𝐑. 𝐕𝐈𝐈

Începe de la început
                                    

– Och, Celine – wykrzyknął Joseph, gdy znalazł się niepostrzeżenie w pomieszczeniu. Wyglądasz jak Dolores.

– Dolores?

Miłość schnie, kwiaty więdną, czas upływa. Lecz ty wieczysta w wieczystych pokusach*. Co ciekawe, znalazłem ten tomik u Willa. Co jeszcze ciekawsze, ten mały Anglik ma słabość do Swinburne'a, nie wspominając już o Tennysonie... A zawsze nazywa mnie poetyckim śmieciem.

– Już spokojnie, najdroższy – zwróciła się do niego Rachel z troską w głosie, której wcześniej Celine nie potrafiła dostrzec; – przecież nie myśli tak na poważnie. To tylko braterskie zaczepki.

Po twarzy Josepha nie można byłoby wnioskować, że to tylko braterskie zaczepki, ale Celine postanowiła zachować tę uwagę dla siebie. Wsunęła ją więc między jedną warstwę apatii, a drugą i objęła się dłońmi, skonfundowana całym zajściem. Nie odczuwała jednak żadnego strachu. Emocjonalne pranie, które sama sobie zafundowała sprawiło, że teraz jedynie obserwowała bez zainteresowania, jak Rachel wślizguje swój język pomiędzy wargi Josepha, a jego dłonie wędrują wzdłuż talii dziewczyny. Nogi Celine nie pragnęły ucieczki, a jej ręce nie chciały atakować porywaczy.

Siedząc na swym własnym katafalku zrozumiała, że wreszcie postawiono ją w sytuacji, gdzie nie wymagano od niej niczego. Miała po prostu być i siedzieć cicho i aktualnie ta sytuacja jej odpowiadała, jakkolwiek brutalnie miałaby ona eksponować jej niedojrzałość i strach przed dorosłym życiem.

– Chodź – odezwał się w końcu Lemarac, patrząc na Celine. – Pokażę ci centrum dowodzenia.– Po tych słowach wydał z siebie głośny szczek, powodując podskok ciała Rachel i jej natychmiastową odpowiedź w postaci uderzenia w ramię. Joseph zaśmiał się, rozświetlając pokój blaskiem błękitnych oczu i już po chwili wyciągał z niego Celine, prowadząc ją za rękę.

Pomieszczenie, do którego zaprowadził ją Joseph, było małe i przypominało wnętrzem poprzednie, w których miała okazję już być: zaniedbane, brudne i stare

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Pomieszczenie, do którego zaprowadził ją Joseph, było małe i przypominało wnętrzem poprzednie, w których miała okazję już być: zaniedbane, brudne i stare. Tuż na wprost nich rozciągała się ogromna szyba, za którą znajdowała się kolejna sala, zdecydowanie lepiej prosperująca, zaopatrzona w komputery. Nie jednak sprzęt przyciągnął wzrok Celine, a ludzkie wypełnienie tego pokoju. Na ogromnym krześle, które stało przy największej z maszyn, siedział, a raczej siedzieli, nieznany mężczyzna z, bardziej już znanym, innym mężczyzną, który rozgaszczał tamtego na swoich kolanach. Bryant w szoku otworzyła usta, gdy zdała sobie sprawę, że to William trzyma na swoich udach innego chłopaka, a jego dłoń znajduje się w miejscu, którego ona nigdy u chłopca nie eksplorowała. Usta starszego Lemaraca drażniły się z płatkiem ucha nieznajomego, gdy Bryant czuła, jak jej policzki zaczynają płonąć jeszcze bardziej, niż wcześniej.

– Will... Twój brat jest... – Próbowała w jak najbardziej uprzejmy sposób zapytać się Josepha o tę sprawę, ale sama nie wiedziała jak powinna się za to zabrać. Ślina niewygodnie zebrała się jej w ustach, gdyż nie potrafiła jej przełknąć. Nie potrafiła również przestać patrzeć, zahipnotyzowana ruchem ręki Williama, który delikatnie głaskał wnętrze uda swojego kompana.

𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐋𝐢𝐠𝐡𝐭𝐞𝐫𝐬Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum