"Buddyjska wędrówka" Roz.IV

23 2 0
                                    



Kurnaaa!!! Znowu ten sam sen i znowu identyczna gleba na ziemię. Ja przysięgam, że jeśli jeszcze raz będę miał powtórkę z tej rozrywki, to lepiej by nikt mnie nie zaczepił na mieście, bo biada mu. Ech... Od kiedy tutaj przyjechałem nie mogę się pozbyć snów, z czym akurat nie miałem problemów w domu. Z reguły nie lubię ich, bo wprawiają mnie w najróżniejsze nastroje i aby nie być od nich zależny, nauczyłem się je kontrolować. Przynajmniej tak mi się wydawało do niedawna. Gdy już ochłonąłem trochę, przebrałem się i umyłem. Zerknąłem na zegarek, dochodziła dopiero 6 i miałem dużo czasu na zastanowienie się, co dzisiaj porobić. W międzyczasie poszedłem na dół do restauracji zjeść małe, co nieco. Na szczęście restauracja w hotelu jest otwarta całodobowo. Nie musiałem czekać, by zaspokoić mój głód. A zielona herbatka z tostami na ciepło od razu poprawiła mi humor po nieudanej pobudce. Zagryzając jabłko, wróciłem do pokoju i nacisnąwszy na klamkę, drzwi uderzyły mnie z niesamowitym impetem. Ledwo udało mi się ustać na nogach. Okazało się, że przez otwarte okno w pokoju zrobił się niemały przeciąg. Sam wiatr porozrzucał mi po pokoju wszystkie moje broszurki i książki turystyczne. Wyglądało to gorzej, niż na wyprzedaży karpia w Lidlu. Jakoś doczłapałem się do tego okna, aby je zamknąć, choć niejedna kartka z notesu prawie pozbawiła mnie wzroku. Jak to mogło się stać? Okno miałem tylko na noc lekko uchylone i nic się nie działo. Nie chciałem o tym myśleć, nawet jeśli miałbym ochotę rozmyślać o czymkolwiek... Heh.. Z tego lenistwa położyłem się na łóżku, a w głowie kłębiły mi się niezliczone pomysły na dzisiejszy dzień. Pomyślałem, aby pozwiedzać trochę samo Tokio. Mimo wszystko mam tu wynajęty hotel, a jeszcze nigdzie w najbliższej okolicy nie byłem. Gdy już miałem się zdecydować, z lampy na suficie spadła mi na twarz jedna z kartek mojego notesu. Znajdywała się tam tylko jedna linijka tekstu: „Koniecznie odwiedzić <3 Kyoto :3". W sumie, po co to odwlekać? I tak przyjechałem tu głównie dla tego miasta. Postanowione, jadę do Kyoto. Plecak miałem przygotowany z wczoraj, tylko wodę uzupełnić i tak na wszelki wypadek spakować apteczkę. Poprzednim razem jej nie wziąłem, a zdarzyło się wcześniej kilka sytuacji, gdzie by się o mało nie przydała. Zabrałem, więc co trzeba było. Zamówiłem bilety. A z rozpiski dowiedziałem się, że podróż nie trwa długo. Tyle dobrego. Opuściwszy swój pokój, pobiegłem po taksówkę. Na dworcu znalazłem się kilkanaście minut później, a po chwili pociąg już ruszał z peronu. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jakim sposobem wszystko tu działa jak w zegarku. W dodatku dzisiaj w pociągu było zdecydowanie mniej ludzi niż, poprzedniego dnia, więc człowiek czuł się od razu swobodniej. Przez całą podróż słuchałem muzyki i czytałem mangę „Spice and Wolf". Kiedyś bliska znajoma mi ją poleciła i z czasem przekonałem się, że nie dała mi byle chłamu. Bardzo mi się spodobała historia, a z czasem cała manga nabrała dla mnie nowego znaczenia. Świetnie się spisywała, jako zapełniacz czasu na podróż.

 Po lekko 3h dotarłem na miejsce. Przyznaję, spodziewałem się po tym mieście bardziej wiejskiej kolorystyki, a zastała mnie gęsta zabudowa, która śmiało mogłaby konkurować z samą stolicą. Niby region i miejscowość z bogatą historią, ale również miasto jak każde inne. Dworzec nie okazał się specjalnie ogromny, więc prędko znalazłem wyjście na ruchliwą ulicę. Wszędzie dookoła kłębiły się supermarkety i przeróżne budynki. Jak dobrze, że istnieją taksówkarze na tym świecie. Może w wielu przypadkach mogę pochwalić się nienaganną orientacją w terenie, ale bądźmy szczerzy. Kto logicznie myśląc będzie próbował dość na własnych siłach w całkiem nowym miejscu do swojego celu? No dobra.. Stary ja by to zrobił, ale nie chcę tracić czasu, więc używam mózgu mimo, że tak jest nudniej. Przynajmniej dzięki temu mogę mieć (zazwyczaj) miłą i szybką podróż do wyznaczonego punktu. Tak, więc złapałem jednego taksówkarza i poprosiłem go do Kinkaku-ji, czy jak to po naszemu złoty pawilon. Podróż zajęła niecałe 30 min. Obyło się bez większych korków na drodze. Wysiadłem na pierwszy rzut oka przy ślepym zaułku i na jakimś totalnym zadupiu. Po chwili kierowca przyszedł z wyjaśnieniami, iż kawałek wyżej znajduje się ścieżka prowadząca do świątyni. A już myślałem, czy to nie jakaś nowa forma przekrętu. Podziękowałem mu za informację i zapłaciłem. Następnie według jego instrukcji powinienem obejść okoliczne domy, by dostać się na główną ścieżkę. Nie chciało mi się marnować czasu. Udało się mi dotrzeć pod mur, nad którym powinna leżeć moja dróżka. Wziąłem lekki rozbieg i jak za czasów dzieciństwa, kiedy to skakało się między murkami, wskoczyłem na ponad dwumetrowy mur. Jak na głównie kanapowy styl życia, kondycji nie miałem wcale tak złej. Po wewnętrznych pochwałkach i kilku podejrzliwych spojrzeniach sąsiadów, otrzepałem się, a wzrokiem dostrzegłem tabliczkę z informacją. Znajdywał się na niej kierunek zwiedzania szlaku turystycznego. Na szczęście trafiłem z miejscem. Teraz tylko mój odwieczny wróg dzielił mnie od celu, schody... Nie pogardziłbym jakąś małą windą, czy chociażby czymś na kształt wyciągu. Mimo wszystko z natury jestem leniem, jakich mało na tym świecie. Trochę stopni i przede mną stanęła niemałej wielkości.. Świątynia? Dojo? Szopa na narzędzia?!? Chyba, upał mi nie dopisywał, mimo iż nie było dzisiaj wcale tak bezchmurnie. Załóżmy, że była to atrakcja turystyczna. Oczywiście wstęp nie okazał się bezpłatny w wyniku, czego po chwili stałem już z przepustką w jednej ręce, a w drugiej trzymałem paragon. Żeby dojść do głównej atrakcji musiałem przejść przez to „dojo", a gdy wreszcie wyszedłem na zewnątrz, moim oczom rozprzestrzenił się niesamowity widok na wprost przepiękne jezioro. Całość otaczały różnych gatunków krzewy i drzewa, a rozmaite kolory mchów napełniały całość wyjątkową barwą. Chwilę po tym zza chmur wyszło słońce i mój wzrok automatycznie skierował się na małą budowlę, która to błyszczała w złotym blasku promieni jego. I to dosłownie złotym, bo cały ten pałac pokrywały ze wszystkich stron płatki złota. Nie dało się przejść obok tego obojętnie. Choć osobiście uważałem, iż pałac zrobi na mnie większe wrażenie. Może gdybym był jakimś wielkim fanem architektury, to najpewniej by tak się skończyło. 

Nefrytowy smok [PROJEKT W TRAKCIE KOREKTY I PRZERWY]Место, где живут истории. Откройте их для себя