Odcinek 4

107 9 9
                                    

23.12.2017,
13.30

-Dużo?-zdziwiłem się jego niedopowiedzeniem- Co masz przez to na myśli?
-A to mój drogi, że mogli się kochać- odparł.

-Hmm...w sumie nie jest to takie niedorzeczne-popatrzyłem na niego, a potem wzrok zwróciłem w stronę chłopaka- Sam kilka chwil temu, wspominałem mu o tym jak Ashley wciąż na nim bardzo zależy. Prawdopodobnie była to jej pierwsza prawdziwa miłość.

-I nie pielęgnowała jej?-spytał Omar- Nie starała się o nią jakoś po bożemu dbać?

-Wydaję mi, że jako tako zaangażowała się w ten związek, no ale Bóg niestety nie pozwolił im na zbyt wiele.
-Co masz na myśli?

-Chłopak wyjechał na cztery lata...nie wiadomo gdzie. Może do wojska-wskazałem jego mundur- A może po prostu się bawić, kto to wie?
-No i wtedy wszystko zaczęło się powoli sypać?-dopytywał dalej.

-Zgadza się...

-A próbowałeś z nią jakoś na ten temat rozmawiać, wytłumaczyć jej, że na tym nie kończy się świat.

-Próbowałem...ale wiesz na czym się skończyło...

-Nie wiem, John...

-Papieroski, alkohol i coraz częstsze znikanie pieniędzy z portfela...-zamilkłem na chwilę- W sumie wolałem nawet to, niż to co jest teraz...Nie chcę nazywać swojej córki prostytutką, naprawdę, ale to co ona robi...

-Bardzo dobrze ciebie rozumiem, rozumiem też, że domyślasz się po co ten facet tu przyszedł-przerwał mi Omar, nie chcąc widocznie słuchać, jak obrażam własną córkę. Domyślał się pewnie, że byłoby to dla mnie zbyt bolesne. Ale to co zamierzałem powiedzieć było niestety prawdą. 
-No niby tak...-odparłem pochmurnie.-Ale ten człowiek zniszczył moją dziewczynkę. Ona była taka grzeczne...a przez te jego odejście...-zacząłem się rozklejać- Ona tak wielu straciła-pociągnąłem nosem- Zbyt wielu.
-No to słuchaj stary, skoro ten człowiek jest dla ciebie nie wygodny...zrób z nim coś-Poczułem w tym podtekst.
-Ksiądz mnie namawia do morderstwa?-przeraziłem się.

-A broń boże...załatw to polubownie-uśmiechnął się.
-Ale ja jestem dzisiaj kumaty...-odwzajemniłem uśmiech.

-Widzę, dlatego mam do ciebie jeszcze jedno pytanko-zaczął dalej obierając ziemniaki.- Ty wpuściłeś tu tego jegomościa z bronią?-machnął głową w kierunku Tiddermana.

-Co masz na myśli?-zdziwiłem się.
-To ty się mu dokładniej przyjrzyj-polecił mi.

Zrobiłem to, o co prosił i wtedy ten spytał.

-No i jak?
-Ja ciebie bardzo przepraszam, ale ja naprawdę nie widzę...nie wziąłem dzisiaj okularów, więc wiesz- zacząłem się tłumaczyć.

-Moment...ty przyjechałeś do roboty bez okularów?-zdziwił się Omar.

-Źle się wyraziłem...widzieć jak to tako widzę, ale nie potrafię, zobaczyć jakichś małych rzeczy, a okulary mam przy sobie... ale nie chcę mi się ich szukać.
-Dobra, no to inaczej...popatrz na jego pas...Widzisz kaburę?

Ponownie dokładnie mu się przyjrzałem, nie siedział daleko, ale lekka wada wzorku trochę uniemożliwiała mi dojrzenie czegoś tak oczywistego, jak pewna wypukłość na biodrze mężczyzny.
-Coś tam lekko widzę, jak żeś mnie naprowadził-odparłem przecierając oczy.
-To weź skoczy po te okulary- powiedział Omar- Masz je gdzieś tutaj?
-W szafce są-uśmiechnąłem się.

-I ty leniu-poklepał mnie po plecach- Nie chciałeś ich wyciągnąć...jeszcze takiego typa jak ty świat nie widział.

Wyciągnąłem okulary z szuflady z małego biureczka przy fotelu i je nałożyłem na nos. Niezbyt mi pasowały, a i nie zwiększały statystyk na inteligencję...ale cóż zrobić.
-Widzisz lepiej?-spytał Omar, patrząc na mnie.

KARCZMAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz