8

269 47 12
                                    

Frank

- Możesz położyć te torby na razie tutaj. - Linda wskazała dłonią na kąt korytarza. - Później się nimi zajmę.

- Cześć kochana, choć do kuchni, zrobię ci kawy. - W drzwiach kuchni pojawiła sie babcia. - Franiu, zostaw te torby i choć z nami. Co się stało skarbie? Przyjechałas tak nagle. - Starsza kobieta złapała Lindę pod rękę i pociągnęla w stronę kuchni. - Czyżby znowu ten mój syn marnotrawny coś nawywijał?

- Chodzi o syna - przyznała Linda - ale nie twojego. - Wskazala głową na mnie. - Frank wam się nie chwalił?

- Chodzi Ci o ten związek z Gerardem? - Wtrącil się dziadek odkładając gazetę. - Och daj spokój, są przecież szczęśliwi razem.

- O to też - skrzywiła się lekko. - Opowiem wam o tym przy kawie.

Spuściłem głowę i zacisnąłem pięści, próbując powstrzymać złość. Czemu ona to robi? Najpierw zabronila mi spotykac się z Gee a teraz ma zamiar ośmieszyć mnie przed dziadkami. Bo co jak co, ale byłem pewnien, że nie pochwalili by tego co robiłem.

- Apropos Gee, czemu ostatnio nas nie odwiedza? - Babcia przyjrzała mi się uważnie. - Pokłóciliscie się?

- O tym też opowiem wam przy kawie - odparła szybko Linda.

Dziadek przyjrzał mi się uważnie zza pleców matki. Jego czoło było zmarszczone jakby sie nad czymś zastanawiał, nagle jednak wygladzilo sie. Pokrecil głową z dezaprobatą, wiercąc Lindzie wzrokiem dziurę w głowie.

Przez piętnaście kolejnych minut babcia wypytywała moją rodzicielkę o różne, mało znaczące rzeczy. Ja sam siedziałem jak na szpilkach, od czasu do czasu zerkając na dziadka. Ten powrócił do czytania gazety ale czasami łypał na Lindę gniewnym wzrokiem.

Czułem się w tamtym momencie strasznie samotny i oddałbym dusze alby Gee był teraz przy mnie. Nie miałem pojęcia jakim cudem wytrzymałem te dziesięć miesięcy tak daleko od niego i tego miejsca. Teraz, mimo, że byłem tutaj, miałem wielką ochotę strzelić sobie w łeb.

Najgorsze było to, iż wszystko to moja wina. Przecież gdybym nie podwinął wtedy tych rękawów Gerard nie zauważył by tych szram. Moje myśli mimowolnie skierowały się na żyletke leżącą w najgłebszym kącie mojego pokoju. Nagle zapragnąlem znów mieć ją w dłoni i czuć jej cięcia na nadgarstku...

Nie - upomniałem się w myślach. - Gee by ci tego nie wybaczył. Obiecałeś mu przecież, że już tego nie zrobisz.

- No to mów kochaniutka co się dzieje - zagadnęła babcia, siadając przy stole i wlepiając w Linde czujne spojrzenie.

- Frank potrzebuje wizyt u psychologa - odparła matka bez ogródek.

- Co? - Wzrok babci skierował się na mnie, na co spuscilem głowę. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. - Czemu? Co się dzieje Franiu?

- Tnie się, podobno ma depresję - prychneła. - Tak przynajmniej twierdzi Way.

- A ty to bagatelizujesz jak widze - mruknął dziadek z niedowierzaniem.

- Według mnie - zaczeła ostrożnie Linda - Frank potrzebuje ciągłej atencji. Zawsze musi być w centrum uwagi. Teraz nie mogliśmy mu tego dać bo mamy ważniejsze sprawy, więc musiał znaleźć sposób aby z powrotem wszystko kręciło się wokół niego.

- Nie wydaje mi się - odrzekla z przekonaniem babcia. - Poza tym, nie powinnaś tak mówić o swoim dziecku, tym bardziej kiedy siedzi ono w tym samym pokoju i wszystkiego słucha.

Linda wywrocila oczami i westchneła ostentacyjnie.

- Wy jak zawsze go bronicie - mrukneła odstwiając kubek z kawą na stół. Zrobiła to tak energicznie, że napój rozlał się po stole. - Pójdę się rozpakować.

Dziadkowie z niedowierzaniem patrzyli jak kobieta wychodzi z kuchni. Babcia pokreciła głową i wyszeptała coś pod nosem.

Z lekkim niepokojem i spuszczoną głową czekałem na to co teraz będzie. Bałem się, że dziadkowie opieprzą mnie albo co gorsza w ogóle przestaną sie do mnie odzywac. Nie zniósłbym chyba gdyby oni się ode mnie odwrocili.

Poczułem na ramieniu delikatny dotyk i szybko podniosłem głowę. Nade mna stała babcia. Jej wzrok był smutny a czoło zmarszczone.

- Czemu nam nie powiedziałeś? - Spytała, siadając na kanapie obok mnie. - Zapisalibysmy Cię sami a ona nie musiała by tu przyjeżdżać.

- Ja... ja nie chciałem was tym obarczac. - Odparłem z wachaniem. - Poza tym balem się, że nazwiecie mnie pojebańcem i każecie się wynosić - dodałem po chwili.

- Frank na litość boską! - krzyknął dziadek, dając mi po głowie gazetą. - Czyś ty kompletnie zwariował?! Zawsze możesz przecież na nas liczyć.

- Teraz wiem, że powinienem był tak zrobić. Przepraszam.

- No dobra, a Gerarad o tym wiedział? - Spytała babcia poprawiając mi włosy.

- Tak ale zabroniłem mu mówić. Nalegał jednak aby zadzwonić do Lindy.

- Następny - prychnal dziadek. - Niech on no tylko tu przyjdzie to tak go kopne w dupe, że popamieta.

- On tu nie przyjdzie - westchnąłem.

- A no właśnie, czemu?

Nic nie odpowiedziałem tylko wskazalem na sufit. Z góry dobiegały nas odgłosy krzatania się Lindy.

- Zabroniła wam się spotykać? - Twarz dziadka wyrażała niedowierzanie.

- Uważa, że ludzie dziwnie by na nią patrzyli, gdyby sie dowiedzieli.

- Nie martw się, wymyślimy coś.

Babcia przytuliła mnie mocno i poczułem, że jednak nie jestem w tym zupełnie sam. Miałem przecież dziadków i Gee. Miałem tylko nadzieje, że tym razem Linda tego nie zepsuje.




Witam kochani 😙
Dawno mnie tu nie było ale spokojnie, wena znów mnie łapie wiec możliwe, że rozdziały będą się pojawiały częściej
Co tam u was ciekawego? Jak miną tydzień?
(Do piosenki w mediach) Czy tylko ja mam ciary jak on szepcze?
Trzymajcie się tam ❤

SEXBEEBO

Can I be the only hope for you?/ FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz