Demony

42 1 0
                                    


Rozpętał się chaos. Przez mgłę, która spowiła jej oczy widziała jedynie urywki. Ciała leżące tak gęsto, że nie było widać, co znajduje się pod nimi. Wpatrzone w nią szkliste oczy. Człowiek z bronią w oknie. Inny, leżący pod ścianą. Nie rozpoznawała twarzy, nie dostrzegała szczegółów. Nie umiała nawet powiedzieć, po której stronie byli ci, których zdołała zauważyć. Więcej słyszała, niż widziała. Świst kul, ryk broni, krzyki rannych, jęki umierających. I nagle huk, jej własny ból, rozciągający swoje macki na całe ciało. Jej krzyk, głośniejszy, niż wszystkie poprzednie, obijający się echem w uszach. Mgła zgęstniała. Nie widziała już nic. Upadła. Pod głową czuła czyjeś miękkie, jeszcze ciepłe ciało. Próbowała wstać. Zabrakło jej sił. Mogła tylko krzyczeć, więc krzyczała. Do jej uszu docierały jeszcze dźwięki, huk wybuchów i czyjś głos. Dziwnie znajomy, odległy, zdawał się wołać, ciągnąć ją do siebie...

Jej własny krzyk po raz kolejny tej nocy rozdarł ciszę. Kolejny uwiązł w gardle, wepchnięty głęboko przez duszące łzy. Nie było już wybuchów, ich huk przekształcił się w jednostajne szczekanie. Nie było też krzyków rannych. Był za to jeden głos, cichy, ciepły, uspokajający. Choć słowa nie umiały znaleźć odpowiedniej drogi, by dotrzeć do uszu, wiedziała, że już jest dobrze. Że już po wszystkim, że to minęło, że to wszystko nie działo się naprawdę. Pozostał jednak ból. Potworny, rozdzierający od środka. Drżącą jeszcze dłonią dotknęła palącej żywym ogniem rany na brzuchu. Ale rany nie było. Była tylko blizna, pamiątka po dawnych wydarzeniach. Dławiła się powietrzem. Już dobrze, już koniec, już nic ci nie grozi, tu jesteś bezpieczna. Zostały tylko wspomnienia. Zbyt żywe, zbyt prawdziwe, zbyt bolesne, by móc z nimi żyć, by móc je ignorować, by móc zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Być może istnieli ludzie, którzy to potrafili. Ona nie była jednym z nich.

Ciepło drugiego ciała działało kojąco. Nie miała już czym płakać, nie miała też siły, żeby krzyczeć, siedziała więc tylko, skulona i nieobecna, chłonąc to ciepło całą sobą. Po raz pierwszy tej nocy poczuła wstyd. Wstydziła ją jej słabość, wstydziło ją to, jak bezbronna się czuła. Utkwiła wzrok w pościeli, tej samej, która we śnie zdawała się być stygnącym ciałem. Nie była gotowa podnieść wzroku. Jeszcze nie teraz. W jej dłoń wciśnięta została mała buteleczka. Uniosła wzrok tylko na tyle, by spojrzeć w uważne, psie oczy i znalazła w sobie siłę na jeden słaby uśmiech. Połknęła tabletkę, która stanowiła zawartość buteleczki, a ją samą odrzuciła na poduszki. Zamknęła oczy. Wszystko było już dobrze.

GrzesznicyWhere stories live. Discover now