Chłodny powiew wiatru wpadł przez uchylone okno, dotleniając pomieszczenie.
Siedziałem jak na szpilkach, czekając, aż Nana skończy tłumaczyć wszystko reszcie.
Chłopaki siedzieli wyprostowani jak struny, a na ich twarzach malowało się zdziwienie i niedowierzanie.
— Byłem medykiem? — zapytał Minhyuk, kiwając głową na boki. — Ale super!
— Naprawdę coś takiego miało miejsce? — mruknął Shownu, pocierając kark dłonią. — Nieprawdopodobne!
— Mówiłam wam — zaczęła dziewczyna, przeczesując dłonią swoje długie, blond włosy. — Mamy mało czasu, jeżeli szybko się nie reaktywujecie to...
— O jakiej reaktywacji mówisz? — przerwał jej Kihyun, przewracając oczami. — Słonko, my właśnie przygotowujemy się do comebacku. Mamy ogrom roboty, a ty gadasz o jakiejś reaktywacji?
— Kihyun... — syknąłem, przez zaciśnięte zęby.
Nawet nie dał jej dokończyć zdania.
— Nieźle panie Yoo Kihyun — zaśmiała się, klaszcząc w dłonie. — Jakoś, kiedy trzeba było zabić kierownika, to pierwszy tam poleciałeś — dodała, patrząc mu prosto w oczy.
Po chwili Kihyun zawył z bólu, przykładając dłonie do skroni.
— To wiedźma! — wydarł się, ciężko oddychając.
— Nana? — mruknąłem, podrywając się z miejsca. Reszta chłopaków była przerażona.
Dziewczyna przekrzywiła głowę lekko w bok, oblizując wargi. Jej tęczówki z czarnych zamieniły się w błękitne.
— Pokazuję mu tylko to, o czym zapomniał. Nikt nie powiedział, że będzie to przyjemne i bezbolesne — odparła, wzruszając ramionami.
— Zaraz rozsadzi mi łeb! — darł się wniebogłosy Kihyun, kiwając się w przód i w tył.
— Nana przestań — powiedziałem, posyłając jej rozgniewane spojrzenie. Ta tylko wzruszyła ramionami, prychając pod nosem.
Nie znałem jej od tej strony. Jeszcze nigdy nie widziałem, by zachowała się podobnie.
— Jesteś nienormalna! — wydarł się Kihyun, podrywając się z miejsca. — Rzucam to, siedźcie w tym bagnie sami — mówiąc to, spojrzał na mnie z wyrzutem, po czym szybko wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami.
Przekląłem pod nosem, wybiegając za nim.
— Kihyun! — krzyknąłem, łapiąc go za nadgarstek. — Wracaj do środka, nie mamy czasu na takie akcje.
— Takie akcje? — zapytał z wyrzutem. — Ta twoja stuknięta panienka mnie zaatakowała za nic —warknął przez zaciśnięte zęby. — Jeżeli chcesz siedzieć w tym bagnie, to proszę bardzo. Ja na to się nie piszę. Bawcie się w to sami — po tych słowach odwrócił się, naciągając kaptur swojej bluzy na głowę, po czym energicznym krokiem odszedł w nieznanym mi kierunku.
— Niech to szlag — mruknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
Tylko tego nam brakowało.
Poczułem dziwną pustkę. Doskonale wiedziałem, że to, co mówiła Nana, było prawdą, jednak było mi niezmiernie przykro, że mój przyjaciel nie potrafi mi zaufać w tej kwestii.
Wróciłem do środka ze zwieszoną głową. Zachowanie Kihyuna było jak cios, którego się nie spodziewałem.
Miałem nadzieję, że jednak wróci, przemyśli wszystko i zacznie z nami działać. Jak prawdziwa drużyna.
— I co? — zapytał z nadzieję w głosie Changkyun.
— Kihyun powiedział, że nie ma zamiaru brać w tym udziału — powiedziałem cicho, bezsilnie opadając na fotel.
— Wiecznie narwany... — burknął Shownu, kręcąc głową.
Lider miał rację. Kihyun zawsze był impulsywny, jednak nigdy nie zachował się w taki sposób.
— Dzieje się coś złego — rzuciła nagle Nana, mrużąc oczy. — Kihyun jest w niebezpieczeństwie —dodała, zaciskając dłonie w pięści, jakby właśnie odczuwała ogromny ból.
— Niebezpieczeństwie? — powtórzył po niej Minhyuk, przykładając dłoń do ust.
— Jakim niebezpieczeństwie? — do rozmowy dołączył Hyungwon, podrywając się z miejsca.
— Komitet Państwowy — szepnęła blondynka, otwierając oczy. — To ich sprawka. Odkryli, że Kihyun jest z nami powiązany.
Przekląłem pod nosem. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.
— Gdybym tylko go zatrzymał... — szepnąłem, przygryzając wnętrze policzka. — To wszystko moja wina. Cholera, gdybym nie pozwolił mu odejść, nic takiego nie miałoby miejsca.
— Wonho, przestań — jęknął Jooheon, klepiąc mnie w ramię. — Nie dramatyzuj, tylko weź się w garść. Będziesz się teraz mazać i gdybać? — mówiąc to, zgromił mnie wzrokiem, po czym przeniósł całą swoją uwagę na Nanę. — Blondi, mów co mamy robić, żeby uratować to nasze różowe chuchro. Nie zostawimy go przecież na pastwę losu. Trzeba działać.
— Gdzie oni go w ogóle zabrali? — wtrącił się Hyungwon, pociągając nosem. — Musimy się tam udać i go odbić! I to jak najszybciej!
— Zabrali go do swojej siedziby — odparła, mrużąc oczy. — Przeszli przez tę dziurę pomiędzy naszym a waszym światem.
— Musimy tam iść — odezwałem się, oblizując wargi. — Nie możemy czekać.
Dziewczyna ze smutną miną kiwnęła głową, po czym nakazała nam utworzyć krąg i złapać się za dłonie.
Czułem ogromny ciężar, który ciążył mi na sercu. Najzwyczajniej w świecie bałem się o Kihyuna.
— Zamknijcie wszyscy oczy i pod żadnym pozorem ich nie otwierajcie — poleciła nam Nana, gromiąc nas wzrokiem. — Nabierzcie powietrza do płuc i nie ważcie się wypowiedzieć chociażby najmniejszego słowa, bo skończy się to dla was źle.
Pokiwaliśmy posłusznie głowami, wykonując polecenie.
Po jakimś czasie poczułem, jakbym unosił się w powietrzu. Kusiło mnie, by otworzyć oczy, tak jak ostatnim razem, jednak bałem się konsekwencji. Później był tylko przeraźliwy trzask i uderzenie o podłoże.
Kihyun, idziemy po ciebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć robaczki!
Przybywam z nowym rozdzialikiem!
Mam nadzieję, że się Wam spodobał!
Za wszystkie błędy przepraszam!
Wprowadzę Wam trochę dramaturgii ;-;
Plus, chcę zaznaczyć, że nie obiecuję rozdziałów co tydzień, albo pojawiania się ich w jakiejś określonej chronologii — rozdział pojawi się wtedy, kiedy będę miała pomysł, a przede wszystkim czas.
Buziaczki!