15

16.2K 938 371
                                    

Alex Pov.

Rano byłem bardzo niewyspany. Wróciliśmy około drugiej w nocy a już rano musiałem być w szkole. Cholernie nie chciało mi się tam iść, zresztą jak zwykle, ale obiecałem Leo, że będę.
Ubrałem czarne joggery i zgniło zieloną bluzę przez głowę. Na wierzch narzuciłem jeansową katanę z dziurami. Włosy upiąłem w niedbałego koczka z tyłu głowy.
Wyszedłem parę minut przed czasem, aby wstąpić po Leo. Był to raczej ciepły dzień choć na wieczór zapowiadano deszcz. Typowa jesienna pogoda. Szedłem chodnikiem ze słuchawkami w uszach. Muzyka grała na full dlatego też nie słyszałem nic dookoła. Widziałem mijające mnie tłumy ludzi spieszących się do pracy, szkoły lub na inne zajęcia.Rzeźkie poranne powietrze pobudzało wszystkich.
Gdy dotarłem pod dom Leo zadzwoniłem do drzwi. Trzymałem kciuki aby otworzył mi chłopak a nie, któryś z jego ojców.
- Hej!- usłyszałem głos blondyna po czym odetchnąłem z ulgą.
- Hej!- uśmiechnąłem się lekko a Leo narzucił na siebie czarną parke i wyszedł. Pocałowałem go na powitanie po czym ruszyliśmy.

- Mówiłem już o nas rodzicom...- zaczął chłopak gdy byliśmy już w połowie drogi.
- Chcieliby cię poznać.-oznajmił.
- Ale przecież już mnie poznali..- westchnąłem niepewnie.
- Ale chcą tak oficjalniej... Zaprosili nas w sobotę na obiad do restauracji. Będziesz?
- No nie wiem... A co jak mnie nie polubią?- zapytałem.
- Ciebie nie da się nie lubić.- zaśmiał się Leo łapiąc mnie za ręke.
- Nie przeczę.- powiedziałem ze śmiechem.
- Grasz w nogę, co nie?- zadał pytanie.
- W tamtym roku chodziłem do drużyny, ale teraz mam pracę...
- To tato interesuje się piłką nożną. Macie już wspólny temat.- uśmiechnął się.
- A-ale.. który tato?- zaśmiałem się.
- Ten wyższy.- odpowiedział rozbawiony.
-Ehh... No dobra, przyjdę.- westchnąłem na co chłopak przytulił mnie mocno.
- Jedziemy do ich ulubionej restauracji. Ubierz się elegancko.- oznajmił.
- Ty nie masz litości...- powiedziałem,na co chłopak uśmiechnął się niewinnie. Pocałowałem go w policzek, na którym od uśmiechu widniał lekki, uroczy dołeczek.

Gdy weszliśmy do szkoły trzymając się za ręce przykuliśmy dość sporą uwagę. Niektórzy patrzyli na nas z obrzydzeniem a inni z zainteresowaniem. Szliśmy na drugie piętro placówki. Lekcje matematyki mięliśmy w klasie numer 35. Po drodze, na schodach spotkaliśmy moich byłych 'kolegów'.
- Ty tak serio!? Ja pierdole...- zaśmiał się pogardliwie Kacper.
- Serio. -odpowiedziałem obojętnie.
- I co? Dupa nie boli?- zapytał Piotrek.
- Zaraz ciebie będzie boleć...- warknąłem.
- Czyli zdradzisz swoją księżniczke?
- Nie, co najwyżej zgwałcę cię kijem od miotły.- cisnąłem przez zęby.
- Luz, luz. Uspokój tego napaleńca męska dziwko.- zwrócił się Kacper do Leo.
To przelało szale goryczy. Mnie mógł obrażać sobie ile chciał, to już nie miało znaczenia. Ale nie mogłem pozwolić aby mówił takie rzeczy o Leo, który jak zwyle stał cicho starając się ich ignorować. Po spędzonym z nim czasie wiedziałem, że ich słowa go raniły, tak samo jak i wcześniej bolały go moje.
Złapałem Kacpra za kołnierz i już miałem uderzyć kiedy poczułem lekkie ciągnięcie za rękaw. Był to Leo.
- Daj spokój, chodźmy już.- powiedział cicho. Jego oczy były lekko zeszklone. Spełniłem wolę swojego chłopaka i zostawiłem napastnika.
- Nie bij się z nim. Znowu cię zawieszą...-odezwał się gdy byliśmy już kawałek dalej.
- Przepraszam.. Ale nie mogłem słuchać jak cię wyzywali... Wiem, że wcześniej robiłem to samo, ale chce żebyś już nigdy nie musiał cierpieć przez takich idiotów...- oznajmiłem. Chciałem go chronić.
- Już się przyzwyczaiłem. Nic się nie stało.- powiedział. Znosił takie drwiny od początku szkoły. Podziwiałem go za tą wytrwałość.
Gdy weszliśmy do klasy od razu, jak zwykle podbiegła do Leo Kaśka. Pomimo, że była przyjaciółką mojego chłopaka nie przepadałem za nią.. Ona zresztą za mną chyba też.
- Jesteście razem?- zapytała entuzjastycznie. Z tego co mówił Leo była tak zwaną 'Yaoistką'. Sam od czasu do czasu lubiałem obejrzeć jakieś dobre anime, ale yaoi bym się nie chwytał...
- Tak.- odpowiedział blondyn z lekkim rumieńcem na twarzy. Ja starałem się nie wdawać w rozmowę.
- Mam kanon!- krzyknęła nagle na co lekko podskoczyłem.
- Ciiiiii...- uciszał ją Leo.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcję, który znacznie ostudził entuzjazm dziewczyny.
Nauczycielka matematyki była naszą wychowawczynią.
- Mam dla was ważną wiadomość. W przyszłym tygodniu do klasy dołączy dwóch nowych uczniów. Proszę abyście zrobili na nich dobre wrażenie, a nie tak jak...zwykle.- powiedziała. Mogła oszczęszoć sobie to 'jak zwykle'. Byliśmy znani jako raczej niesforna klasa. Jedna nauczycielka uznała nawet, że boi się przychodzić do nas na lekcje.
Resztę matmy przesiedziałem bawiąc się kosmykiem włosów Leo, który pochłonięty był rozwiązywaniem równań. Nie robiłem notatki, ponieważ z regóły pisanie szło mi dość opornie. Nie prowadziłem zeszytu z większości przedmiotów.
Co jakiś czas całowałem chłopaka w policzek za co trzymywałem karcące spojrzenia nauczycielki, która nie bardzo wiedziała jak to skomentować.

Gdy skończyły się lekcje na dworze było trochę pochmurno. Niebo zaszło szarymi chmurami.
- Idę jeszcze na cmentarz. Spotkamy się troche później. Dobrze?- zapytałem chłopaka.
- Mogę pójść z tobą?
- No nie wiem... Zapowiada się na deszcz... Co jak się przeziębisz?
- Nie jestem z cukru.- zaśmiał sie Leo, po czym ruszyliśmy w stronę cmentarza. Chwile później tak jak przewidziałem spadł deszcz a powietrze ochłodziło się. Wyciągnąłem parasolke i rozłożyłem nad nami.
- Idziesz do rodziców?- zapytał blondyn.
- Tak, muszę zapalić znicz. Dawno mnie nie było.- westchnąłem.- Ciekawe jak zareagiwali by na nasz związek...
- Kto wie.. Myślę, że zaakceptowaliby nas.-powiedział spokojnie na co ja skinąłem głową.
Na miejscu była osoba, której chyba najbardziej nie chciałem tam zobaczyć. Matka mojej mamy. Babcią bym jej nie nazwał... Urwała kontakt po śmierci córki. Zostawiła mnie, tak jak wszyscy... Oprucz Leo. Podchodząc do grobu rodziców nie puściłem ręki blondyna. Miałem gdzieś zdanie innych. Pragnąłem, pokazać mamie i tacie, że radzę sobie i mam swoją drugą połówke.
- Wstydziłbyś się. Podchodzić do grobu rodziców trzymając chłopaka za ręke. Wiedziałam, że Bartek (ojciec Alex'a) nie wychowa cię na dobrego człowieka...- powiedziała z pogardą.
- Proszę się nie udzielać.- oznajmiłem.
- Nie dość, że przez ciebie zmarła moja Alicja to jeszcześ został gejem...- nie odpowiedziałem. Doskonale wiedziałem, że gdyby nie ja mama dalej by żyła. Była młoda...
- Przepraszam, ale przyszliśmy tutaj się pomodlić. Możemy prosić o chwilę ciszy?- wspomógł mnie Leo. Byłem mu wdzięczny.
Zapaliłem dwa znicze i postawiłem na marmurowym nagrobku.
- Grzeszycie przeciw Bogu po czym przychodzicie się modlić!?
- Mogę być człowiekiem grzesznym i się modlić. - powidziałem spokojnie po czym odszedłem razem Leo.
- Kto to był?- zapytał po chwili chłopak.
- Kobieta, która urodziła moją matkę.- oznajmiłem smutno.
- Czyli twoja babcia?- zadał pytanie.
- Teoretycznie.
- Czemu zachowywała się w stosunku do ciebie w taki sposób?
- Wini mnie za śmierć mojej mamy... Z resztą jak większość mojej rodziny.- powiedziałem.
- A ty w ogóle jesteś wierzący?- zapytałem. Nigdy nie słyszałem, żeby Leo mówił co kolwiek związanego z kościołem..
- Nie. Jesteśmy ateistami... Ale za twoich rodziców modliłem się szczerze. Przysięgam.- powiedział a na co ja cicho się zaśmiałem.

Nadeszła sobota.Tego dnia miałem bliżej poznać swoich przyszłych teściów. Dość mocno się stresowałem. Chciałem wypaść jak najlepiej. Ubrałem lekko obcisłe jeansy i białą koszule z krótkim rękawkiem. Na wierzch narzuciłem granatową marynarkę.
Gdy byłem gotowy wyszedłem przed dom gdzie po chwili przyjechał po mnie Leo z rodzicami. Usiadłem z tyłu, obok blondyna. Jechaliśmy czarnym porsche.
- Dzień dobry.- przywitałem się.
- Dzień dobry.
- To ten przystojniak z wtedy, co nie Leo?- zapytał niski mężczyzna o blond włosach i niebieskich oczach. Był trochę podobny do Leo mimo, że nie byli biologiczną rodziną. Był dobrze zbudowany jednak jego mąż siedzący za kierownicą był bardziej umięśniony. Miał brązowe włosy, lekko podchodzące pod blond i zielone oczy.
- Cicho...-zawstydził się Leo.
- Dobra, dobra.- zaśmiał się.

Restauracja do której zabrali nas rodzice Leo była bardzo duża i luksusowa. Gdy otworzyłem menu uznałem, że stać mnie było tylko ma wodę i frytki.
- My płacimy. Możesz sobie wziąść co zechcesz.- powiedział ojciec Leo o blond włosach. Ciemnowłosy odzywał się trochę rzadziej.
- Dziękuję, ale chyba nie mogę przyjąć. Tutejsze posiłki są naprawdę drogie...
- Zaprosiliśmy cię więc idzie na nasz rachunek.- powiedział wyższy po czym zadzwonił mu telefon.
- Dzwonią z pracy. Muszę odebrać. -oznajmił po czym odszedł od stołu całując swojego męża w policzek.
- Ja idę do toalety.- powiedział Leo spoglądając na tatę z miną mówiącą 'Proszę, nie powiedz nic głupiego'.
Zostałem sam z ojcem chłopaka. Byłem trochę spięty.
- Cieszę się, że jesteś z Leosiem.- zaczął rozmowę.- Wcześniej był troche samotny. Miał tylko Kasię. Martwiliśmy się o niego. Baliśmy się, że to nasza wina... - nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Pewnie nie wiesz, ale Leoś miał swego czasu spore problemy. Podejrzewam, że ktoś mu dokuczał. Zaczął się ciąć i spadł w ocenach... Proszę. Opiekuj się nim. Nie chcę aby to się powtórzyło. Mimo, że nie jesteśmy jego biologicznymi rodzicami serce by mi pękło gdyby coś mu się stało...

Wtedy zrozumiałem. Leo ciął się przeze mnie. Sprawiałem mu tak ogromny ból. Bransoletki, które nosił na lewej ręce nie były tylko pamiątkami z miejsc, które odwiedził ale i kamuflażem zasłaniającym jego blizny, świadczące o bólu, który był już zbyt dotkliwy aby go znosić.

_____________________________________________
Hej!
Rozdział ciut spóźniony, ale mam nadzieję, że się spodobał.
Dziękuję za wszystkie głosy, odczyty i komentarze.

Accept me|Yaoi|Where stories live. Discover now