Jeon przełknął nagromadzoną w ustach ślinę i wytrzeszczył swoje oczy na starszego.

Nigdy nie usłyszał tych słów z jego ust. Sam nawet nigdy ich bezpośrednio nie wypowiedział, a tymczasem...

Tymczasem miał tutaj swojego Taehyunga, który tak słodko się do niego uśmiechał, który tak po prostu gładził jego policzki i właśnie wytarł mu nos, co kiedyś z pewnością byłoby dla niego zbyt uwłaczające.

Miał go. To był jego chłopak. I nawet za morzem, w innym kraju, on nadal będzie jego.

– Ty tak serio? Nie mówisz tego tylko po to, bym przestał się mazać?

– Pewnie, że serio – cmoknął czoło młodszego. – Ale na przyszłość, mam nadzieję, że nie będziesz już taką łajzą.

– Nie jestem łajzą – odburknął, robiąc obrażoną minę.

– Nie możesz, w końcu łajzie nie oddam dziewictwa w pozycji na pieska – zaśmiał się.

I Jungkook mimowolnie też się zaśmiał.

  °  

Pierwszoklasista zdążył przywyknąć. Choć myśl, że Taehyung już w połowie września będzie musiał wyjechać do Tokio nadal była bardzo bolesna, zdążył się z nią pogodzić. Tłumaczył sobie, że przecież to normalne, że licealiści po ukończeniu szkoły wyjeżdżają na studia. Jedni bliżej, inni dalej, a jego chłopak był po prostu typem numer dwa.

Wiedział, że dla Kima było to niezwykle ważne, a on nie miał prawa tak po prostu żądać, by zrezygnował z czegoś, w co przecież włożył tyle trudu i pracy. Dla wygranej spędzał długie godziny nad książkami, zarywał niezliczoną ilość nocy. Dosięgnął swojego celu i nie było tam miejsca na jego wybrzydzanie.

Zauważył, że Taehyung zaczął spędzać z nim więcej czasu. Czy to na przerwach, czy to po szkole, kiedy nawet Jimin siedział nad repetytoriami. I doceniał to, naprawdę. Widział cały jego trud, który tym razem wkładał w ich relację, nie zaś w swoje wyniki w nauce. Czasem nawet pytał, czy Kim nie powinien się odrobinę więcej uczyć, bo było mu zwyczajnie głupio, że wszyscy inni trzęsą portkami ze strachu przed maturą, zaś Kim jedynie beztrosko umawia się z nim na schadzki.

Ale tak naprawdę Taehyung też bał się swojego wyjazdu do Japonii. Bał się obcego kraju, obcych ludzi, języka i obyczajów. Bał się, że sobie nie poradzi, choć kiedyś nigdy by tak nie pomyślał, przekonany o swojej cudowności i zaradności. Kiedyś nikt by na niego nie czekał, tu, w Korei.

Teraz czekał. Teraz miał Jeona Jungkooka, tego śmiesznego dzieciaka o dużych, brązowych oczach i o słodkim uśmiechu, który kompletnie zawrócił mu w głowie. I wbrew wszystkiemu, naprawdę nie chciał go zostawiać. Tylko jak miał pogodzić obie te rzeczy – swoją pierwszą miłość i odwieczne marzenia o wybranych przez siebie studiach, jeśli te kompletnie się ze sobą nie pokrywały?

Leżący na łóżku Kim przymknął oczy. Obok niego leżały grube podręczniki, zeszyty i wielkie kartki z własnymi notatkami. Już nie było odwrotu. Wczoraj powiedział swoim rodzicom o konkursie. Ujrzał ich krótką radość, szybkie gratulacje, które zaraz zmieniły się w gniew matki, kiedy w końcu ujawnił nazwę nagrody.

Nigdy tak nie krzyczała. Nigdy się tak nie zawiodła.

Ojciec ją uspokajał. Złapał za ramiona, przytulił. Spojrzał na Taehyunga, a jego syn widział w jego oczach tę mieszankę dumy i smutku, jakby chciał mu powiedzieć, że naprawdę się cieszy, że jego dziecko osiągnęło coś tak niezwykłego. Chociaż widział też żal, mówiący, że jest mu przykro, że nie powiedział im o czymś tak istotnym. Że okłamał własnych rodziców.

Klamka już zapadła. Rodzicie się dowiedzieli i siłą rzeczy musieli się z tym pogodzić. Ojciec obiecał, że kiedy tylko znajdzie wolną chwilę, poszpera w internecie, aby znaleźć dla niego jakieś niewielkie mieszkanko, w najgorszym przypadku będzie musiał mieszkać w akademiku.

W Tokio.

  °  

– Jedz – zmrużył oczy Jimin, podsuwając młodszemu koledze garść popcornu.

– Mam ci jeść z ręki? Co ja, koń jestem? – uniósł jedną brew.

– Mów, co ci leży na duszy, albo wpierdalaj ten popcorn, żeby nie martwić mego umęczonego serca – powiedział, wsypał słoną przekąskę z powrotem do miski i spauzował film, który właśnie oglądali. – No dalej, młody. Stało się coś?

– Nie.

– Przecież widzę, że stało. Zawsze wcinasz popcorn, jakby to był ostatni raz, kiedy masz okazję go spróbować. Chyba, że coś cię trapi. To jak będzie? – spojrzał na niego poważnie, unosząc swoje brwi.

– No dobra, stało.

– Szkoła, Taehyung czy siatkówka? – wymienił rudzielec.

– Taehyung.

– Czemu mnie to nie dziwi... – mruknął cicho pod nosem, obejmując przyjaciela ramieniem. – Co dokładnie?

– Okazało się, że nagrodą w tym jego całym konkursie był indeks na studia. I naprawdę chciałbym się cieszyć jego sukcesem, ale nie mogę, bo on nie wyjedzie sobie do Seoulu czy gdziekolwiek indziej w Korei, gdzie przynajmniej mógłbym do niego pojechać na weekend pociągiem. On wyjedzie do Tokio, rozumiesz? Za morze! I nie będę go mógł odwiedzać, bo przecież nie będę sobie latać co tydzień samolotami, nie będę wykupywać rejsów, nie będę wiosłować na łódce, a tym bardziej nie będę pływać wpław przez całe morze!

– Czekaj, czekaj – zmarszczył nos starszy. – To ty nie wiedziałeś?

– O czym?

– Że nagrodą jest ten indeks?

– No, nie.

– Cholera, Kook... Byłem pewny, że Taehyung ci powiedział. Cała nasza klasa wiedziała, na co ten mały kujon się pisze i jaka jest nagroda. Myślałem, że ty też o tym wiesz, dlatego nic ci nie powiedziałem, bo w końcu jesteście parą...

– Co? Więc wychodzi na to, że tylko ja nie miałem o niczym pojęcia?

– Przepraszam.

Jeon westchnął, odchylił głowę do tyłu i sięgnąwszy do miski z popcornem, napchał sobie słonej przekąski do buzi. Chociaż kompletnie nie miał na nią ochoty.

– To już i tak bez znaczenia. Nie dam rady nie niego wpłynąć, niczego nie zmienię.

Ty może i nie – pomyślał Jimin. – Ale ja mogę spróbować.

° 

Znowu nowy rozdział bo YOLO YOLO YOLO YO

Miłego weekendu słoneczka i pamiętajcie, że trzeba wierzyć w Arasia! 💕

Kocham was wszystkich bardzo mocno 💕

U'll Be Mine | VkookOù les histoires vivent. Découvrez maintenant