- Co? Na to zadupie? Po co? - Zapytał, mrużąc oczy i opierając dłonie na biodrach. Organa stwierdziła w myślach, że jej przyjaciel wygląda jak jakaś stara diwa. Do tego jeszcze nie wyrósł z noszenia błękitnych peleryn.

- Za spoufalanie się z Ruchem Oporu także będziesz ścigany. Będzie lepiej, kiedy już polecimy - odpowiedziała, jednakże brzmiała, jakby mówiła sama do siebie. Lando zaśmiał się głośno.

- Kochana, ścigają mnie już w kilkunastu układach, ale nikt nie ma odwagi, żeby ze mną zadrzeć - stwierdził, jakby nigdy się tym nie przejmował. - A do tego odradzam wam Ryloth. Ostatnio im podebrałem im trochę ich narkotyku i nie byli za bardzo zadowoleni...

- A ile tego im "podebrałeś"? - Spytała Leia, mrużąc oczy. Wiedziała, że odpowiedź ją zaskoczy. Od razu zobaczyła zakłopotanie mężczyzny.

- Ach, może jedna czy dwie... setki kilo. - Podrapał się po plecach, a starsza kobieta przewróciła oczami. - Ale, ale! Zapraszam was do miasta w Chmurach! Będziecie naszymi honorowymi gośćmi. - Stwierdził dumnie.

- A potem nas zaprosisz na obiad, na który przybędzie Kylo Ren? - Wypaliła, wspominając sytuację, w której Lando wręcz wydał ich w ręce Darth'a Vadera. Jednak kiedy wspomniała o swoim synu, zapadła niezręczna cisza. Po paru sekundach dało się usłyszeć jedynie skrzeczenie porga.

- A zamknij się - warknął do zwierzęcia i wyszczerzył swoje białe zęby. Stworzenie przestraszyło się i poleciało do góry, ponownie atakując twarz starszego mężczyzny. - Weźcie to coś ze mnie! - Wrzeszczał, czując na twarzy wypieki po ranach zadanych przez porga. Walczył w tylu bitwach, radził sobie w tylu sytuacjach, a nie potrafił poradzić sobie z jakimś latającym pingwinem.

Kącik ust kobiety podniósł się lekko. Pokręciła głową i wyszła z kokpitu. Dostrzegła śmiejącego się Poe'go wraz z Rey, siedzących przy stoliku. Uśmiechnęła się ciepło, zarażając się ich radością. Przez krótką chwilę przyszło jej do głowy, że ta dwójka pasuje do siebie. Byliby cudowną parą.

Usłyszała, że Lando wyszedł z kokpitu, jednak coś ją zaniepokoiło. Rozejrzała się wolno po pomieszczeniu, próbując znaleźć powód.

Zamknęła oczy, zanurzając się w Mocy, jak nauczył ją kiedyś Luke. Słyszała śmiechy, głos przyjaciela oraz skrzek porga.

Otaczające ją dźwięki ucichły.

Leia otworzyła momentalnie oczy. Słyszała jedynie głośny szum. Spojrzała na swoje dłonie, rozmyślając, co mogło się wydarzyć. Poczuła się, jakby nie była w Sokole, a jakimś innym wymiarze. Rzeczywistość stała się rozmazana. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej oczy wbiły się w jeden punkt. Pośród członków Ruchu Oporu stał jej syn, Ben, wpatrujący się w rozmawiającą Rey.

Jej serce stanęło, kiedy jej dziecko odwróciło się do niej. Spojrzała mu prosto w oczy, prostując się. Poczuła na swoim policzku słoną łzę.

*

- Tak więc, trenował cię sam Skywalker? - Rey usłyszała głos Poe, który wybudził ją z głębokich przemyśleń. Wciąż podpierając dłońmi głowę o stolik, spojrzała w górę i zamrugała.

- Em, tak - wydukała, a na jej twarzy wciąż wypisane było zdziwienie. Poe przysiadł się do dziewczyny i uśmiechnął się do niej ciepło.

- Musisz być wyjątkowa - westchnął, rozkładając się na fotelu. Rey uśmiechnęła się krzywo i zasunęła kosmyk włosów za ucho. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć mężczyźnie. Ten zauważył jej zmieszanie. - Powiesz coś o sobie? W końcu dopiero co się pojawiłaś, a zdążyłaś zrobić więcej niż my wszyscy przez całe życie.

- Nie, to nie prawda... I sama nie wiem, co mam o sobie powiedzieć - na jej twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech.

- Najlepiej wszystko - stwierdził, wzruszając ramionami. Dziewczyna westchnęła ciężko, próbując uporządkować swoje myśli.

- Zbierałam złom, a za parę dni trenowałam ze Skywalkerem.

- Ciekawa historia - stwierdził, bawiąc się materiałem swojej kurtki. - Nie znałaś swoich rodziców? - Zapytał, jednak tym razem spoważniał. Rey wbiła smutny wzrok w podłogę i westchnęła ciężko.

- Nie znałam, nie znam i nie chcę poznać - odpowiedziała, zaciskając zęby. W głowie wciąż malował się ich obraz, o którym pragnęła zapomnieć. Żałowała, że podjęła się zetknięcia dłoni z Benem.

- Dlaczego? Może jest jakaś szansa ich znaleźć? - Zaproponował, pochylając się w stronę dziewczyny.

- Nie żyją - odpowiedziała całkowicie poważnie, spoglądając na Damerona. Z jego twarzy zniknął uśmieszek i także pojawił się pełen napięcia grymas. Patrzyli sobie w oczy, aż w końcu obydwoje prychnęli. W ich głosach czuć było ogromne zdenerwowanie.

- To nieźle... Znaczy się, przykro mi! - Poprawił się Poe, otwierając szerzej oczy.

- Ja już coś o sobie powiedziałam. Teraz twoja kolej. - Rey chciała w końcu zakończyć temat, dotyczący jej rodziców. Dameron uniósł jedną brew, również się zamyślając.

- Co by tu dużo mówić. Moi rodzice byli członkami Sojuszu Rebeliantów, więc nie mieli dla mnie czasu. Prawie ich nie pamiętam. Wtedy wychowywał mnie dziadek - westchnął z nutą nostalgii w głosie. Rey przysłuchiwała mu się uważnie. - Kiedy w końcu postanowili opuścić szeregi Sojuszu, zmarli. Miałem wtedy bodajże dziesięć lat.

- Przykro mi - westchnęła Rey, kładąc mężczyźnie dłoń na ramieniu. Poe podniósł wzrok i spojrzał dziewczynie prosto w oczy.

- To już przeszłość - uśmiechnął się. - Jednak potem napotkałem się na Leię Organę. - Dameron spojrzał przez ramię Rey i dostrzegł rozglądającą się dookoła zaniepokojoną generał. - Dołączyłem do Ruchu Oporu, a ona stała się dla mnie matką, której nigdy nie miałem.

- Zazdroszczę ci - odparła, stukając palcami o swoje udo. - Ty chociaż miałeś ją.

- Za to teraz ty masz nas. - Poe położył kobiecie dłoń na kolanie, a ta wzdrygnęła się lekko. Po chwili jednak posłała Dameronowi szczery uśmiech.

- Ben, nie! - Usłyszeli krzyk Organy. Wstali odruchowo, jednak za chwilę Poe poszybował w powietrzu i stracił przytomność, odbijając się od ściany.

Obiecałeś - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz