p r o l o g

65 6 3
                                    

Sunął palcem wzdłuż ostrza, licząc w głowie sekundy – gdy tylko osunie go milimetr w tę, czy we wte – krew buchnie. Zaleje jego mózg, zaleje nowe spodnie; pensję ojca, starania matki. Zaleje.

Właśnie zdał sobie sprawę, że będzie musiał sunąć tak palcem po ostrzu do końca świata. Jeśli ich zawiedzie, trafi do piekła. Przeraził się najpierw, zaczął myśleć o tym jak to jest w tym piekle... Potem mu jednak przeszło. Przecież jest dzielny, przecież jest... Nazwisko nie chciało przejść mu ani przez gardło, ani przez myśli. Przecież jest sobą.
Uśmiechnął się – chyba w końcu znalazł sobie odpowiednie zajęcie. Drzewa szumiały, słońce powoli zachodziło za horyzont. A on się uśmiechał; siedział i przyciskał palec do ostrza. Mój boże – myślał.

– Mój boże, jak bardzo ci dziękuję za ten nóż.
Nagrobek był coraz chłodniejszy, cmentarz w końcu wyglądał tak, jak chciał go widzieć. Nie w słońcu, nie w cieple, nie blasku jakiejś boskiej materii. Było chłodno, wilgotno i cicho. Bez wiatru, bez brzęczących owadów, śpiewu ptaków i jęku ludzi, którzy przychodzili odwiedzić duchy. Bez uczucia, że ktoś patrzy, widzi i ocenia. Było zupełnie tak, jak on się czuł. Od tygodnia; dzień w dzień. Głucho i samotnie – ale nie straszno. Raczej smutnie.

Jak słońce buchnęło promieniem w oczy, jak poczuł, że ktoś go szarpie, jak skóra się przecięła, a krew zalała spodnie; ostatnią pensję ojca, ostatnie zakupy matki – posmutniał. Świat się skończył. Ktoś wciąż go szarpał i szarpał, i szarpał. Póki na niego nie spojrzał, póki nie zrozumiał, że do niego krzyczano.

– Chodź, chodź kochaneczku... Idziemy do domu, przesiedziałeś tutaj całą noc. Chodź. No chodź, pewnie miałeś koszmary...?


Sasuke Uchiha uśmiechnął się. Piekło nie było takie złe, pachniało słodkim groszkiem.

Szepty Ognia (Itachi+OC)Where stories live. Discover now