2.1

75 16 8
                                    

TARDIS

━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Gdy po raz pierwszy po kolejnej śpiączce otworzyła oczy, zobaczyła twarz dziwnej, jasnowłosej kobiety, wymachującej co chwilę metalowym, świecącym na zielono patykiem. Chłodna stal uderzała ją w ramiona, odbierała dech, aż w końcu zmusiła ją do ruszenia ręką i zapukania w nią, jakby chciała zwrócić na siebie jej uwagę.

- Nie, to na pewno nie jest mikrofalówka... O, nareszcie się obudziłaś! - powiedziała uśmiechnięta, gdy w końcu zauważyła, że Meghan jej się przygląda. Pojedyncze kosmyki jasnych jak pszenica włosów spadały na jej umorusane czarną mazią policzki, a palce zwinnie przemieszczały się po odkrytych przez nią powierzchniach metali. Wyglądała zupełnie inaczej niż kobiety, której jej matka przyprowadzała na sąsiedzkie pogaduchy czy spotkania Miejskiego Klubu Książek.

- Co ty tutaj robisz, hm? - zapytała, oglądając uważnie zepsuty pilot z świecącymi się ciągle kontrolkami. Naciskała je po kolei, sprawdzając, jak przedmiot zareaguje, później tworzyła nowe kombinacje, nie zwracając uwagi na swoją nową koleżankę. Dziewczyna zaś zaczęła się skręcać z bólu, który rozlał się po jej całym ciele. Po chwili jednak kobieta, zdając sobie sprawę, że pilot musi nie działać, odłożyła go na kupkę sprawdzonych przez nią rzeczy, a ból, z którym walczyła, nagle zniknął.

- Nie mam pojęcia, proszę pani – rzuciła cicho, przymykając oczy. Chciała uciec z tego miejsca jak najprędzej. - Ja.... pamiętam tylko, że gdy prowadzili mnie do jakiejś sali operacyjnej, wspominali, że on znów z nimi walczy. Razem ze swoimi towarzyszkami. Ciągle mówili też o mgle i jakiejś broni, o sobowtórze – powiedziała cicho, lecz zauważyła, że kobieta nieco posmutniała.

- Kim jest ten on z towarzyszkami? - zapytała ciekawa, choć wyglądała jakby bardzo dobrze znała odpowiedź. - Nie pamiętasz jak go nazwali? - zapytała znowu i poprawiła swój płaszcz. Potem pomogła jej wyjść z dziwnej kapsuły. Meghan usiadła na zimnej posadzce, a ona obok niej, nadal wpatrując się w jej zmęczone oczy.

- Wydaje mi się, że to był... Doktor.

Nigdy nie sądziła, że jedno, pozornie nic nieznaczące słowo może kogoś tak bardzo przestraszyć. A jednak. Doktor musiał być kimś ważnym dla blondynki, gdyż zaraz po tym jak ciemnowłosa zakończyła swoją wypowiedź, wyraźnie zdenerwowana wstała z podłogi, ciągnąc młodą dziewczynę za sobą i wprowadzając ją z małego pokoju. Wszystkie korytarze, które mijały, biegnąc na oślep, pokryte były białą farbą i zlewały się ze sobą. Nigdy nie widziała takich rzeczy, domowe pokoje znacznie różniły się od tych, które teraz mogła podziwiać. Wszędzie było jednak bardzo zimno, ale tajemnicza kobieta nic nie robiła sobie z tego, że Meghan może się przeziębić. A bieganie w bawełnianej sukience do spania i szlafroku nie było zbyt dobre. Bała się, że szalejąca gonitwa i ucieczka może jej zaszkodzić. Zawsze była bardzo chorowita, ale teraz w ogóle nie kichała, jakby nigdy nie przeżywała okropnej choroby, po której został jej straszny katar. Nie czuła już odbierającego jej chęci do życia bólu w głowie – była już zupełnie zdrowa. Uwolniona od zła, pozbawiona wszystkich dolegliwości, ale samotna, jakby w tym budynku była ciągle sama i nikt jej nie odwiedzał. Jakby była duchem, snującym się po chłodnych i pustych korytarzach.

- Jesteśmy na miejscu - rzuciła uradowana kobieta, gdy obie zatrzymały się przy czarnych drzwiach, prowadzących zapewne do kolejnego pokoju z wielką machiną. Otworzyła drzwi na oścież i pozwoliła jej pójść przodem, zamykając za nią dokładnie drzwi. Jednak pokój był pusty i nic nie wskazywało na to, że coś kiedyś znajdowało się w tym pokoju. - Albo i nie. Chyba pomyliłam zachodnie skrzydło z północnym. To by wyjaśniało, dlaczego cię znalazłam.

UNIVERSE · DOCTOR WHOWhere stories live. Discover now