ROZDZIAŁ 1

24.8K 652 113
                                    

Mężczyzna w czarnym fraku stał na drabinie i właśnie rozpoczynał swój pokaz. Przechylił butelkę szampana, a złocista ciecz rozlała się po piramidzie kieliszków. Goście wydawali się zaskoczeni i obserwowali atrakcję z wymalowanym na twarzach podziwem. Byłam jedną z tych osób. Całe zajście trwało minutę, po czym wszyscy zgromadzeni odwrócili się i wrócili do swoich zajęć.

– Wkraczam – odezwała się Cassandra i zanim odwróciłam głowę, już jej nie było.

Przyjaciółka ruszyła w tłum biznesmenów, fotografów i innych osób z jej świata, których miała sobą zainteresować. Agencja nalegała, by pokazała się na przyjęciu i być może zachęciła kilkoro pracodawców do współpracy. Byłam jej wierną towarzyszką, która teraz czuła się wyraźnie zagubiona. Podeszłam pod ścianę, na której znajdowały się fotografie. Zainteresowana dziełami przechadzałam się wzdłuż pomieszczenia i je oglądałam. W ręku trzymałam kieliszek szampana wcześniej zabranego z tacy.

Nie pamiętałam, ile łącznie wypiłam, zanim Cassie do mnie wróciła. Byłam chyba po trzech i czułam się coraz bardziej zmęczona. Dwie godziny na przyjęciu dla takiej emerytki jak ja były prawdziwym sukcesem.

– Co osiągnęłaś? – zapytałam, przeczesując palcami włosy.

– Za wcześnie, by to ocenić. – Cassandra się do mnie odwróciła. – Dobry łowca to cierpliwy łowca. Muszę tu jeszcze popracować. To jest tak strasznie burżuazyjne, być na luksusowym przyjęciu i mówić, że jestem tu służbowo.

– Tak, to prawda, ale ta praca... – Przyłożyłam rękę do czoła. – Niechże znajdę gdzieś szezlong. Twoje zdrowie – dodałam już normalnym tonem i uniosłam kieliszek.

– Nie brakuje ci tu Williama? – spytała, patrząc przed siebie.

– Nie – odparłam.

– Mnie też nie. Może znajdzie się tu ktoś bardziej godny. Rozejrzyj się jeszcze.

– Zaraz wracam do domu – ostrzegłam ją.

Zaczęłam podchodzić bliżej piramidy z kieliszków. Nie zamierzałam już więcej pić, ale co mi szkodziło poobserwować? Wychyliłam się zza niej, dostrzegając butelkę w rękach mężczyzny, który nie wyglądał na kelnera. Stał z kieliszkiem w jednej ręce, w drugie zaś z butelką szampana – na pewno nie tego, który był podawany. Sam sobie polewał. Uniosłam brwi zaskoczona tą sytuacją. Jezu, kogo oni wpuszczają na te przyjęcia? Może powinnam wyjść?

Wciąż obserwowałam mężczyznę. Miał poważną minę, gdy dolewał sobie alkoholu. Z nikim nie rozmawiał. Wyglądał jak każdy mężczyzna tutaj – w drogim garniturze, z dobrze ułożonymi włosami – ale im dłużej mu się przyglądałam, tym więcej dostrzegałam między nimi różnic.

Kompletnie oniemiała oparłam się dłonią o stolik z piramidą. Ta katastrofa była mi pisana. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko patrzeć na upadek pięknej konstrukcji. Było już za późno, by cokolwiek uratować.

Podniosłam wzrok i spojrzałam przed siebie. Każdy z gości zerkał w moją stronę. Nie chciałabym nawet opisywać ich reakcji. Czułam się okropnie.

– Proszę pani – usłyszałam obok, gdy podszedł do mnie kelner.

Byłam zdruzgotana. Na miazgę. Podobnie jak te kieliszki.

– Przepraszam – jęknęłam, wycofując się. – Ja... Naprawdę przepraszam. Nie chciałam.

Nie czekając na jego odpowiedź, pobiegłam w stronę wyjścia, a gdy stałam już na chodniku, drżącymi rękoma wyjęłam telefon. Czekałam na taksówkę, pisząc do Cassie: „Jadę do domu, ale niczym się nie przejmuj". Odpowiedź przyszła dość szybko: „Ty to zrobiłaś, co? To byłaś ty?".

Dobrze, że mojego nazwiska nie było na liście gości, bo mogłabym zostać skreślona z życia publicznego.

~*~

Harry

Rozległ się huk. Patrzyłem przed siebie, obserwując, jak kieliszki lądują na podłodze, zalewając ją szampanem. Co za strata – pomyślałem. – Nie był najlepszej jakości, dlatego wziąłem ze sobą swój, ale to wciąż było marnotrawstwo. Ci ludzie mogli to przecież wypić, a teraz?

Zastanawiałem się, kto to zrobił, ale mina winowajczyni od razu ją zdradziła. Dziewczyna w złotej sukience, która sama wyglądała jak szampan, była na skraju płaczu. Podszedł do niej kelner. Oho, będzie lincz. Zamienili kilka słów i wybiegła z sali. Kto to? Kopciuszek? Poszedłem za nią, z nadzieją że zgubi pantofelek.

Stanąłem na chodniku w momencie, kiedy dziewczyna wsiadała akurat do taksówki. Pantofelka nie było, ale raczej zapamiętam tę twarz. Dopiłem resztkę szampana, a butelkę wyrzuciłem do kosza przy ulicy. Nie mając lepszego pomysłu, wróciłem na salę. Wsunąłem ręce do kieszeni garnituru i rozejrzałem się za moją starą kulą u nogi. Kelnerzy sprzątali parkiet, goście zajęli się sobą, a ja nigdzie nie mogłem znaleźć Christiana. Westchnąłem cicho, naprawdę licząc, że nie wyciągnął mnie na to przyjęcie tylko po to, by mnie zostawić.

Golden sin. Żadnych granic. Tom I - PREMIERA 13.01.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz