1.

276 22 3
                                    

6:00. Poniedziałek. Dzień zaczynam tak samo, jak zawsze. Wstaję z mojego wielkiego łóżka i ociągam się, sprawdzając, czy każdy element w moim sterylnie białym pokoju jest na miejscu. Wchodzę do pomieszczenia, w którym mieści się moja duża garderoba. Z wieszaka ściągam pudrową spódnicę typu circle. Wybieram tego samego koloru sweterek, który opina moje piersi i uwidacznia mój pępek. Postanawiam na swoje długie nogi ubrać białe kabaretki. Do wszystkiego dorzucam obcasy, tego samego koloru co spódnica i sweterek. W swojej marmurowej łazience wykonuje wszystkie potrzebne czynności. Ubrana postanawiam nałożyć maseczkę, więc na swój sweterek nakładam jedną z czarnych bluz, byleby niczego nie pobrudzić makijażem, który zacznę robić po nałożeniu maseczki i wyprostowaniu włosów. Przypatruje się w lustro, w którym widzę, że do twarzy mi w bluzach, ale tylko śmieje się do siebie. Nikt nigdy nie widział Evy Mohn w bluzie i tak ma zostać. Gdy maseczka znajduje się na mojej twarzy, nagrzewam prostownicę, by moje długie włosy, dziwnego koloru były jeszcze dłuższe. Jeszcze przez chwilę przypatruje się im, by nazwać ich kolor, ale odpuszczam i po dziesięciu minutach opłukuje twarz. Zaczynam brać się za prostowanie,  cały czas kontrolując czas. Jest 6:47, a ja muszę wykonać mój dość czasochłonny, ale perfekcyjny makijaż. Kilka minut później spryskuje włosy lakierem i wykładam moje kosmetyki. Kilka dni temu tatuś podarował mi cały zestaw nowej kolekcji Maybelline ze współpracy z Gigi Hadid. Dotychczas malowałam się tylko kosmetykami Chanel lub Kylie Cosmetics, ale każdy potrzebuje maleńkich zmian. Wybieram New York Glam i dokładnie upiększam swoją twarz. O 7:45 schodzę na dół, do ogromnego salonu, który prowadzi do kuchni i jadalni. Z lodówki zabieram jogurt z owocami, biorę łyżeczkę i siadam przed wielkim stołem, na którym leży karteczka. Rodzice znów informują mnie, że wrócą za dwa dni i zostawiają mi pieniądze. Tysiąc koron, które odkładam do szafki z płatkami, przynajmniej mam pewność, że ich nie zgubie. Wyrzucam opakowanie z jogurtu do kosza na śmieci i wracam do swojego pokoju po torebkę. Wkładam do niej portfel z wszelkimi kartami i zastanawiam się, po co mi ich tak dużo, skoro rodzice i tak zostawiają mi pieniądze. Zamykam swoją czarną torebkę i zamykając pokój na klucz, tarasem wychodzę na ogromną posesję. Z tyłu domu znajduje się ogromny basen, ale mnie interesuje inna część domu, konkretnie garaż i podjazd. Zamykam jeszcze dom i włączam alarm, choć niepotrzebnie, bo Natalie powinna już się zjawić. Gosposia często się spóźniała, ale nie miałam o to pretensji. Rozumiałam jej sytuację, niestety moi rodzice byli mniej wyrozumiali. Otwieram garaż, z którego wyłania się moje czarne maleństwo-Land Rover. Jazda sprawia mi przyjemność, więc kilka minut później parkuje obok szkoły. Mój poranek nie byłby normalnym porankiem, gdyby nie szepty ze strony innych. Jedyne co robię, to zamykam samochód, poprawiam usta i szukam wzrokiem Kari i Anette. Podeszły do mnie szybciej niż je zlokalizowałam i razem weszłyśmy do budynku szkoły.
Gdu dotarłyśmy do sali matematycznej, w której nauczyciela jeszcze nie było, powymieniałyśmy między sobą spojrzenia, przez to, co się stało. Ostatnie miejsce w ostatniej ławce od początku mojej nauki tutaj należało do mnie i wiedział o tym każdy, oprócz pewnego frajera, który siedział tam jak gdyby nigdy nic.
Kari i Anette zaczęły coś między sobą szeptać, więc sama podeszłam do chłopaka, który zajął moje miejsce.

-Nie pomyliło ci się coś? -powiedziałam głośno, skupiając na sobie wzrok całej klasy.
Chłopak w czarnej bluzie, z kapturem na głowie spojrzał na mnie, a mój wzrok zatrzymał się na jego oczach.

-Nie, wszystko jest w porządku. Jestem Chris Schistad, jestem tutaj nowy i będę chodził z Tobą do klasy. -uśmiechnął się, podając mi rękę, która zignorowałam.

-A ja jestem Eva Mohn, mam to w dupie i chce, żebyś stąd poszedł. To moje miejsce świeżaczku. -odparłam chłodno, a chłopak jedynie zmarszczył brwi i wzruszył ramionami. Tym razem to on mnie zignorował, bo skupił wzrok na instagramie, a ja poczułam złość.

-Nie wiem, czy jesteś głuchy, czy głupi. Zakładam obie opcje, ale weź stąd, kurwa idź, bo to moje miejsce. -jakim prawem jakiś dupek, po przyjściu do szkoły będzie ustawiał mi warunki?

Chłopak wstał, a ja dzięki obcasom byłam z nim prawie równa wzrostem.

-Nie interesuje mnie to słoneczko i radziłbym schować swoje ego pod tą spódniczką i usiąść na miejscu z przodu. I popraw tapetę, bo zaczyna odpadać, tak samo, jak twoja godność. -uniósł brew, a ja domyśliłam się, że wiedział. Że się tego kurwa dowiedział.
Nim się obejrzałam, moja ręka spoczęła na jego policzku, zostawiając czerwony ślad, a ja usłyszałam za sobą jakieś szepty i wyraźny głos pana Forgangena.

-Do dyrektora Panno Mohn! Natychmiast. Zostajesz dziś po lekcjach. - powiedział, a na twarzy Chrisa pojawił się zwycięski uśmieszek. Przegryzłam wnętrze policzka i odprowadzona przez pana Forgangena weszłam do gabinetu dyrektora.

×××
Dziś urodziny obchodzi Lisa Teige, która wcieliła się w rolę Evy Mohn. Jak zapewne wiecie, jestem fanką zarówno Lisy, jak i Evy. Postanowiłam więc napisać fanfiction, ale o trochę innej tematyce. Początek może wydawać się dość taki przerobiony, znany, ale całość będzie zupełnie inna. Chciałabym też podkreślić, że nie będzie to nic w stylu bad boy and good girl, ani nic z tych znanych stereotypów wattpadowych. Piszcie, co sądzicie, bo jestem ciekawa waszego zdania!

sick perfectionWhere stories live. Discover now