciół księcia Paprota i im pomogłam! Jesteście niczym trzej muszkieterowie ! Bohaterzy wy moi!
Tu otworzyła sobie portal i wskoczyła tam zwinnie powiewając suknią oraz włosami machając na do widzenia.
-Od tak ją puściłaś?!
Teraz to każdy kto był za mną wrzasnął zdziwiony w moim kierunku.
-Wiem już wszystko czego potrzebujemy.
Godzinę później...
Zaczailiśmy się pod starą fabryką czekolady gdzie aktualnie przebywał Knox. Zaklęcie portalu złodzieja wyrzuciło nas na opustoszałym terenie fabryki. Skradając się weszliśmy do głównej hali produkcyjnej, chowając się za skrzyniami po kakao. Niby powinien tu być. Zaklęcie jest niezawodne. Musi gdzieś tu być. W powietrzu unosił się stęchły zapach kurzu,brudu,rdzy,starego kakao i...trolla? Mamy przechlapane.
-Też to czujecie?
Szepnęłam do reszty.
-Nic poza kakao i rdzą.
Szepnął Jack.
-To samo.
Odszepnęli pozostali.
-Już za późno. Zmienił się w...
Coś wielkiego uderzyło w drewniane skrzynie przegrywając mi. Odlecieliśmy do tyłu uderzając z dużą siłą plecami o betonową ścianę.
Wielki 7 metrowy trol górski stał w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stały skrzynie i my... No to mamy przerąbane. Teraz tylko coś wykombinować... Ta... Już po 1/2 z nas.
&"&7&:"*$&$&&$,:';"&");-";!;*
Mam nadzieję, że się rozdział udał. Napiszcie swoją opinię!
Lunita ;)

Córka BatmanaWhere stories live. Discover now