Rozdział 2

3.2K 170 8
                                    

HARRY'S POV

Przyjechałem do szpitala tak szybko, jak mogłem. Oczywiście byłem cały roztrzesiony. Obraz Abigail, leżącej na ulicy, nie poruszającej się, plama krwi wokół niej nie opuszczały moich myśli do teraz. Tak jak mój strach i szybkie bicie serca. Myślałem, że zabiję tego gościa, który ją potrącił, sanitariusze odciagnęli mnie od niego. Ktoś musiał wcześniej zadzwonić po karetkę, bo gdy się odwróciłem, pakowali tam Abigail. Nie mogłem jechać z nią, bo nie byłem jej pieprzoną rodziną.

Do jasnej cholery, to moja jebana wina! Uderzyłem pięścią w ścianę szpitala. Wbiegłem do środka, nie zważając na ból dłoni i zadrapane kostki.

-Idź stąd!-powiedziała stanowczo Cher, gdy tylko mnie zobaczyła. Miała spuchnięte oczy i była równie roztrzęsiona co ja.

-Nie! Muszę wiedzieć co z nią!-próbowałem wyminąć kobietę, ale złapała mnie za ramię.

-Poważny uraz głowy, złamane zebra i zwichnięte kolano-próbowała mnie lekko popchnąć w stronę wyjścia, ale ani drgnąłem. Nie sądziłem, że będzie aż tak źle. Boże, żeby szybko było z nią w porządku. Oddałbym jej moje zdrowie, gdybym tylko mógł-Jest w śpiączce-dodała, na co zabolało mnie serce.

-Muszę ją zobaczyć-wychrypiałem i starałem się wyminąć Cher, ale znów chwyciła moje ramię.

-Harry, zostaw moją córkę w spokoju. Już wystarczająco cierpiała. Ona jest dla mnie najważniejsza-głos zaczął jej drżeć, a oczy się zaszkliły-nie mogę stracić też jej... Wiem, że ją kochasz, ale to co stało się dzisiaj przeważyło szalę. Nie krzywdź jej więcej. Odejdź, proszę. Zrób to dla niej, jeśli naprawdę ją kochasz.

-Kocham ją, ale nie mogę z niej zrezygnować. Nie potrafię-przyznałem i zacisnąłem szczękę.

-Odejdź-powtórzyła-jeszcze nie raz się zakochasz, jesteś taki młody. Abigail jest taka krucha... Ona więcej nie wytrzyma. Już koniec-z jej oczu spływały pojedyńcze łzy. Każde słowo Cher, wbijało mi sztylet w serce coraz głębiej. Przeze mnie tu leży. Nie mogę tego cofnąć. Ona zasługuje na kogoś lepszego. Dużo lepszego. Spojrzałem Cher w oczy ostatni raz i zawróciłem. Słyszałem jak kobieta opadła ciężko na krzesło i łkała głośno.

Opuściłem budynek szpitala. Szumiało mi w głowie. Czułem... Co ja czułem? W tamtym momencie chyba nic. Byłem pusty w środku. To wszystko do końca do mnie nie dotarło, tylko pierwsza część. Tylko to, że moja ukochana leży w szpitalu, nie to, że z niej zrezygnowałem. Jeszcze nie dotarło...

Wsiadłem do samochodu. Wiedziałem co chcę zrobić. Muszę jechać do tej dziwki. Zacisnąłem ręce na kierownicy i wcisnąłem pedał gazu.

***

Z piskniem opon podjechałem pod dom Eleanor. Zacząłem walić do drzwi. Przed moimi oczami ukazała się brunetka, owinieta w szlafrok. Na mój widok zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersi. Jej mina doprowadziła mnie do jeszcze większego szału.

-Czego?-warknęła. Wepchnąłem ją delikatnie do środka i sam wszedłem do korytarza.

-Jak, kurwa mogłaś?!-wydarłem się. Nawet się nie poruszyła, tylko uniosła lekko kąciki ust.

-Naprawdę nie wiem o czym mówisz..

-Dlaczego powiedziałaś Abigail, że się z tobą założyłem?! Jaki jebany zakład ty sobie wymyśliłaś, dziewczyno?!-wysyczłem. Eleanor udała obużoną.

-Jak to jaki? Nie pamiętasz już jak zakładałeś się ze mną, że odbierzesz jej dziewictwo przed jej osiemnastymi urodzinami?-zadrwiła.

-Nie! Jesteś popieprzona!-wpadłem w furię.

-Och-przyłożyła sobie palec do brody i udała, że się zastanawia-Faktycznie. Wiesz co? Chyba pomyliłam cię z kimś innym. Przepraszam, że zrujnowałam wasz związek-zadrwiła. Ona do,jasnej cholery nie wiedziała co się stało. W tamtym momencie nie panowałem nad sobą. Złapałem za jej ramiona i przycisnąłem do ściany, tak, że nie mogła się poruszyć.

-Powiedziałem, że masz się od nas trzymać z daleka, tak?-zobaczyłem odrobinę strachu w jej oczach-Nie trzymałaś się tego. Wiesz co? Przez ciebie moja dziewczyna jest w szpitalu, nie jest z nią dobrze. Jesteś popieprzoną wariatką i powinnaś się leczyć! Pożałujesz tego-wypowiadałem te słowa wolno i wyraźnie, tak, że brzmiały całkiem groźnie, co było moim zamiarem. Zostawiłem tą sukę osłupiałą i wyszedłem na świeże powietrze. Odetchnąłem głęboko.

Wsiadłem do samochodu i ściskając kierownicę tak mocno, że aż pobielały mi kłykcie, zacząłem jechać w stronę domu.  Adrenalina, spowodowana moim wybuchem, powoli opuszczała moje ciało i to wszystko zaczynało do mnie docierać.

Boże... Nie mogłem jej stracić. I to przez jakieś jebane kłamstwo Eleanor! Kurwa mać.

Ale straciłem, prawda? Kocham ją nad życie. I wolę, żeby ona była szczęśliwa z kimś, kto na nią zasługuje.

To jest najgorsze uczucie, kiedy spotykasz osobę właściwą dla siebie, ale okazuje się, że ty nie jesteś właściwą osobą dla niej.

Uderzyłem w kierownicę otwartą dłonią, przeklinając cały świat.

***

To już pięć dni. Pięć dni bez wieści o Abigail.

Leżałem skulony na łóżku, tak jak poprzedniego dnia. I jeszcze wcześniejszego. Nie mogłem się pozbierać po tym co powiedziała mi Cher. Oprócz Abi, nie mam nikogo.

Moje oczy zamgliły się kolejny raz tego popołudnia. Ja pierdole! Uderzyłem w materac z całej siły i zakryłem sobie oczy dłońmi. Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się z impetentem i do środka wpadł mój współlokator Niall.

-Stary!-krzyknął, a ja zerwałem się do pozycji siedzącej i zastanawiałem się w jaki sposób ukręcić mu łeb, za przeszkadzanie mi w użalaniu się nad sobą-Wiem co z Abigail!

Kiedy to powiedział, już całkiem zszedłem z łóżka i zacząłem krążyć wokół niego, czekając na więcej informacji.

-Moja ciotka jest tam pielęgniarką-wytłumaczył-powiedziałem o tej akcji i się zlitowała, bo wiesz, że nie można mówić takich rze...

-Tak, wiem!-przerwałem mu-Mów co z nią!

-Dzisiaj wybudziła się ze śpiączki-kiedy to usłyszałem, kamień spadł mi z serca, ale Niall miał grobową minę, więc skupiłem wzrok na nim-Nic nie pamięta. Nie pamiętała nawet swojej matki. Przykro mi-klepnął mnie w ramię, a ja zastygłem w bezruchu. Jeżeli nie pamięta swojej matki, najbliższej osoby w jej życiu, to co.... ze mną?

Usiadłem ciężko na materacu. Czy ona zapomniała o naszym pierwszym spotkaniu, pierwszym pocałunku? O tym jak droczyliśmy się ze sobą każdego dnia? O tym, jak powiedzieliśmy sobie "Kocham Cię" po raz pierwszy? O tym jak poznawaliśmy się nawzajem? O tym, że jest dla mnie wszystkim? Proszę Cię, Boże, tylko nie to. To musi być jakiś cholery sen. Pracowaliśmy na nas zbyt ciężko, żeby teraz to stracić...

Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, mimo tego jak bardzo chciałem je powstrzymać. Czułem się jak jakaś ciota, rycząc przy Niall'u, ale to, że najważniejsza osoba w moim życiu zapomniała o mnie było dużo gorsze i sprawiało, że moje serce pękało na miliony kawałków.

Chyba przestałem istnieć...

OD AUTORKI:

No i mamy rozdział z perspektywy Harry'ego! Nie jest zbyt nudny? Obiecuję, że w następnych rozdziałach będzie bardziej, hmm, twardszy. Coś mi nie pasuje, przepraszam za skopanie tego, miśki!:(

Dziękuję za każdą opinię, komentarz, wyświetlenie i w ogóle miłe słowa! Tak dobrze czyta się te komentarze, nawet nie wiecie ile dają mi motywacji do dalszej pracy! ILY ♡

Remember him ~ Harry Styles FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz