Rozpłakał się. Zawdzięczał mu wszystko, od początku do końca. To od niego dostał zielone światło na rozpoczęcie nowego życia, a co ważniejsze-przyjaźń i zrozumienie.

Rey natomiast chwilowo była tykającą bombą, więc o poruczniku na moment zapomniała. Po prostu analizowała, co mogło się stać. Przypuszczała, że cały oddział został rozgromiony przez Imperium lub zaraz zostanie. W chwili obecnej widziała tylko parę rozmazanych, maleńkich plamek. Oddalili się na dużą odległość.

Lądowanie przebiegło spokojnie. Planeta posiadała własną florę, więc nie musieli nawet zakładać skafandrów. 

Było późne popołudnie. Czerwieniące się powoli słońce oświetlało rozległe pole najróżniejszych traw, na jakim się znajdowali, zupełnie płaskie. Dookoła nich rysowały się góry-nie pasmo, a pojedyncze wierzchołki wyrastające z podłoża w losowych miejscach, czasem porośnięte lasem, a czasem zupełnie nagie, będące popielatymi skałami. Było jednak parę takich, które wyglądały jak ogromne, wielokolorowe diamenty, na przykład złote czy błękitne.

Wiał delikatny, ciepły wiatr, kontrastujący z zimowym, górskim powietrzem. Rey szybko zapomniała o swojej wściekłości i po prostu podziwiała widok. Zwiedzanie każdej nowej planety było dla niej niezwykłym przeżyciem.

Jej uwagę zwróciły dwa pasy dymu majaczące przy najbliższym zalesionym szczycie o szczerozłotej barwie. Zmarszczyła lekko brwi, a na jej twarz wrócił grymas.

- Rozdzielmy się. Ty pójdziesz w prawo, ja w lewo – zaproponował Finn.

- Nie ma takiej opcji. Nie znamy tej planety i nie wiemy, co może nam grozić – zwróciła mu uwagę, zgrzytając zębami. – Poza tym któreś z nas może się zgubić. Lepiej będzie, jeśli pójdziemy razem.

- Zgoda – chłopak nie chciał rozpoczynać następnej kłótni. – Gdzie najpierw?

- W lewo – stwierdziła pewnie. Przeczucie kazało jej iść właśnie tam, a ona nauczyła się już w pełni ufać osądom Mocy.

Wędrowali w milczeniu, ogarnięci narastającym niepokojem. To miejsce miało w sobie jakąś nieokiełznaną, pradawną siłę. Brakowało śpiewu ptaków czy widoku jakichkolwiek dzikich zwierząt. Był tylko gwiżdżący wiatr, który ucichł w momencie, gdy weszli do lasu. Wyglądał jak każdy inny, tylko był gęstszy i ciemniejszy.

- Jesteśmy blisko – szepnęła Rey, widząc leżący nieopodal kawałek metalu. Szturmowiec skinął głową i zwolnił, tak samo jak ona. Mogli zobaczyć za kępiną dwie osoby-kapitana albo Rena. Nie mieli pojęcia, który statek gdzie spadł, no bo jak zobaczyć coś takiego z przestrzeni kosmicznej?

Po chwili go ujrzeli. Myśliwiec Najwyższego Porządku, rozbity na części. Z jego silnika wydobywały się kłęby pary, a większość elementów leżała porozrzucana dookoła.

Kylo Ren leżał w kabinie, ze szkłem z rozbitej szyby wbitym w różne miejsca na ciele. Głowę miał dziwnie wygiętą na fotelu, a jego ciało zwisało bezwładnie. Dziewczyna czuła jednak wyraźnie, że żyje.

Była bliska wyrwania się i pobiegnięcia po niego. Sama nie rozumiała, dlaczego tak. Przecież dostała jasny dowód, że zależy mu tylko na jej mocach, a ona mimo to chciała go ratować. Otrząsnęła się, karcąc w myślach. Nie była mu nic winna.

- Żyje, prawda? – mruknął Finn. Rebeliantka skinęła głową, myśląc intensywnie. Co dalej? Zostawić go? Wydawało jej się to paskudne i bezduszne. Zabić? W takim stanie równałoby się porzuceniu...

Krótką analizę sytuacji przerwał jej pewien przeuroczy stwór, który nagle się pojawił. Można by go określić jako połączenie wilka z lisem. Wyróżniał się on długą, śnieżnobiałą sierścią przypominającą raczej włosy i niezwykłymi, niebieskimi ślepiami, lekko świecącymi w mroku.

Zwierzak powoli podchodził do kabiny z zaciągniętymi do tyłu uszami, zachowując należytą ostrożność. Co jakiś czas przystawał, by obwąchać fragment statku.

- Rey, powinniśmy... - zaczął Finn, ale Jedi mu przerwała.

- Ci! Bo go spłoszysz – szepnęła, z zaciekawieniem przyglądając się rozwojowi wydarzeń.

Tymczasem albinos dotarł do kokpitu i dokładnie sprawdzał drzwi. W pewnej chwili trącił je nosem ciut za mocno, bo otworzyły się z głośnym zgrzytem. Lis odskoczył jak spłoszony jelonek, jednak gdy upewnił się, że przedmiot nie zamierza go zabić, wrócił do kabiny i oparł łapki o próg, zaglądając do środka. Jakie było zdziwienie dwójki rebeliantów, gdy wywlókł za nogawkę nieprzytomnego Rena, odciągając go od rozwalającego się i ledwo stojącego statku, a w zasadzie jego resztek. Zwierz nieporadnie odłożył go na ziemię pod drzewem, po czym dokładnie obwąchał, stawiając uszy do przodu, okazując w ten sposób zaciekawienie.

- Musimy iść! Poe może też zdołał przeżyć! – ponaglił dziewczyną Finn.

- Chcesz go tak zostawić!? – zbulwersowała się. – Tak jak resztę rebeliantów, tak?

- Wolisz, żebym go odstrzelił w takim stanie?! – odparł zgryźliwie. – Tak sądziłem, że nie.

- Weźmy go – palnęła, szybko układając w głowie prowizoryczny plan. – Zakneblujemy go i zawieziemy jako jeńca do siedziby głównej.

- Zaniesiesz generał jej własnego syna do skazania na śmierć?! – wyrzucił jej. Rey zastygła na moment. Wiedziała, że jest w tym dużo prawdy.

- Chcesz zachować się jak Najwyższy Porządek i skazać człowieka na długą, bolesną śmierć z wycieńczenia? – doszła do wniosku, że to najlepszy argument, jakim w tamtym momencie dysponowała.

Stwierdziła jednocześnie, że nie ma siły na przyjaciela, którego aktualnie pragnęła udusić i wypruć mu flaki. Poszła po Rena, nie czekając na żadną zgodę.

- Hej, do reszty ci odbiło?! – wrzasnął za nią ciemnoskóry, a ona zupełnie go zignorowała.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 29, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wejście do otchłaniWhere stories live. Discover now