Stałem na skraju słynnego Golden Bridge. Pośrodku pieprzonego Nowego Jorku, gdzie ludzie mijali się na ulicy, nie zwracając na siebie uwagi. Mijali się bezdomni i wielkie szychy z Wall Street, hipisi i metale, zakochani i porzuceni, weseli i smutni. Ludzie i ludzie. Ale z jakiegoś powodu, wszyscy podzieleni, w mieście, gdzie znaczenie mają tylko pieniądze i pozycje, czy pijesz do obiadu najlepsze wino, czy nie pijesz niczego, bo nie masz obiadu. Miasto wiecznej atencji.
Rany, hipokryta ze mnie. Sam nie pragnę niczego więcej, tylko odrobiny uwagi. Poczułem nagłe obrzydzenie do tego cholernego miejsca, jakim jest świat. W pewnym momencie w życiu człowieka jedna myśl, jedno wydarzenie potrafi przeważyć szalę i czujemy, że tracimy grunt pod stopami. Macie tak czasami?
Bo ja właśnie teraz.
Ochota, by chrzanić to wszystko i zakończyć mój marny żywot, wzięła nade mną górę.
Stanąłem na krawędzi, odwrócony w stronę jezdni, trzymając się jedynie. To zabawne, że wystarczy się puścić i moje życie się skończy. Puf, i nie ma. Już miałem puścić się barierki i opaść w dół, kiedy w ostatniej chwili, ujrzałem w jednym z samochodów twarz. Przerażone, okrągłe oczy w kolorze szmaragdu spoglądały na mnie zza okna, jakby wiercąc dziurę w mej duszy. Coś w jego spojrzeniu, sprawiło że się zawahałem.
Już nie kierował mną impuls bólu i niezrozumienia dla tego świata. Jednak jeden podmuch wiatru sprawił, że los zdecydował za mnie. Poczułem, że barierka wyślizguje mi się z dłoni i jak w zwolnionym tempie, szybuję w dół...
Ostatnim, co zdążyłem zarejestrować była blada twarz o zielonych oczach, wykrzywiona w grymasie strachu, z rozchylonymi wargami i smukła dłoń oparta na szybie.
VOCÊ ESTÁ LENDO
|| Counting the days || L.S
FanficW pewnym momencie w życiu człowieka jedna myśl, jedno wydarzenie potrafi przeważyć szalę i czujemy, że tracimy grunt pod stopami. Macie tak czasami? Bo ja właśnie teraz. _ || Cover by @hericurls ||
