in the backseat

555 75 77
                                    


Dziesięć osób pochowano 

w gruz od pięt po same szyje 

w tym szaleństwie nie załapał

 że dziesiąty trupek żyje.  ❞



¸,ø¤º°'°º¤ø,¸¸,ø¤º°


Chanyeol odkłada list z pewnym rozrzewnieniem, prycha pod nosem, prawie się śmieje i odchyla na oparciu krzesła, jakby to miał być już koniec. Przez chwilę rzeczywiście tak myślał. Zabawne.

Zrobiło się już ciemno, kiedy znowu przelatuje wzrokiem po liście, oczy zaczynają szczypać, a on wciąż nie wie gdzie następny krok. Och, naprawdę marny z niego policjant. Od tego wszystkiego rozbolał go brzuch, cały czas coś kręci mu się w nosie, co lepsze koło nosa też, od samego początku. Z cichym westchnieniem otwiera wyszukiwarkę i wpisuje w nią coś na chybił trafił. Po którymś razie w grafice wyskakują dziesiątki podobnych zdjęć w różnej rozdzielczości i kolorystyce. 

Zna to miejsce. Zaraz obok bramy za tym opuszczonym kościołem w środku lasu, tym pokrytym zaciekami, do którego nie chodzi już chyba nikt, nawet najstarsze irlandzkie panie z okolicy. Zdjęcia przedstawiają jeden z bardziej ozdobnych nagrobków nad którym stał anioł z rozłożonymi ramionami i oczami bez źrenic. Chanyeol przesuwa wzrokiem po dziesiątkach podobnych zdjęć, stale zastanawiając się, czy to przypadkiem nie przesada, może już wpadł w paranoje, dopóki jedno szczególnie nie zwraca jego uwagi. Jedno z białymi literkami w lewym rogu.

"Dobry trop, Park Chanyeol"

Na ten widok policjant śmieje się histerycznie, prawie rży, trzęsą mu się wargi, drży powieka. Po czym szybko wstaje z krzesła, porywa płaszcz z oparcia i już go nie ma. Teraz biegnie gdzieś przez środek miasta, zdyszany jak przystało na wieloletniego palacza, biegnie, a ludzie patrzą kpiąco, bo już nikt nie pamięta. Tutaj każdy wie wszystko, ale równie szybko zapomina.

Płuca wyskakują mu przez nos i uszy, ostatnio biega więcej niż w całym swoim życiu. Uganiał się za poszlakami, uganiał się też za kimś. W pędzie chwyta łopatę opartą o jedną z kamienic. Chyba obok kwiaciarni, a może zakładu pogrzebowego. Jest policjantem, wolno mu, prawda? Teraz to i tak nie ważne. Nikt nie zobaczy go takiego. Z czerwonymi policzkami, śliną cieknącą po brodzie i w tym idiotycznym pędzie, który od kilku miesięcy nie chcę zmyć mu się z rąk. Zaraz potknie się o sznurówki i zarżnie głową o beton. Noc wciąż jest ciepła, a może tak mu się tylko wydaje, pachnie płynem do naczyń.

Dociera na skraj lasu. Teraz trochę się boi. Niesie koszyczek dla babci, co jeśli trafi na wilka? Co jeśli ktoś chapsnie go w nogę?

Wstrzymuje oddech, zamyka oczy i wchodzi w gałęzie, jakby nurkował. Zaraz chłód zaleje mu nos i będzie się dusił, będzie kaszlał przez długie minuty. Jednak nic takiego się nie dzieję, jedynie gałęzie trochę bardziej porysowały mu policzki i czoło, i tak pełne bruzd, pamiątek po ospie.

Ma spocone dłonie, kiedy staje przed ogrodzeniem do cmentarza. Szybko przeskakuje przez blaszane pręty. Brzydkie półbuty, które dostał siedem lat temu z okazji jakiejś rodzinnej uroczystości, zapadają się w bagnistej ziemi, a on staje twarzą w twarz z wielkim aniołem.

Wargi ma rozchylone, oczy puste i ślepe, więc Chanyeol ściska trochę przyjacielsko, trochę zastraszony jego wyciągniętą dłoń. Zimna. Zupełnie zimna. Jakby była z kamienia. Zielona szminka roztarta na policzku i ustach anioła wygląda prawie jak mech. Zabawne.

funeral | chanbaekWhere stories live. Discover now