Każdy wie, że rudzi są wredni

Beginne am Anfang
                                    

- Jest sobota, a ty... się uczysz – mówił wręcz obrzydzonym tonem, pełnym litości.

- Tobie też by się przydało. Już nie mogę się doczekać twojej miny, kiedy na egzaminach dostaniesz Troll. Ach nie, to będzie już w najbliższy poniedziałek, kiedy profesor Slughorn będzie zbierał nasze wypracowania – uśmiechnęła się złośliwie i zrzuciła jego rękę.

- Evans, wyluzuj. Masz straszny kij w... czterech literach – zaśmiał się Potter, siadając po jej drugim boku i przeciągając się leniwie.

Jej oburzone ,,Słucham?" zostało zagłuszone przez głośny rechot nie tylko Syriusza, ale i całego grona wielbicieli tych idiotów. Lily zebrała swoje rzeczy i wybiegła z pokoju wspólnego. Zaraz za portretem Grubej Damy książki wypadły jej z rąk, więc zaczęła je w pośpiechu zbierać. Bardzo nie chciałaby, żeby któryś ją teraz zobaczył.

W bibliotece zaszyła się w dziale eliksirów przy oknie i zdążyła skończyć wypracowanie dla Slughorna, kiedy usłyszała ,,Padnij!" i nad jej głową przeleciała seria kolorowych iskier. Następnie zza regału przed nią wyszedł Potter z bardzo zadowoloną miną. Jak raz był tylko z Syriuszem, który wyszedł zza regału za jej plecami.

- No, Evans, uratowałem cię przed morderczym zaklęciem galaretowatych nóg Syriusza – powiedział. – Teraz musisz mi się odwdzięczyć i dać spisać to wypracowanie, które właśnie skończyłaś.

- Chyba śnisz – prychnęła Lily i zrobiła minę ,,doceniam starania". – Nawet gdyby Black nie chybił tak dramatycznie, to przypomnę ci, że siedziałam na krześle, więc wystarczyłoby jedynie przeczekać.

James zrobił słodkie oczy i zapytał:

- A chociaż przeczytać?

- Spadaj, Potter – wycedziła, patrząc mu prosto w oczy. Chłopak wytrzymał spojrzenie i wyrzucił z siebie ,,Nie masz sumienia!" jakby to była najgorsza obelga na świecie.

- Ani duszy – dodał z satysfakcją Black.

- W końcu jest ruda – Potter zaśmiał się złośliwie i obaj wybiegli zadowoleni z biblioteki. Lily gwałtownie wstała i krzyknęła za nimi:

- Jestem pewna, że żadne z waszych zaklęć nawet nie zwaliłoby mnie z nóg!

I momentalnie została wyrzucona z biblioteki. Lily stała pod drzwiami biblioteki i aż kipiała z wściekłości. Świetnie, gdzie teraz miała się uczyć?! Nie, nie dałaby rady się teraz uczyć, była zbyt rozemocjonowana. Gdyby była w domu, mogłaby po prostu pójść do siebie do pokoju, rozłożyć kołdrę na podłodze i wejść do środka poszewki. Zawsze tak robiła, gdy chciała być sama. Brała walkmana, Magiczną Doniczkę, mogłaby posłuchać jakiejś dobrej muzyki i popatrzeć na kwiaty.

Magiczną Doniczkę dostała od mamy. To doniczka, w której wszystko mogło wyrosnąć. Tak rzeczywiście było. Lily jedynie myślała o kwiecie, który miał wyrosnąć, a on rósł. Czasami bardzo powoli, czasem wiele kwiatów naraz wyrastało w bardzo szybkim tempie. To zawsze było bardzo wyczerpujące i jednocześnie satysfakcjonujące. Teraz Lily wiedziała, że to wcale nie zasługa doniczki, tylko to ona, Lily, sprawiała, że kwiaty rosły.

Włóczyła się po zamku do obiadu. Potem zeszła tylko na chwilę do Wielkiej Sali, zjadła w pośpiechu i na pytanie czy coś się stało, mruknęła tylko, że się śpieszy, po czym pognała do dormitorium. Zaciągnęła zasłony swojego łóżka i wlazła do środka poszewki. Nie miała nic, na czym mogłyby wykiełkować kwiaty, więc po prostu ukryła się przed całym światem.

Obudziła się w środku nocy cała w kwiatach.

***

W dni szkolne żaden z pięciu chłopców w dormitorium Jamesa nie budził się tak wcześnie jak w weekendy. Pierwszy wstał oczywiście Potter i obudził Syriusza przez wsadzenie mu obślinionego palca do ucha. Black wrzasnął, ale nie obudził reszty. Próbował nakryć się z powrotem kołdrą i zasnąć, jednak James wskoczył na niego i zaczął spuszczać mu ciągnącą się ślinę na nos, żeby nie spał.

CzekoladaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt