Czemu?

52 2 0
                                    

  Słowacka szybko wbiegła do kamienicy. Promienny uśmiech widniał na jej twarzy a wszystkim napotkanym po drodze sąsiadom mówiła radośnie "Bonjour!". Wszyscy się zastanawiali,co się stało,ponieważ nigdy nie widzieli jej aż tak szczęśliwej.

-Może w końcu sobie znalazła mężczyznę.- szepnęła jedna z sąsiadek do swojej koleżanki.

Julianna wkroczyła do swojego mieszkania, w którym czekała już na nią gosposia.

-Bonjour, Aurelie-powiedziała do dziewczyny Julianna.-Jak mija ci dzień?

-Bonjour,panno Slowacka. Spokojnie,na sprzątaniu. Przygotować pani kąpiel?

-Później.

-Coś się,stało? Jest pani dzisiaj taka szczęśliwa.

-Ach,Aurelie. To dlatego,że sam pan Adam Mickiewicz powiedział,że moje wiersze są śliczne.

-Opowiadała mi panna o nim. To ten wielki poeta?

-Zgadza się,Aurelie. Czyż to nie cudowne?

-Tak,oczywiście.

 Julianna już nic nie powiedziała,tylko pobiegła do swojego gabinetu i z trzaskiem zamknęła drzwi. Wyciągnęła kartkę,pióro i atrament.

-O wszystkim opowiem swojej mamie. Będzie trochę dochodził do Krzemieńca,ale myślę że i tak się ucieszy.

Usiadła przy biurku i napisała szybko list.-Jutro go zaniosę na pocztę,jest już dość późno.-Pomyślała.- Aurelie! Przygotuj mi kąpiel!-Krzyknęła.

-Oui! 

Słowacka po chwili usłyszała lejącą się wodę. Usiadła przy biurku,przyglądając się swoim pracom.

-Tak się cieszę.-Powiedziała i przysnęła. Obudziła ją dopiero Aurelie.

-Kąpiel gotowa.

-Dobrze,już idę.-Julianna pomyślała,że może trochę zbyt się  podnieciła tym,co powiedział jej Adam. Poszła do łazienki i weszła do wanny. Przymknęła oczy. Ciekawe,czy pan Adam ma żonę,pomyślała,jednak szybko odgoniła tę myśl od siebie. Przecież nie szuka męża. Adam jej nie pociągał. Chyba. Woda po pewnym czasie zaczęła się robić zimna,więc wyszła z niej. przebrała się tylko w swoją koszulę nocną i szybko pomaszerowała do swojego łóżka.

-Obudź mnie koło 7.00 Aurelie.-powiedziała do swojej służącej.

-Dobrze.

 Słowacka dość szybko zasnęła. Nie śniło jej się nawet nic konkretnego,przewijały się twarze,obrazy,nic wartego uwagi,zastanawiania się czy interpretacji.

 Tak jak prosiła,Aurelie obudziła ją o 7.00. Julianna zjadła śniadanie i ubrała się. Pocztę otwierają o 9.30 więc o takiej wyszła. Nie śpieszyła się nawet. Szła sobie ze swoim listem przez Rue Saint-Honoré,kiedy usłyszała głos zza rogu. Znajomy zresztą.

-Czy to pan Adam?-Pomyślała. Wyjrzała zza tego rogu i w rzeczy samej,był to Mickiewicz. Rozmawiał z jakimś mężczyzną,którego poetka nie znała.

-A jak u twojej żony?-Zapytał się polski wieszcz.

-A wiesz,to co zwykle. Zrzędzi,ale przynajmniej przyzwoita w łóżku,no i dobrze gotuje,więc da się z nią wytrzymać.

-Nie doczekaliście się jeszcze potomka?

-Nie. Trudno jej zajść w ciążę z jakiegoś powodu. A co u ciebie jeszcze?

-Spotkałem pewną kobietę.

-Mężatka czy panna?

-Panna chyba.

-Ale stara?

-Nie jest jakoś szczególnie stara,ale ma więcej niż 20 lat.

-Ale ładna chociaż?

-Bardzo.

-A kim jest?

-Czort wie. Nie wiem,jak zarabia na życie,ale próbuje zgrywać poetkę.

 Słowacka już wiedziała,że mówi o niej. Mógł mówić o innej kobiecie,ale ona czuła,że Adam mówi o niej właśnie.

-Jak to "próbuje"?

-Nie rozumiesz? Nie ma za grosz talentu. Wiem,że się stara i ma pasję,ale to nie to.

-I powiedziałeś jej to wprost?

-Nie mogłem. Nie chciałem jej urazić. 

-Stchórzyłeś.

-Nie stchórzyłem,tylko tak jak mówiłem,nie chciałem  zranić jej uczuć.

 W Juliannie coś pękło. Poleciała jedna łza. Potem kolejna. Spuściła głowę i przeszła obok mężczyzn zupełnie niezauważona. Miała pójść na pocztę,jednak zrezygnowała z tego. Nie chciała dawać matce złudnej nadziei na to,że jej córka jest szczęśliwa w Paryżu. Miała zamiar wyrzucić list,jednak wypadł jej a ona nawet tego nie zauważyła. Zorientowała się dopiero,kiedy dotarła do mieszkania,ale stwierdziła,że wracanie się nie ma sensu,już pewnie ktoś go podniósł. 

 Wzięła do ręki swoje wiersze i prototyp "Balladyny". W pierwszej chwili miała ochotę wrzucić to wszystko w ogień. Zniszczyć. Może jednak Mickiewicz ma rację? Może ona do niczego się nie nadaje? Po pewnej chwili jednak zdecydowała się-co ma ją obchodzić zdanie Mickiewicza? Będzie dążyć do celu,zostanie wielką poetką. Jemu się może nie podobać-spodoba się komuś innemu. Po chwili znów ją zabolało serce.

-Ale czemu mnie oszukałeś? Mogłeś to powiedzieć wprost. Trochę delikatniej,ale wprost.



Słowackiewicz-Życie często dziwne bywaWhere stories live. Discover now