Część druga

3.6K 190 120
                                    


Wattpad postanowił zrobić mi psikusa i opublikować tę część jako prywatną, przez co była niedostępna dla czytelników :-: Z tegoż powodu dodaję ją jeszcze raz. Oby tym razem działało :D




Skromna łajba Jamesa była tak ogromna, że Louis nie potrafił ugryźć się w język i nie spytać, co sobie tym rekompensuje; w odpowiedzi James jedynie zachichotał, po czym poklepał go po ramieniu. Odkąd skończyli kręcić film nie mieli okazji, by spędzić ze sobą trochę więcej czasu; bycie tam w dziwny sposób przypominało dynamikę wydarzeń na planie. James biegał dookoła w roli gospodarza, jego urocza żona oraz dzieci pojawiały się od czasu do czasu, a kilku producentów oraz członków obsady opalało się niczym rozpieszczone do granic możliwości, zimnokrwiste istoty, jakimi przecież byli. Tym razem Louis nie integrował się zbytnio z pozostałymi. Być może wziął to wszystko ciut za poważnie, będąc zbyt skupionym na powtarzaniu w myślach litanii nie zjeb tego nie zjeb tego, żeby jeszcze na dodatek się socjalizować.


Tak czy siak, sytuacja ta wciąż miała swoje zalety.


Wraz z Harrym mieli dziś zaliczyć profesjonalną sesję od paparazzi, przy okazji otrzymując niezbyt subtelne aluzje, że nie muszą trzymać rąk przy sobie; to wystarczyło, żeby Louis mógł mniej więcej oszacować, w którym miejscu spoczęło jego niestrawione śniadanie. Był po prostu szczęśliwy, że będzie w otoczeniu swoich ludzi, zamiast bycia zdanym na łaskę i niełaskę jachtu pana Azoffa. Nie był przekonany co do tego, czy Jeff żywił do niego ciepłe uczucia, i vice versa.


Jak się okazało, Harry uwielbiał jachty. Szczęśliwy podążał za Jamesem, który go oprowadzał, po czym wszedł do kabiny kapitana i wyłonił się z niej dopiero, gdy wyruszyli z portu.


„Bardzo miły gość i świetny nauczyciel" – powiedział do Louisa entuzjastycznie, przeciągając przy tym słowa. Chwycił za wiszące mu na koszulce okulary przeciwsłoneczne; włożył je i cała jego twarz przybrała zrelaksowany wyraz. Musiał mieć piekielnego kaca, ale doskonale to ukrywał, jak na gwiazdę rocka przystało.


Louis próbował potrząsnąć głową i prychnąć, ale wiedział, że znów gwałci go wzrokiem. Chociaż tyle, że nigdzie w pobliżu nie było Liama. Nie próbował nawet wykrzesać z siebie żarciku o dwóch parach okularów na raz, bo w sumie całkiem podobały mu się te zaczesane do tylu włosy. Przyszła mu do głowy myśl, że jego serce też pewnie skończy w żołądku. „Idę się przebrać. Do zobaczenia potem, okej?"


Harry kiwnął głową, co sprawiło, że prawie spadły mu okulary. Louis zwiał, zanim zdążył zrobić coś głupiego, na przykład je poprawić.

*

Louis obudził się, gdy jacht stanął w miejscu. Potarł oczy, zamroczony promieniami słońca, i pomyślał, że to już czas. Przewrócił się na plecy i przeczesał dłonią lekko spocone włosy, wiedząc, że na zdjęciach nie będzie widać wszystkich detali, ale i tak był tym zakłopotany. Usłyszał, jak drewniana podłoga skrzypi pod czyimiś krokami, lecz poczekał, aż ucichną, zanim odważył się spojrzeć, kto to. Było mu gorąco, koszula i spodnie lepiły mu się do ciała; być może powinien był zrobić to samo, co Harry – poczekać, aż skończą, a potem zejść na dół niczym idealnie uczesany tryton w niedorzecznie krótkich szortach.


Harry nachylił się nad nim, stojąc, i Louis wstrzymał oddech. Kropla potu spłynęła z ugiętego kolana aż do stopy, i Louis już przygotowywał się, że zaraz usłyszy jakiś dowcip, gdyż tak, jego praca dyktowała mu, czy może się opalać, czy też nie, a tym razem nie mógł.

walk my days on a wire [LARRY STYLINSON] [TŁUMACZENIE PL] Where stories live. Discover now