03. Podziękowania i priorytety

45 9 1
                                    

- Aach, tu się podział nasz niespodziewany wybawca!

Doktor nie zareagował, nadal sparaliżowany przerażającym odkryciem i utratą TARDIS, która teraz całkowicie zniknęła im z oczu. To Donna, uczepiona jego ramienia, podniosła głowę i zobaczyła przepychającego się do nich aktora, który wcześniej grał rolę „Jasia." Rozpoznała go po stroju, ponieważ zdjął maskę, w której występował na scenie. Był smukłym, przystojnym młodzieńcem, o jasnych włosach, wąsach i brodzie. Jego błękitne oczy zdawały się nieustannie uśmiechać.

- Człowieku, ocaliłeś przedstawienie – powiedział. – Jestem Allan, Allan z Yorku. A ten tam, to Thomas z Saint Giles.

Wskazał na drugiego młodzieńca, także lawirującego w ich kierunku.

Doktor poruszył się nagle, z syknięciem irytacji.

- Dokąd mogli ją zabrać?! – zapytał ostro. – Niebieska budka, widziałeś, dokąd ją zabrali?!

- Na... zamek? – zaskoczony Allan wzruszył ramionami.

- Dobrze, idziemy na zamek!

- Hej, hola, wstrzymaj konie! – Aktor rozłożył ręce, jakby rzeczywiście zamierzał zatrzymać rozpędzonego wierzchowca. – A jak niby chcesz się tam dostać?

- Zapukam do drzwi?

- Tak. Pomysłowe. Kompletnie bez sensu, ale pomysłowe. Czemuśmy o tym nie pomyśleli, Thomas? Zapukać do drzwi!

Drugi młodzieniec dopchał się do nich wreszcie i z uśmiechem kiwał głową. Miał piękne, czarne loki i oszpeconą trądzikiem cerę. Doktor znów syknął i spróbował wyminąć Allana.

- Czekaj. Jeśli chcesz się dostać na zamek, trzymaj się z nami. Wybieramy się tam jutro, wczesnym rankiem – powiedział Thomas.

- Nie mogę czekać do rana, to jest mój sta... to moja budka jest! – wyrzucił poirytowany Doktor. – Czemu zawsze mi ją zabierają? Nie powinni jej w ogóle zauważyć, przysięgam, że w końcu naprawię Obwód Kameleona, to się robi idiotyczne!

- Jutro rano. Podasz się za członka naszej trupy. Wejdziesz na zamek. I odzyskasz to pudło – powoli i prosto, jakby przemawiał do półgłówka, objaśnił Allan. – A teraz chodź, postawimy ci piwo... Jak cię zwą?

Ponieważ Doktor nadal milczał z zaciśniętymi ustami, Donna przejęła pałeczkę.

- Doktor – powiedziała. – I Donna Noble.

- Chodź, Doktorze Noble. – Allan klepnął mężczyznę w ramię. – Pozwól, że do jutra nasza trupa zadba o ciebie i o twoją szlachetną małżonkę.

Zupełnie odruchowo Doktor wymamrotał:

- Ona... nie jest moją żoną.

- Nie, naprawdę, nie jestem – potwierdziła Donna.

- Ach, wspaniale, rodzeństwo zatem.

Doktor gwałtownie obrócił się w stronę Donny.

- Nic nam nie grozi – powiedział szybko. – Nic nie powinno nam grozić. TARDIS chroni nas przed większością chorób; kiedy podróżuje się w czasie, uodpornienie na Yersinia Pestis jest absolutną podstawą. Powinniśmy być bezpieczni, Donno.

- Byłbyś znacznie bardziej przekonywujący, gdybyś nie miał takiego wyrazu twarzy – odszepnęła. – Jeśli tak wygląda ktoś, komu nic nie grozi...

Znów wciągnął powietrze przez zęby.

- To będzie piekło – szepnął. – W tym mieście. W całej Anglii. W całej Europie. Piekło. Nie grozi nam Yersinia, ale powinniśmy wydostać się stąd najszybciej, jak to tylko możliwe.

Doktor Who - 04. Na koniu sinymWhere stories live. Discover now