Rozdział 5 Lecimy

282 15 3
                                    

    Tris Pov.

    Po paru dniach wychodzę ze szpitala. Skutki szkodliwego, śmiercionośnego serum dawno zniknęły. Opuściły moje ciało, ulotniły się jak dym. Jakby ich nigdy nie było. Rana postrzałowa jeszcze trochę mi dokucza, ale dużo mniej niż wczoraj czy przedwczoraj. Zawrotów głowy w ogóle nie mam, jednak lekarz mówił mi, żebym pod żadnym pozorem się nie przemęczała, bo organizm jest wyniszczony i wycieńczony, dlatego mogę mieć tendencje do zasłabnięć.

    Teraz stoję w recepcji szpitalnej, która jeszcze tydzień temu leżała na ziemiach, należących do Eruducji. Nie mogę uwierzyć, że już po wszystkim. Wojna się skończyła. Podział na frakcje zniknął. Zburzono Mur. Nowy świat stoi przed nami otworem. Otworzyły się zupełnie nowe drzwi, nowe możliwości, nowe życie.

    Przede mną w kolejce są jeszcze dwie inne osoby, więc cierpliwie czekam, obserwując okolicę. Wpatruję się w rozciągający się za oknem krajobraz horyzontu. Aksamitne, zielone niziny. Piękne porośnięte tereny, gdzie stał Mur. Usiłuję przypomnieć sobie jego mrugające światła, metalowe druty. Już go nie ma.

- Tris, teraz ty - Z rozmyślań wyrywa mnie znajomy głos. Spoglądam w stronę blatu recepcji.

- Cara! - wołam wychylając się przez blat, by objąć przyjaciółkę.

- Bardzo się cieszę, że widzę Cię całą i zdrową - mówi z uśmiechem.

- Wiesz, bywało lepiej - żartuję, drapiąc się w tył głowy.

Faktycznie, mój obecny stan denerwuje mnie. Nie znoszę ograniczeń.  Tak, tak Tris Praior jest niecierpliwa i często działa pod wpływem impulsu. Ale taka już jestem. Pierwszy raz mogę śmiało stwierdzić, że cieszę ze swojego wyboru. Że odeszłam z Altruizmu. Gdybym nie wybrała Nieustraszonych, kto wie co mogłoby się stać? Kolejni niewinni Niezgodni byliby tępieni i brutalnie wybijani przez Jennin. Nie poznałabym Tobiasa, a on mnie. Żyłabym w świeci, w którym nie umiałabym się odnaleźć. W nie-moim świecie.  

- Za niedługo wrócisz do pełni sprawności. Oto Twój wypis.

Cara podaje mi przezroczystą teczuszkę. Przyglądam się jej z zaciekawieniem, choć dokładnie wiem co skrywa wewnątrz. Zapisy mojej choroby. Tego, co przetrwałam. Serum śmierci, dwóch postrzałów. Kalkulowałam i dumałam o przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Stwierdzam, że nie będę się dłużej zajmować bliższymi inter akcjami z rzeczami, w jakikolwiek sposób związanymi z pierwszym wymienionym przeze mnie okresem czasu. Nagle oczy spowija mi ciemność.

- Tobiasa! - mówię rozbawiona.

Ciemna kurtyna opada. Widzę mojego chłopaka. Jest ubrany w zieloną koszulkę z krótkim rękawem i jean'sy. Barwa T-shirtu bardzo mi się podoba. Jest taka uspokajająca. Zupełnie jak ramiona Cztery, kiedy mnie obejmuje.

- Cześć - wita się Cara, przytulając go tak samo, jak wcześniej mnie.

- Witaj! - odpowiada z entuzjazmem. - Jestem Ci ogromnie wdzięczny za opiekę nad Tris.

- To nic takiego. Jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym, wiedziałam, że przetrwa. Twarda z niej sztuka - ciągnie przenosząc wzrok na mnie. - Teraz czeka cię sława. Wszyscy mieszkańcy Chicago wiedza, że dzięki Tobie, Twojej woli i poświęceniu zapanował pokój.

- To w końcu moja dziewczyna - mówi Tobiasa, przyciągając mnie do siebie i przyjemnie całując w czoło. - Dziękujemy za wszystko.

- Tak, dziękujemy - dodaję z uśmiechem. Ten komentarz o sławie i poświęceniu odbija się echem w moim umyśle. Trochę to do mnie nie dochodzi, ale cieszę się, że moje zmagania nie poszły na marne.

- Nie ma za co - rzuca Cara, kiedy odchodzimy w stronę wyjścia.

Odwracam się przez ramię i macham do niej, dopóki nie znika za szklanymi drzwiami szpitala w dawnej Erudycji.

_________________________________________________________

     - Nie mogę uwierzyć, że tu jestem - mówię, kiedy Tobiasa prowadzi mnie w stronę przezroczystego, ciekawego pojazdu, zaparkowanego na małym parkingu przed budynkiem.

- To znaczy gdzie? - pyta, zatrzymując się i patrząc na mnie tymi swoimi granatowymi oczami, najpiękniejszymi jakie widziałam w życiu.

- Na świecie - odpowiadam. Czuję, że zbiera mi się na jakiś nieogarnięty lament. Na jakąś płaczliwą chwilę słabości, ale zatrzymuje odruch. Będę miała jeszcze na to czas.

    Tobiasa uśmiecha się czule i ciągnie mnie na parking. Tam bierze moją torbę i wkłada ją do czegoś, co wygląda mi na bagażnik, po czym niczym odźwierny, otwiera przezroczyste, połyskujące drzwi. Pełna podekscytowania zajmuję miejsce w środku. On obchodzi pojazd i siada za kierownicą. Pasy umocowane na oparciach fotela, przytwierdzają nasze ciała.

- Umiesz tym latać? - pytam z lekką nutą niedowierzania w głosie. O ile pamiętam, nigdy nie prowadził nawet samochodu.

- Nie, ale zaraz się przekonamy - obwieszcza mi spokojnie, zacierając ręce.

- Co?! - krzyczę.

Aczkolwiek jest już za późno.

    Czuję, jak pojazd wraz z nami unosi się w górę. Cztery mocniej ściska, coś co wygląda mi na dwugłową kierownicę. Naciska parę guzików na desce rozdzielczej i przepycha rączkę skrzyni biegów. Wehikuł drga. Trzęsie się. Nagle wystrzela w górę jak z procy. Razem z uciekającymi metrami, zwiększa się prędkość. Lecimy coraz wyżej i wyżej. Przez szklane szyby podziwiam nieskazitelną biel chmur. Słońce leniwie przedziera się przez ich puszystą powłokę. Napięcie rośnie. Zachwyt zostaje zastąpiony przez strach.

- Tobias? - bełkoczę w amoku.

Chłopak nie odpowiada. Patrzymy, jak pojazd przechyla się, a my wraz z nim lecimy do przodu. Widzę jak ziemia przybliża się z każdą chwilą. Odwracam twarz i nakrywam głowę rękami, by zamortyzować uderzenie i ból, który nieuchronnie musi nadejść. Ale nie nadchodzi.

     Dostrzegam, jak Tobias przyciągniętym do siebie ramieniem zatrzymuje maszynę, która podlatuje poziomo do podłoża. Gwałtownie hamuje i leci dalej, sunąc dziobem po trawie. Naraz przewraca się ,,fikołkując" w powietrzu. Nasze ciała przez moment ogarnia nieważkość. Pasy samoczynnie się odpinają, a my wylatujemy przez przednią szybę.

 Pasy samoczynnie się odpinają, a my wylatujemy przez przednią szybę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

____________________________________________________________

Hejka! Dziś dość długi rozdział. Bez mojego wpisu 888 słów! :-)

Jak mogliście już zauważyć, wyjdzie mi trochę więcej niż pięć rozdziałów. Mam nadzieję, że jesteście z tego powodu szczęśliwi. Oprócz tego małe info. Po skończeniu tego opowiadania, przymierzam się do pisania kolejnego o Szybkich i Wściekłych. Jeśli jesteście za, proszę o odpowiedz w komentarzu.

Z góry dziękuję!

                                           Dziewczynka w białym:-)




Niezgodna Jak powinna się skończyć  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz