- Aach, tu się podział nasz niespodziewany wybawca!
Doktor nie zareagował, nadal sparaliżowany przerażającym odkryciem i utratą TARDIS, która teraz całkowicie zniknęła im z oczu. To Donna, uczepiona jego ramienia, podniosła głowę i zobaczyła przepychającego się do nich aktora, który wcześniej grał rolę „Jasia." Rozpoznała go po stroju, ponieważ zdjął maskę, w której występował na scenie. Był smukłym, przystojnym młodzieńcem, o jasnych włosach, wąsach i brodzie. Jego błękitne oczy zdawały się nieustannie uśmiechać.
- Człowieku, ocaliłeś przedstawienie – powiedział. – Jestem Allan, Allan z Yorku. A ten tam, to Thomas z Saint Giles.
Wskazał na drugiego młodzieńca, także lawirującego w ich kierunku.
Doktor poruszył się nagle, z syknięciem irytacji.
- Dokąd mogli ją zabrać?! – zapytał ostro. – Niebieska budka, widziałeś, dokąd ją zabrali?!
- Na... zamek? – zaskoczony Allan wzruszył ramionami.
- Dobrze, idziemy na zamek!
- Hej, hola, wstrzymaj konie! – Aktor rozłożył ręce, jakby rzeczywiście zamierzał zatrzymać rozpędzonego wierzchowca. – A jak niby chcesz się tam dostać?
- Zapukam do drzwi?
- Tak. Pomysłowe. Kompletnie bez sensu, ale pomysłowe. Czemuśmy o tym nie pomyśleli, Thomas? Zapukać do drzwi!
Drugi młodzieniec dopchał się do nich wreszcie i z uśmiechem kiwał głową. Miał piękne, czarne loki i oszpeconą trądzikiem cerę. Doktor znów syknął i spróbował wyminąć Allana.
- Czekaj. Jeśli chcesz się dostać na zamek, trzymaj się z nami. Wybieramy się tam jutro, wczesnym rankiem – powiedział Thomas.
- Nie mogę czekać do rana, to jest mój sta... to moja budka jest! – wyrzucił poirytowany Doktor. – Czemu zawsze mi ją zabierają? Nie powinni jej w ogóle zauważyć, przysięgam, że w końcu naprawię Obwód Kameleona, to się robi idiotyczne!
- Jutro rano. Podasz się za członka naszej trupy. Wejdziesz na zamek. I odzyskasz to pudło – powoli i prosto, jakby przemawiał do półgłówka, objaśnił Allan. – A teraz chodź, postawimy ci piwo... Jak cię zwą?
Ponieważ Doktor nadal milczał z zaciśniętymi ustami, Donna przejęła pałeczkę.
- Doktor – powiedziała. – I Donna Noble.
- Chodź, Doktorze Noble. – Allan klepnął mężczyznę w ramię. – Pozwól, że do jutra nasza trupa zadba o ciebie i o twoją szlachetną małżonkę.
Zupełnie odruchowo Doktor wymamrotał:
- Ona... nie jest moją żoną.
- Nie, naprawdę, nie jestem – potwierdziła Donna.
- Ach, wspaniale, rodzeństwo zatem.
Doktor gwałtownie obrócił się w stronę Donny.
- Nic nam nie grozi – powiedział szybko. – Nic nie powinno nam grozić. TARDIS chroni nas przed większością chorób; kiedy podróżuje się w czasie, uodpornienie na Yersinia Pestis jest absolutną podstawą. Powinniśmy być bezpieczni, Donno.
- Byłbyś znacznie bardziej przekonywujący, gdybyś nie miał takiego wyrazu twarzy – odszepnęła. – Jeśli tak wygląda ktoś, komu nic nie grozi...
Znów wciągnął powietrze przez zęby.
- To będzie piekło – szepnął. – W tym mieście. W całej Anglii. W całej Europie. Piekło. Nie grozi nam Yersinia, ale powinniśmy wydostać się stąd najszybciej, jak to tylko możliwe.
YOU ARE READING
Doktor Who - 04. Na koniu sinym
FanfictionDoktor odzyskał Donnę. Musiał przy okazji zmienić czas i przestrzeń, przy okazji utworzył całkiem nową linię czasu - tę, w której nie regenerował w Jedenastego, nie poznał Amelii i stracił River. Coś za coś, prawda? A teraz - skoro cały czas i cała...