Po kolejnej, długiej minucie drzwi się otworzyły. Ginny znów zerwała się na równe nogi i doskoczyła do swojego brata. Ron wyglądał okropnie. Jego włosy pokryte były sadzą, a na policzku miał głębokie zadrapanie. Jego ubranie było całe podarte i w wielu miejscach nadpalone. Ginny chwyciła go za ramiona i potrząsnęła delikatnie, zmuszając, aby spojrzał jej w oczy.

– I co? – ponagliła.

Artur również wstał z krzesła i podszedł do syna.

Ronald pokręcił delikatnie głową, a w jego oczach pojawił się tak wielki smutek, że Ginny miała wrażenie, że grunt zaczyna jej się pomału walić spod stóp. Przełknęła ślinę, czując nieprzyjemną gulę w gardle. Miała wrażenie, że stało się najgorsze.

– Gdzie jest Hermiona? – spytała drżącym z emocji głosem.

– Musi zostać na parę dni – odpowiedział cicho Ron, a Ginny poczuła, że kamień spada jej z serca.

– Musiałeś mnie tak nastraszyć? – spytała, kątem oka dostrzegając, że ojciec również mocno się zdenerwował. – Ale rozmawiałeś z nią? Wiesz coś?

Ronald chciał coś powiedzieć, ale jego głos się załamał. Wyminął siostrę i zajął jedno z wolnych krzeseł na korytarzu. Ukrył twarz w dłoniach, a z jego piersi wyrwał się cichy szloch. Dziewczyna pierwszy raz była świadkiem jego załamania. Wymieniła spojrzenia z Arturem i pozwoliła ojcu podejść do syna.

– Ron, co się dzieje? – zapytał ojciec, kładąc mu dłoń na ramieniu.

– Uzdrowiciele na razie nie wiedzą, co to za klątwa – powiedział, drżącym głosem. – Ale udało im się poprawić jej kondycję fizyczną. Ocknęła się, ale...

Ginny wstrzymała oddech.

– Ale nic nie pamięta – dokończył Ron. – Kompletnie nic.

Pod dziewczyną ugięły się kolana. Poczuła, że robi jej się ciemno przed oczami, ale w ostatniej chwili udało jej się podtrzymać ściany i złapać równowagę. Nie chciała teraz martwić Artura. Odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem przed siebie.

– Ginny. – Usłyszała głos ojca. – Dokąd idziesz?

– Do domu – powiedziała. – Wracajmy już do domu.

– Ale na pewno uzdrowiciele nie powinni cię zbadać? – zapytał Artur, a w jego głosie słychać było wielkie zmęczenie.

– Nic mi nie jest – szepnęła bezgłośnie, chcąc jak najszybciej się oddalić z tego miejsca.

Przykro mi, ale nie możemy obudzić pana Pottera – rozbrzmiewał w jej głowie głos uzdrowiciela. – Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale w jego piersi nie ma serca. Wydaje mi się, że został go pozbawiony już kilka miesięcy temu...

* * *

Remus Lupin siedział w kuchni niewielkiego domostwa, które jeszcze do niedawna dzielił z Tonks i ich małym synkiem – Teddym. Wpatrywał się beznamiętnie w dwa brudne kubki, stojące na blacie. Herbata była niedopita. Nie zdążyli jej dokończyć, gdyż dostali wezwanie do Hogwartu, a teraz ciężko mu było tak po prosu ją wylać.

Nie tak to miało wyglądać.

Wzeszło słońce, przyszedł nowy dzień, a Remus nie mógł pojąć, jak to możliwe, że czas się nie zatrzymał. Jak to możliwe...? Nie potrafił zebrać myśli, nie miał już siły płakać. Pociągnął kolejny, długi łyk ognistej whisky. Jak jeszcze długo będzie trwać koszmar, w którym przyszło mu żyć?

Czuł, jak całe szczęście przelatuje mu przez palce. Tyle lat był sam, pochował najlepszych przyjaciół, a kiedy wydawało mu się, że los się do niego uśmiechnął, okazało się, że był to uśmiech ironiczny.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus LupinWhere stories live. Discover now